Translate

13.1.14

Rozdział X - Początek(cz.2)

<<  R.X,Cz.1




Dziękuję Jamie Hart za sprawdzenie tej i poprzedniej części. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz mi pomożesz... :)
Zapraszam do czytania i liczę na jakieś komentarze. 

***


„Jed­nak już od sa­mego początku
 wy­tycza­liśmy swo­je dro­gi na osob­nych,
cho­ciaż uzu­pełniających się mapach. ” Jonathan Carroll

Płacz dziecka roznosił się jak pyłek. Wdzierał się do jego świadomości. Jęknął nie chcąc się ruszać. Czasem ten płacz nie oznaczał, żeby miał się ruszać. W tej jednej chwili uświadomił sobie, że od pojawienia się Eriko, nikogo nie zaprosił do domu, salonu czy sypialni. Jakby chronił ją przed całym światem, gdyż była najdroższym diamentem świata dla niego. Na chwilę zamilkła, odetchnął głęboko, prawie zasypiał a śpiew niemowlaka znów zabrzmiał w całym domu. Zapalił lampkę, gdy usiadł poczuł jak bardzo łupie mu w głowie, jak jego oddech jest nieświeży z powodu alkoholu. Podszedł do łóżeczka, zapłakana twarz wyciągnęła rączki do góry. Wybaczył jej w jednej sekundzie za pobudkę, której nie chciał. Dopiero położył się spać. Widocznie Eriko wyczuła rodziciela i chciała się z nim przywitać, chociaż jej ojciec pocałował ją w czoło nim poszedł do swojej sypialni.
- Co tam, księżniczko? - spytał, czując, że ma pełny pampers. Nie chciał jej brać na ręce. Jeszcze ledwie stał na własnych nogach. Musiał wytrzeźwieć, ale jej potrzeba była równie ważna. Delikatnie spróbował ją podnieść, żeby położyć na przewijaku. Poczuł ulgę, gdy położył ją na kocyku nie opuszczając na dywan, ani nie robiąc jej żadnej krzywdy. Skrzywił się widząc brązową maź, zwinął pampersa i natychmiast wyrzucił go do kosza. Wziął nawilżające chusteczki, puder oraz nowy pampers. Teraz uświadomił sobie, że nie powiedział niani o zapasach. Sam mógł po nie pójść, jakby nie spotkanie z przyjaciółmi, które przedłużyło się o kilka godzin. Poczuł młodości, nie związane niemowlęciem, przyłożył dłoń do ust, pobiegł do łazienki, żeby wypróżnić żołądek. 
- Uf, nie zleciałaś. Bardzo dobrze. Już cię ubieram. Przepraszam cię, że musiałem cię na chwilę zostawić. - Wiedział, że rozumie, słucha, zaś na jej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech. Spojrzał na zegarek, uznając, iż jest nocna pora karmienia. Położył ją do łóżeczka, żeby przygotować butelkę. Mimo, że zasnęła wziął ją do ramion, mocniej przyciął do klatki, żeby w tym stanie jej nie opuścić. Zostawił na szafce pustą butelkę, położył ją i zakrył kocykiem w chmurki. Wyłączył światło. Było mu tak okropnie nie dobrze. W sumie cieszył się, że Eriko czasem potrafiła go wyciągnąć z łóżka. Jako student w sumie dopiero jak wstał miał akcję z kiblem. Teraz wiązało to się z czasem poświęconym, między dzieckiem, a imprezą.
Postanowił wziąć prysznic i zdrzemnąć się z godzinę, nim budzik obudzi go do pracy. Dziś miał zająć się nią jego starszy brat. Bał się tego, ale cieszył się, że jego księżniczka nawiąże kontakt z rodziną.

*

Budzik. Dla jednych nowa energia, która wyrywa z rąk Morfeusza. Dla innych zaś koszmar, jaki sprawia, że bierze się drugą poduszkę i przykłada do twarzy, żeby jeszcze chwilę chwycić sen.
Dla niego było to koszmarem. Nie dość, że spał jedynie dwie godziny, to jeszcze w tle słyszał dziecko.
- Już, już idę... - mamrotał zbierając się do otwarcia oczu, żeby zmierzyć się z jasnym, codziennym światłem. Potrzebował mocnej, czarnej kawy, aby iść do pracy, gdzie po trzęsieniu ziemi było dość mało pracowników. Większość, albo była w szpitalu, bądź na zwolnieniu. On nawet jakby połamał wszystkie kończyny to musiałby pracować, gdyż wisiała nad nim opieka społeczna.
- Zaraz wujek przyjdzie to się tobą zajmę. A tatuś znów pójdzie do pracy - mówił powoli, spokojnie, ale to wystarczyło, żeby jej płacz zmalał niemalże do zera. Nastawił czajnik oraz wodę na butelkę. Uznał też, że musi ją umyć. - Myju, myju, a potem jedzonko. Nastawie jeszcze One Republic, bo strasznie cię oni jarają. Nie wiem, po kim masz ten gust. Chyba nie po mnie. - Pstryknął ją w nos, następnie zalał kawę, oraz wstawił butelkę. Kiedy mleko się grzało, wyciągnął słoiczek z przecierem bananowym. Wziął Eriko na nogi, nie wiedział nawet, kiedy tak szybko ona urosła. Potem wsadził ją do huśtawki dla dzieci. Wyciągnął butelkę, jaką postawił na ścierce. Spoglądał na zegarek w kształcie gwiazdy, co by nie spóźnić się do pracy.
W czasie, gdy nalewał do wanienki ciepłą wodę usłyszał dzwonek do drzwi.
- Wejść - krzyknął, dolał jeszcze żelu i zimnej wody. Kąpiel była niemalże idealna, tylko jeszcze brakowało dziecka, po które poszedł witając w salonie brata. Widząc kątem oka, że zajął się sobą, włączając telewizor.
- Idziesz do pracy? - usłyszał, warczał troszkę, ponieważ chwilami brakowało mu czasu na Eriko. Chętnie, by rzucił pracę, żeby poświęcić jej ten czas, co umykał mu między palcami.
- A jak myślisz? - spytał, wchodząc z maleństwem owinięty w dziecięcy szlafrok. - Wypiję kawę, zjem tosta i spadam. Mój nowy numer telefonu masz, a jak coś na lodówce jest numer do niani. Dasz radę. - Ostatnie zdanie raczej nie brzmiało jak stwierdzenie, lecz pytanie.
- Nie poznaje cię - Yoichi stanął i wziął z jego rąk swoją bratanicę, uznając, że ma podobne rysy twarzy jak oni. Zastanawiało go, kim jest jej mama, bo mało widział w niej drugą połówkę. - Ogarnę ją, a ty się zbieraj. Zaraz ósma. - Ponaglał go, jak za czasów szkoły. Uśmiechnął się do niego zbierając się do pracy. Pożegnał się z nimi, przypominając o numerach telefonu, za które dostał pluszowym misiem w głowę.
„Śmiech nie jest wca­le złym początkiem przy­jaźni,
a na pew­no jej naj­lep­szym zakończeniem. ” Oscar Wilde
Musiała zająć się w tym tygodniu maszyną do szycia obuwia. Nie bardzo lubiła fizyczną prace. Liczyła, że Kiba lada dzień powinien przyjść. Z złamaną nogą to mógł wziąć krzesło i pracować. Noga w rzeczywistości do niczego tutaj nie była potrzebna. Może Karen była egoistką, albo była już zmęczona robieniem kilku rzeczy na raz. Chwilami przeklinała pod nosem to całe trzęsienie ziemi. Zdziwiła się, gdy obok niej stanęła blada postać o długich, czarnych włosach. Przypatrywała się, następnie zaczęła się śmiać. Tak śmiać, że pracownicy zwrócili na nich uwagę.
- Czemu się śmiejesz? - Karen spytała Hinatę, która aż przymknęła oczy i załapała dłońmi brzuch. - No, czemu? - pytała dalej nie widząc niczego śmiesznego.
- Szyjesz czarną skórę biała, jedwabną nicią.
- A, nie jest taki wzór? - spytała, bo ktoś na hali wskazał jej, co ma wziąć. Widziała na papierze wzór oraz przed oczami produkty. Chciała je połączyć. Czyżby był to kawał dla nowicjuszy, którym nie była.
- Nie, nigdy. Widać, że za mało tutaj przychodziłaś. - Hinata schyliła się do półki w biurku, wciągnęła grubą, czarną nić oraz grubszą igłę. - Daj mi go. Drugiego zrobisz sama. - Przewlekła jej ścieg swoim, uśmiechając się jak głupia, próbując zapewne nie śmiać się. - Widzisz? - spytała.
- Chcesz ze mną potem iść do Takeo? - spytała, ponieważ musiała jej się jakoś odwdzięczyć, lecz kompletnie nie miała czasu wyjść na kawę. Miała nadzieję, że chociaż przebywanie z nią da jej znak, że bardzo jej dziękuję za poprawę obuwia wartego więcej niż jej miesięczne pobory.
- Z miłą chęcią. Myślisz, że się obudzi? - Hinata usiadła przy swoim biurku, gdzie pakowała buty do pudełek oraz przewlekała sznurowadła.
- Czuję, że nastąpi to niebawem. Wczoraj widziałam, jak poruszał dłonią. Martwi mnie tylko jego bladość. - Podała parę dalej, jeszcze wiele rzeczy trzeba było zrobić, nim trafią do rąk Hyugi. - Ty teraz robisz to, co Naruto? - spytała, żeby wiedzieć jak zaznaczyć w dokumentacji ten tydzień.
- Tak, najbardziej wiem, jaki ma zakres. A co u niego?
- Grypa, albo coś. Trudno mi to określić. Nie chce za bardzo wychodzić do nas. Coś go gryzie. - Przygryzła dolną wargę próbując walczyć z materiałem. Obie zajęły się swoją pracą.

*

- Ciekawa jestem, czy będzie mógł chodzić, czy będzie coś pamiętać. A także reakcji na śmierć jego żony i dziecka. To okropne, co mu się przytrafiło - mówiła Karen, która wraz z Hinatą stały przed szklaną szybą. Czekając, aż lekarze wyjdą z jego sali. Widziała kątem oka, że dla jej znajomej było to trudne. Nie znała jej. Nikt jej w sumie nie znał. Hinata była bardzo cichą i nieśmiałą osobą. Jednak była perfekcyjna w tym co robiła. Była cennym pracownikiem, takim, którego ceniono za talent.
- Ja chcę, żeby żył - powiedziała, w momencie, gdy wchodzili do środka. Karen nie rozumiała jej zachowania, lecz jej wzrok zdradzał, że musiała coś do niego czuć. Nie znała ich relacji. Wiedziała jednak, że pracowała w tej firmie dłuższej niż ona.
- Będzie. Zobaczysz.
- O - powiedziała Hinata. Obie spojrzały na twarz mężczyzny. Miał otwarte oczy, mętnie patrzył przed siebie, Karen wybiegła na korytarz szukając pielęgniarki. Hinata tylko wzięła jego dłoń, ogarnęła kosmyk z jego twarzy, która była taka zagubiona w swoim wyrazie. - Pamiętasz coś? - spytała. Ujrzała tylko kiwnięcie głowy, bo miał rurkę w buzi. Po chwili przeproszono ich, wyszły, żeby powiadomić Mikoto i nie tylko o tej dobrej nowinie.
„Gdy człowiek na początku jest pew­ny,
kończy na wątpli­wości,
a gdy zaczy­na od wątpli­wości,
kończy na pewności. ” Ramón Gómez de La Serna
Kiba od początku wiedział, że jego ukochana nie jest z nim szczera. Wybaczyłby jej wszystko. Za bardzo mu na niej zależało. Za długo o nią walczył. Słyszał w jej głosie radość, że syn pani Mikoto się obudził. Dla niego to jednak było nutką zazdrości. Nie był głupi. Spojrzał na gips, maleńką przeszkodę, która sprawiała, że był przykuty do kanapy, jak skazaniec do celi.
- Dawno się obudził? - spytał, gdy odrzucił wszelkie emocje na bok. Również był zadowolony z tego wydarzenia. Zastanawiało go, jak teraz życie będzie wyglądało.
~ Nie, nie dawno. Zaraz chyba wrócę do domu. Nic tu po mnie.
Ujrzał Akamaru, który przebudził się słysząc głosy. Zaszczekał, kładąc się przy drzwiach na balkon. Minęło już tyle tygodni, kiedy byli znów razem. Mógł każdej nocy spać przy kimś, kto był i jest jego całym światem. A przez jeden telefon poczuł ukucie w sercu. Spojrzał na drzwi wyjściowe. Zamyślił się na tyle aż usłyszał chrząknięcie.
- Hej, co jest? - spytała widząc bezradność na twarzy ukochanego. - Martwisz się o Takeo czy Naruto? - spytała, a ten odsunął się czując dłoń na policzku.
- Czy ty coś czułaś? - zadał takie pytanie, że spojrzała się na niego jakby pytał, czy niebo jest niebieskie. - Czy pragnęłaś go jak mnie? Czy śniłaś o jego nagim ciele? - atakował na tyle, że Hinata stanęła przestraszona usłyszanymi słowami.
Nie rozumiała, czemu ktoś kto był dla niej ważniejszy niż własne zdrowie pyta o tak absurdalne rzeczy.
- Kiba, Kiba! - wrzasnęła jakby jej podwyższony głos miał go raptem uspokoić. On jednak czuł się jak zburzony ocean, który miał jak tajfun zaatakować ląd. - Coś ty sobie dziś ubzdurał? O kim ty gadasz?! Do cholery! Wróciłam do ciebie, aby myśleć o kimś? Aż tak działa brak pracy na twój mózg? - rzucała obelgami coraz bardziej krzywiąc się, jakby zamiast słów jadła cytrynę.
- Nie kazałem ci wracać! Samo się potoczyło! On i tak był zajęty. Imponował ci, choć myślałem, że spotkałaś kogoś w jakimś klubie, czy bibliotece. - Nie zdążył nic powiedzieć, kiedy Hinata skoczyła na niego bijąc go gdzie po padło. Chwycił jej dłonie, patrzył gniewnie w jej twarz, chcąc na nią splunąć. Widząc jednak jej łzy, przesunął nosem po mokrej tafli, następnie zamienił to na drobne pocałunki. Czuł, że nadal istota siedząca na jego udach sie rzuca, jakby miała atak padaczki. W jednym ułamku sekundy wbił się swoimi ustami w jej. Czuł kąsanie, jaki z upływem czasu zamieniło się w namiętny taniec. Nie myślał teraz o bólu, gipsie czy psie. Chciał okazać, że się pomylił. Hinata stała się jego całym światem od pierwszego wejrzenia. Czuł teraz, że ona pragnęła go tak samo mocno jak on.
- Przepraszam - szepnął, gdy leżeli wtuleni w swoje ciała. Powoli zapominając o co im przed chwilą poszło. Nie na co dzień sobie dokuczali, nawet tego nie umieli, żyli zbyt zgodnie, zbyt idealnie, z tego byli znani. Dziś było całkiem inaczej, ale okazali sobie, że jedno bez drugiego oznacza wielką lukę. Byli jedną spójną harmonią, która buduje się na emocji.
„Życie jest se­rią początków,
nie łańcuchem za­kończeń
- dla­tego jest ta­kie piękne. ” Mian Mian
Sachi Ohira przekręcał w dłoni telefon. Od ostatniej imprezy dawno nie widział swojego przyjaciela. Ubrał buty, kurtkę chowając telefon do kieszeni. Wziął jeszcze klucze i postanowił pójść na spacer. Nie zważał na piętrzące się na niebie chmury, delikatny powiew wiatru, milczące ptaki. Zapowiadało się znów na burzę.
Był w podobnym wieku i wzroście jak Kakuei Mori. Miał jednak dużo jaśniejsze włosy, niebieskie tęczówki, bardziej męskie rysy twarzy. Przywykł do garnituru, więc nie posiadał zbyt wiele sportowych ubrań. Chyba, że piżamę można do nich zaliczyć. Pracował w wielkiej międzynarodowej korporacji, która była podzielona na mniejsze grupy, te zaś dopasowane były pod jakiś kraj. W sumie, brat Kakueia też tam pracował, jakby Sachi chciał być bliżej jego rodziny, żeby usłyszeć jakieś nowinki o młodym Morim. Nudziła go ta praca, nawet nie studiował na to, żeby teraz robić projekty dla milionerów. Musiał jednak przyznać, że zdobywanie pieniędzy jest uzależniające. Nie wiedział, kiedy pragnął mieć więcej jenów. Mimo wszystko nadal żył skromnie. Część pieniędzy oddawał biednym, część instytucjom, a nawet Domu Dziecka, w jakim się wychował. Nie lubił mówić nikomu o swoim marnym dzieciństwie. Praktycznie tylko Kakuei i Chie Aizawa wiedzieli o tym maleńkim sekrecie. Najbardziej im ufał. Wiele razy mógł na nich liczyć, a oni na niego.
Deszcz lunął na niego, usłyszał huk, wszedł do pierwszego lepszego miejsca. Okazało się to przytulną kawiarenką. Kelnerka widząc przemokniętego człowieka, przybiegła z ręcznikiem.
- Nie trzeba było się fatygować – wymamrotał, a kelnerka tylko odwróciła się, żeby wręczyć mu menu. Zabrał i podziękował jak na dżentelmena przystało. – Gdzie jestem? – spytał, gdyż ciągle patrzył pod nogi. Nie wiedział, do jakiego miejsca go zaniosło.
- Coffee Heaven przy Matsuya-dori – odpowiedziała, gdy zauważyła kolejkę przy kasie. Przeprosiła na chwilę mówiąc, że już idzie.
Usiadł najbardziej odludnym miejscu na wielkim, skórzanym fotelu, przeglądał kolorowe menu, gdy wybrał numer do Moriego.
Zaprosił go na kawę, choć nie było to łatwe. Widać, że był czymś zajęty, lecz po jakimś czasie ujrzał brązowe, przemoczone włosy. Kelnerka znów zainteresowała się osobnikiem bez parasolki.
- Wybacz. Ta burza jest okropna. Brzmiałeś jakby cały świat ci się zawalił na głowę. Um. Pójdę po kawę i zaraz pogadamy. Dobrze? – spytał retorycznie zostawiając na stoliku ręcznik i menu. Znał to kawiarnie, więc mógł bez problemu złożyć zmówienie. Widział, że przyjaciel już coś pije, więc wziął tylko ciastka dla nich obu. – Więc?
- Znasz mnie nie od dziś – Kakuei już czuł, że coś się kroi. Nie wiedział, jednak z której strony ma to ugryźć. Postanowił milczeć nim nie dowie się wszystkiego. Panowała dłuższa chwila, gdy medytowali smak kawy. – Nie czuję do ciebie tylko to co powinienem – powiedział to tak cicho, tak jakby badając grunt.
Mori spoglądał na niego upewniając się, czy na pewno usłyszał to co powiedział. Nie mylił się. Odetchnął głęboko, sam planował nie raz to rozmowę, udawał jednak na tyle obrażonego, żeby go sprowokować. Nie wiedział, czy normalne jest, żeby lubić krzyk. Ale lubił.
- O, Boże! Przepraszam! Nie chciałem! Wybacz, wybacz! Powstrzymam się! – bełkotał, ale Mori nadal miał poważną minę, aby się nie roześmiać wypił ostatni łyk kawy.
- Głupi… - powiedział, uśmiechając się szeroko, zastanawiał się czy to pytania będą miały sens. – Czy myślałeś, że lecę na dziewczyny? Nie zauważyłeś, że mało, a właściwie prawie wcale na nie patrzę? – pytał, analizując jego twarz, obaj byli dorośli, a rozmowy na taki temat były w tej chwili zabawne.
- Domyślałem się, lecz mogłeś z nimi być, ja byłem, nim nie zrozumiałem swoich uczuć. Czy możemy jakoś to zmienić? – Wyjątkowo dużo się dzisiaj pytał. Bał się tak okropnie odrzucenia, że chyba tak maskował strach.
- Możemy. Chcę tego. Ciebie. Ale mam kogoś.
- Kogo? – Nie podobało mu się, ale mu ufał. Chciał tego kogoś poznać. Wybaczyłby mu wszystko i życzył szczęścia. Nie rozumiał niczego w obecnej chwili.
- Chodź ze mną. – Poczekał aż przyjaciel zapłaci za kawę. Zaprowadził go do samochodu, nachylił się nad nim, musnął palcem jego policzek, następnie krótko pocałował spierzchnięte usta.
Ruszył pod swój dom, otwarł drzwi, zdjął buty, o dziwo było cicho. Z salonu zauważył światło, które musiało odbijać się od włączonego telewizora. W fotelu ujrzał śpiącą postać. Wziął Ohirę za dłoń, zaprowadził do małej sypialni i włączył światło.
- Masz dziecko – stał w progu, spoglądając jak jego najlepszy przyjaciel bierze jego córkę, która czując obcą osobę zaczęła płakać, obok siebie poczuł tylko nianię, która tylko powiedziała, że w takim razie już będzie zbierać do domu. Wyszedł tylko za nią, żeby jej zapłacić, lecz nie wiedział ile dziś była godzin, gdyż rano zostawił ją z Yoichi.
- Mam, kocham ją, ale ciebie bardziej. – Sachi słysząc te słowa o mało nie wypuścił małej z rąk. Delikatnie ją położył i podszedł do niego, gdyż Mori nadal stał w progu. Wtulił się w niego, następnie zarzucił ręce na jego ramiona i sięgnął do ust swoimi wargami. Całowali się namiętnie słysząc Eriko w tle, lecz obaj mieli to w poważaniu. Niemniej jednak Mori przeprosił go na chwilę domyślając się, co mogło ją zbudzić. Zajął się nią, nim nie zasnęła. Potem mógł zrobić kolację, którą pierwszy raz nie zje sam w tym domu. Miał nadzieję, że śniadanie będzie równie doskonałe jak ten koniec dnia.




R. XI, cz.1 >>

5 komentarzy:

  1. Anonimowy15/1/14 12:22

    Witam,
    jak się cieszę, że dodałaś nowy rozdział... wspaniale Tobie wyszedł..., co za zazdrosny Kiba.. och ktoś jeszcze poznał, ze Mori ma córkę, jego najlepszy przyjaciel, którego kocha, i który kocha jego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. przyznam, że bardzo mi się podoba, nie do końca rozumiem, z powodu nie przeczytania pozostałych części, ale fajne. stylistycznie bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok . Czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy28/1/14 23:27

    Ja pierdole, kiedy tu będzie się działo z 'SasuNaru' -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W XII rozdziale na samym początku. *-*

      Usuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)