Translate

22.6.13

Rozdział V - Gra(cz.2)


<<  R.IV,Cz.1

Konoha

  "Każdy jest więźniem własnej gry
 i wszyscy, póki żyjemy, 
jedynie podbijamy stawkę." Emil Cioran
Ze snu wyrwał go ból, który spotęgowało mrowienie w dłoni. Chciał się podnieść, ale stopa nie bezpiecznie pośliznęła się na kawałku papieru. Próbował od kilku godzin rozszyfrować znaczenie tej książki. Przez ojca posiadał tyle dziwnych ksiąg, a żadna w tej chwili nie mówiła nic konkretnego. Postanowił przejść się na strych, gdzie część ksiąg powinna mu pomóc. Czuł, że gdzieś wcześniej widział ten język. Może wystarczyło przełożyć kreskę w dół, może w górę, żeby tylko wyszła jakaś litera. Ciągle patrzył się na te znaki, nie widząc w nich słów, co go zaczynało przerażać. Przeciągnął się, widząc, że niebo zrobiło się pomarańczowe, gdy usłyszał huk - jeden, drugi, trzeci - nie wytrzymał i podszedł do pokoju brata. Zapukał, kiedy usłyszał cisze oraz kroki, które zatrzymały się tuż za drzwiami.


- Co robisz? - spytał, nie chcąc wchodzić do środka, chociaż mógł, bo też to był jego dom. Cisza jak zwykle. Czasem miał ochotę rozwalić tę drewnianą granicę i uderzyć go, gdyż zachowywał się czasem gorzej niż dziecko. Zignorował to idąc w stronę schodów, które prowadziły na wyższy poziom domu. 
Od razu otwierając klapę kula dymu, kurzu i pyłu, zaatakowała jego twarz, odkaszlnął, następnie krzywiąc się, jakby coś złego się stało. Ujrzał w kącie drewnianą skrzynię, przypominając sobie, że jak był dzieckiem bawił się jej zawartością. Przyłożył dłoń do kłódki, gdy kliknęła odblokowując się, po sekundzie podniósł pokrywę skrzyni. Ujrzał w niej trzy książki, pergaminy, starą mapę, klucz, kompas, jakby zapasy jakiegoś podróżnika, który wybierał się na bardzo długą podróż. Chwycił książki i klucz, rozejrzał się po strychu, który z każdą sekundą ciemniał witając ponownie noc. Nic już zupełnie nie dostrzegł takiego, żeby mu pomogło. Wyszedł zamykając za sobą klapę. Zdziwił się widząc swojego brata siedzącego na kanapie, który trzymał którąś z kolei kartkę. 
- Co to takiego? - spytał udając głupka, gdyby nie umiał czytać, Sasuke zapewne wziąłby te słowa na poważnie, jedynie prychnął kładąc przyniesione rzeczy na stół i wyszedł do kuchni po kolejną kawę. 

Nie śpieszyło mu się, aby wrócić do pokoju, gdzie teraz przebywał Itachi. Rozejrzał się śpiącym wzrokiem po kuchni, postanawiając wypić kawę w spokoju, dlatego oparł się o ścianę. Obawiał się, że ta chwila zostanie przerwana przez kogoś, lecz nic takiego się nie stało. W domu panowała cisza , aż mogła nie których przyprawić o ciarki, a na dodatek zrobiło się ciemno. Tylko poświata księżyca co chwilę witała skromne progi ich domu. Ujrzał na podłodze strumień światła, który pewnie płynął z salonu. Nie rozumiał tej obecnej troski swojego brata w coś, co nie dotyczyło jego, choć musiał przyznać, że miło było go widzieć poza jego pokojem. Odstawił kubek do zlewu, nie chcąc tracić czasu, aż znów zostanie sam. Potrzebował z kimś porozmawiać, czuł, że ze swoim bratem może być to trudna rozmowa, lecz musieli wyjaśnić zbyt wiele, aby to jeszcze odkładać na kolejne godziny. 

Wszedł do salonu, gdzie teraz Itachi pochylał się nad rozłożonymi książkami. Drygnął słysząc czyjeś kroki, podniósł się widząc Sasuke, który wyglądał na przestraszonego, może bardziej zamyślonego. Spoglądali na siebie, nie robiąc kroku w przód, gdy Itachi podszedł do Sasuke i dźgnął palcem w jego serce. Sasuke tylko lekko skrzywił się, wypuszczając zgromadzone powietrze z usta, chciał coś powiedzieć, Itachi tylko podniósł dłoń, jakby chciał powiedzieć pierwsze zdanie. 
- Chyba wiem jak trzeba słowa ułożyć – uśmiechnął się chytrze, jego oczy błyszczały z radości, ponieważ zwykle to on był tym mniej zdolnym Uchihą. Teraz po prostu przypomniał sobie, jak ze swoją drużyną używali starego języka shinobi. Widząc ten układ liter przypomniał sobie te specjalne sytuację, jakie nie raz ratowały im skórę pod czas walk w czasie Wojny i nie tylko. Pewnego dnia stracił najlepszego przyjaciela, od tamtego dnia nie umiał dać sobie radę sam. Sasuke mógł go dobić tamtego dnia, ten tylko pochylił się nad nim będąc całym zakrwawionym krwią. Mimo tego przyłożył swoją dłoń na jego serce, mamrocząc jakoś technikę, jednak nic więcej nie pamiętał, gdyż obudził się w Namiocie. 
- Hm... Więc? - spytał młodszy idąc w głąb pokoju, siadając nad książką, którą znalazł w ruinach. 
- Odwróć książkę i przeczytaj od lewej do prawej. 
Nagle słowa zaczęły płynąć w jego oczach, choć trudno mu tak było czytać to widział teraz sens każdego słowa, zdania, nawet nie czuł, gdy został sam. Godziny mijały, kiedy doszedł do fragmentu: 
„ Białe światło w mroku odbijające. 
Rudy ogon w blasku mieniący. 
Jedna dola, w tym, kto pozwoli zamknąć na wieki - istne piekło - rozdzielające serce na dwoje.” 
Został mu jeszcze jeden akapit, mimo, że najbardziej zapamiętał te trzy zdania, jakby ktoś z przeszłości wiedział o tym, że przyjdzie na świat pewna istota, która odmieni los shinobi. 
  "Wiesz jak się gra w szachy... 
czasami trzeba poświęcić jakąś figurę!" Masashi Kishimoto

Co jakiś czas po ukończeniu Wojny odbywało się tak zwane: Święto Shogi. Torune zapraszał na to wydarzenie nie tylko uczniów, nauczycieli, pracowników szkoły, ale też wszystkich mieszkańców Wioski Liścia. Główną rozrywką był turniej szachowy, gdzie najlepszy mógł wybrać sobie dowolną nagrodę. Była to okazja do tego, żeby zrealizować swoje marzenia. Trwały zapisy przy stoliku przy którym pilnował Shikimaru i Ino. Mieli oni nie jednokrotnie okazje rywalizować ze sobą o pierwsze miejsce. Tym razem postanowili zająć się organizacją. Chcieli, aby inni mieli taką samą okazję do wygranej jak oni. W szkole odbywały się już ostatnie lekcje, a przy stoliku było coraz mniej ludzi. Za chwilę ochotnicy mieli rozłożyć stoliki i plansze, gdzie rozegra się walka o być albo nie być. Dziwić mogło, że nie zjawili się jeszcze: Sasuke, Sakura i Sai. Liczyli, że jeszcze się pojawią. Dzisiejsze Święto Shogi mogło trwać dłużej niż ostatnio, ponieważ wiele osób zapisało się na turniej, więc szybko nie wyłonią lidera, co za tym idzie szybko festyn się nie skończy . 
Powoli stoliki napełniały się, siedzenia wokół również, a nie, którzy pozwolili sobie na przyniesie czegoś do picia, nie koniecznie procentowego. Spoglądali w kierunku organizatorów, którzy tylko czekali na chętnych uczniów, którzy zapisali się przed zajęciami. Gdy zauważyli grupkę młodych, ubranych jeszcze w mundurki, kiwnęli, im na powitanie. Część zajęła krzesełka na widowni, a reszta rozsiadła się tak jak szeptali im organizatorzy do ucha. Każdy z organizatorów miał przypisanych sobie ludzi, co sprawiło na wylosowanie, im konkretnej osoby. 
Torune podniósł rękę, cisza nastała, każdy skupił wzrok na kilkunastu planszach. 
- START! - krzyknął, a każdy skupił się, aby zdobyć króla. 
Co rusz było słychać szepty z widowni, jedni głośniej mówili oraz dopingowali swoim. Emocje wrzały w powietrzu. Pierwsi już odpadali, zwycięscy czekali przy stolikach, przegrani odchodzili albo do domu bądź siadali na widowni. Nie każdy mógł pogodzić się z porażką, lecz nikt nie musiał tu być na siłę, jeśli tego sam nie chciał. 
Nagle wzrok skierował się na Sakure, która użyczyła ramienia Saiowi. Każdy uśmiechnął się w ich kierunku uświadamiając sobie, że Sai szybko chodzić nie może. Nawet, jeśli byłoby to połowa kilometra od wyznaczonego celu. Zrobili, im miejsce na krzesełkach, których już widocznie zabrakło, bo część osób siedziała na murku bądź trawie. 
Neji spoglądał na Sakure, która w pewnym momencie spojrzała w jego kierunku uśmiechając się przyjacielsko, przez co nie zauważył jak przegrał, wyciągnął rękę ku wygranemu, podszedł w stronę Sakury, siadając za nią na murku. 
- Za rok wygrasz – usłyszał i spojrzał na przekręconą w jego kierunku twarz, którą mógł podziwiać w każdej chwili, gdy nagle ujrzał przed sobą różowe włosy. Tak bardzo chciał je dotknąć, powąchać, czasem nie rozumiał tego co się z nim działo. Westchnął, nie mogąc nic zrobić. Skupił wzrok na ostatnie osoby co walczyły w tym etapie. 
Jeszcze jedna para, która każdy ruch myślała z dokładną precyzją. Zostało, im jeszcze tak nie wiele pionków, gdy starsza osoba po prostu ruchem ręki zmiotła pionki uwalniając swoją czakrę. Widać, że zależało mu na wygranej. Torune tylko podszedł do niego odciągając ich od ludzi, głównie od przerażonych dzieci, które przytulili się do starszych osób. 
- Oboje przegrywacie – powiedział, gdy wrócił już sam. Zwrócił się do Ino, aby ogłosiła za chwilę etap drugi. 
- Proszę Państwo za kwadrans zaczynamy drugi etap. W tym czasie ustalimy, kto, z kim gra. Proszę w tym czasie nie rozchodzić się do domu! - Yamanka radośnie oznajmiła informację, kierując kroki do szkoły, byle ustalić z Nara dalszy rozwój turnieju. Po chwili przybyli na plac, który nagle zamilkł. Zwycięscy z pierwszego etapu podeszli do nich. Podawali teraz parami, a ci mogli wybrać dowolne stoliki. Tak, działo się, aż wyłonili dwójkę zwycięzców. 
- Takim razie mamy dwóch zwycięzców, którzy zmierzą się w ostatnim etapie! - Zapadła chwilowa cisza pełna napięcia. - Hanabi Hyuga i Kakashi Hatake! Oto oni zawalczą o swoje marzenia! - Nara teraz ogłosił informację, która skończyła się głośną owacją. Po chwili, gdy pionki zostały poprawnie ustawione zaczęła się ostatnia walka. 
- Sai! Sai! - Sakura próbowała go wołać cicho, aby nikogo nie rozpraszać. Widziała jak każdy ruch sprawia mu ból, ciągle stawiał nogę tak ostrożnie, że aż serce się krajało. Pobiegła za, nim, gdy znaleźli się za szkoła po drugiej stronie. 
- Nie idź za mną – poprosił, choć wiedział, że byłoby to bez sensu. Nawet nie mógł biegnąć, Sakura teraz jak nie patrzeć była silniejsza od niego. 
- Powiedz mi co się dzieję... 
- Nie twoja sprawa – przygryzł dolną wargę, jego oczy zrobiły się smutne, ciało zaś lekko drżało co można było zwalić na zmęczenie, jednak Haruno nie dała się temu przekonać. 
- Aj, Sai, znamy się nie od dziś. I kochamy tę samą osobę – powiedziała opierając się o ścianę, z tej perspektywy widziała tylko profil swojego kolegi. 
- Ach, . Nie, tak, nie wiem... Nie powinienem z tobą o tym rozmawiać. 
- Jeśli nie ze mną to z kim? 
- Samym sobą! - Odwrócił się ku niej podnosząc nie pewnie prawą brew do góry. 
- Tak, jasne, ja też sobie wmawiam, że wszystko będzie jak ja chcę. 
- Pozwól mi tym razem być sobą. 
- Durnych argumentów używasz, ale, jeśli tylko tego pragniesz to jutro nie przychodź do mnie, abym złożyła twoją nogę – szantażowała go w dobrym imieniu, nie przypuszczała, że ten odwróci się oraz pójdzie w kierunku jakim zmierzał. Postanowiła wrócić na festyn, napić się, jak nigdy wcześniej, lecz nie przypuszczała, że ktoś siedzący za nią wyzna jej coś, co odmieni jej życie. 
- No i mamy zwycięzce! - Odezwał się tym razem Torune. - Wygrało wieloletnie doświadczenie, spryt, mądrość – Kakashi gratulację! - Nastąpiły głośne owację, potem każdy podchodził i gratulował zwycięzcy. Torune tylko powiedział, że za pół godziny ogłosi jego marzenia. 
Sakura nie chciała już tu być. Zmierzała ku swojemu nowemu mieszkaniu. Miała jeszcze tyle rzeczy do skończenia, kiedy usłyszała za sobą swoje imię. 
- Hm? - mruknęła pod nosem, odwracając się ujrzała młodszego Hyuge, jaki teraz wyglądał na przybitego. - Coś się stało? - spytała zmartwionym głosem. 
- Podobasz mi się – szepnął, Sakura zamrugała oczami nie dowierzając tym słowom. 
- Kłamiesz. Kłamiesz – powtórzyła ciszej, jakby wmawiając sobie, że teraz nic się nie dzieję. 
- Nie, Sakura, śnię o tobie! 
- Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni, Neji. Chyba też tego chcesz? 
- Chcę jedynie ciebie. Pomyśl o tym. Nie śpieszmy się. 
- Dobrze, pomyślę, daj mi czas. 
- Ile potrzebujesz, tyle masz... - Zauważył ponownie różowe włosy, ale tym razem pozwolił jej odejść. Czuł, że na krótko, gdyż widział w jej oczach szczerość i to coś czego określić obecnie nie mógł. Był w stanie jedynie czekać, aż czas przesunie swoje wskazówki kilkaset razy w ciągu tego czasu. 
  "Nie gram w żadne gry. [...]
Nie mam na to czasu. 

Kiedy zaś zakończę moją pracę, 

nie mam ochoty na nic, 

co wymagałoby użycia umysłu." Albert Einstein

W jego głowie odbijały się słowa Sakury. Chciał naprawić coś, co tylko go niszczyło. Nawet nie czuł jak bardzo boli go noga. Gdy znalazł się przy drzwiach trzymając w powietrzu rękę, drżał, chciał odwrócić się i pójść w znanym sobie kierunku. Zapukał raz, drugi, kiedy w drzwiach pojawiła się postać, która wyglądała jakby nie spała od kilku godzin. 
- Czego chcesz? - spytał jakby z wyrzutem, jakby nic zupełnie ich nie łączyło. Sai chciał zrobić krok w tył i wyjść stąd. Był tak blisko drzwi, które chwilę temu zamknęły się. 
- Pogadać. Przeprosić. - szeptał wystraszonym głosem, choć teraz czuł, że widać po, nim jak trzęsie się ze strachu. 
- Ha, ha Niby o czym? Poza tym szedłem spać, więc jakbyś mógł się streszczać. 
- To przyjdę jutro... - Już chciał uchwycić klamkę, gdy usłyszał swoje imię. - Hm? - spytał, jakby oczekując czegoś wielkiego. 
- Nie, nic. Nie przychodź tu już nigdy więcej. - Otwarł usta wychodząc najszybciej jak mógł, po jego policzkach spłynęły łzy, które nie chciały ustać aż zostanie gdzieś w ustronnym miejscu. 
Widział jak ludzie wracają z festynu do domu. Najchętniej zostałby teraz sam, jednak mieszkając w szkole nie było takiej opcji. Z chorą nogą nie mógł udać się w jakieś ustronne miejsce. Usiadł przy drzewie opierając się o konar, przyciągnął drugą nogę i zaczął delikatnie się kołysać. Czuł się samotny, ale odniósł wrażenie ulgi. Takiej totalnej pustki, która o dziwo sprawiła mu przyjemność. Wyczuł jak ktoś zasłonił mu słońce, które swoimi promykami ogrzewało jego odkryte części ciała. Zatrzymał swoje ciało, jakby wytężając je do myślenia. Nagle poczuł ciepło drugiej osoby przy swojej lewej strony oraz jak ktoś chwyta jego dłoń. Była taka, mała, drobna, jakby dziecka. Spojrzał w końcu w lewo i ujrzał Manami. Uśmiechała się delikatnie, rozumiejąc chyba co się stało z bohaterem jej Wioski. Nic nie mówili po prostu tak tkwili. 
- Nie powinnaś być już w domu? - spytał Sai, któremu głos drżał. Chciał płakać dalej, ale jakoś obecność kogokolwiek w tej chwili wlewało w jego serce niesamowity spokój. 
- Zaraz mam trening. Moi rodzice wiedzą, że znów wrócę późno do domu. Widząc ciebie musiałam podejść, gdyż mam takie zdolności co Sakura. Mogę ci jakoś pomóc? 
- Na złamane serce nie ma lekarstwa – wymamrotał spoglądając przed siebie, spróbował się podnieść, gdy poczuł skurcz w nodze. - Ałaj - skrzywił się z bólu. Dobrze, że do szkoły miał z pół kilometra jak nie mniej. 
- Może obejrzeć nogę? - pytała dalej siedząc teraz po turecku i skubiąc trawę. 
- Musze poleżeć kilka dni. Ból minie w mgnieniu oka! Pójdę już... Powoli. - Zaśmiał się krótko, kiedy o mało się nie potknął. Nie było na drodze kamieni, ani nic co mogło sprawić, żeby upadł. Zachwiał się, lecz utrzymał równowagę. Manami tylko odprowadziła go wzrokiem, aż zniknął z jej horyzontu sama idąc na swój trening. 

Sai wszedł do siebie, marząc już o swoim własnym mieszkaniu, jednak musiał jeszcze skończyć tyle innych domów, nawet nie mając ochoty teraz wziąć rysownika. Położył się na łóżku, zaczął płakać, aż nie zasnął. 
Obudziło go pukanie do drzwi. Wiedział, że na pewno nie jest to Neji i Shikamaru, jako że mieli pozwolenie tu wchodzić jak do siebie. 
- Proszę wejść! - krzyknął. Dziś to prawie nogi nie czuł, sądził też, że sprawiło mu wielki ból, jeśli miałby tylko przejść się do drzwi i z powrotem. 
Ujrzał Sakurę, która spojrzała automatycznie na jego odsłoniętą stopę. 
- Spuchła – wymamrotała, podchodząc bliżej, położyła swoje dłonie mówiąc jakoś medyczną technikę. - Troszkę lepiej? - spytała. 
- Tak – wymamrotał, jakoś ostatnio nie miał nawet siły, by mówić wyraźnie. Najchętniej, by zdobył jakiś klucz do tych drzwi i zamknął się od środka. - Co tu robisz? 
- Szłam do Namiotu, podczas gdy pomyślałam o twojej stopie. Byłam wczoraj taka oschła. Przepraszam cię za to Sai. - Na chwilę zamilkła, jakby szukając odpowiednich słów. - Wyrzucił cię? - Czemu pytasz? 
- Wszystkich odtrąca, nigdy nie potrzebuję nikogo do pomocy - cały on. Ciekawe jak sobie poradzi, jak przyjdą większe problemy. 
- Nie martw się o niego. Ma tyle samo lat co my. Poza tym jest zdolniejszy od nas. Nie zaprzeczysz, no nie? - spytał rozbawionym głosem, widząc taką przyjaciółkę, aż miał ochotę ją przytulić. 
- Zawsze zazdrościłam mu, że jest tak uzdolniony. 
- Nie tylko ty... Najgorzej, że jeszcze wielu ludzi nie pogodziło się, że wrócił do Wioski. 
- My rozumiemy czemu to zrobił, inni nie, bo go znamy, oni nie – powiedziała tajemniczo, Sai mimo tego zrozumiał, o co jej chodzi. 
- Będzie dobrze. 
- To wiem. Pójdę już – wstała z krzesła wychodząc na zewnątrz. Sai od paru godzin poczuł się po prostu potrzebny oraz wspierany nawet za swoją znikomą głupotę. Ciekawiło go tylko co przyniesie kilka następnych godzin...  

R.VI,cz.1 >>

4 komentarze:

  1. Anonimowy25/6/13 16:16

    Witam,
    bardzo mi się rozdział podobał, robi się coraz bardziej interesująco... Sasuke doszukał się pewnych informacji, ciekawe do czego go zaprowadzą... bardzo mi żal Sai'a i tego jak został potraktowany... choć wciąż mi brakuje jakieś wzmianki przyjaciół na temat Naruto...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. T. Megami16/8/13 21:04

    Zgadzam się z poprzednikiem. Trochę się pogubiłam. Tak jakby przyjaciele zapomnieli o Naruto. Relacje Saia i Sasuke są nie dla mnie, ale intryguje mnie to opowiadanie. ;D
    Mikoto takie same imię jak matka Uchihów. Czy to specjalnir powiązane? ;o

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy28/1/14 22:49

    Ehh wpadłem niechcący na tego bloga właśnie dzisiaj... Ale jest najnudniejszym blogiem z opowiadaniem sasunaru... Przykro mi ale rezygnuje z czytania. Przepraszam i życzę żebyś miała jakieś interesujące lub ciekawe pomysły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie łaska poczekać do XII rozdziału. Ah, i na co moje trudy zwalniania z akcją, o którą mnie proszono n-razy. Zero cierpliwości. Wolny kraj i idź w pokoju. Pozdrawiam... :)

      Usuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)