Translate

27.4.14

Rozdział XIII - Kłótnia (cz.2)

<<  R.XIII,Cz.1



„Najbardziej lubię rozmawiać sam ze sobą.
Oszczędzam w ten sposób czas
i unikam kłótni.” O. Wilde

Wracał z pracy, kiedy poczuł zapach świeżego pieczywa. Dostrzegł kątem oka toczący się autobus, na który czekał od kwadransu. Następny miał być, dopiero za jakąś godzinę, co dałoby mu okazję do zwiedzenia pobliskich sklepików. Tłum ludzi wychodził, czy też wchodził, lecz on skierował się za zapachem. 
Wszedł do małego sklepu,w którym było widać wyroby cukiernicze, mączne, drożdżowe, aż oblizał usta od tych smakołyków. Przystanął w kolejce, i myślał nad zakupem słodkości. Zauważył nawet ekspres do kawy, za co musiał podziękować niebiosom, gdyż ledwie stał na własnych nogach. 

Przez pół nocy nie zmrużył oczu, ponieważ rozmyślał, a może bardziej tęsknił za pewnym chłopakiem, jaki skradł jego serce. Męczyło go powoli częstotliwość, z jaką ostatnio widywali się. Bo byli tak niebywale zajęci własnym życiem, że sprowadzało się to do krótkich wiadomości na telefonie. Grunt, że informowali siebie o tym, że żyją. To tak wiele dla nich ostatnio znaczyło. Aż wpadł na pomysł, stojąc w tej ciastkarni, może ten powód będzie dobry, aby w końcu spotkać się, i pogadać, jak ostatnim razem, gdzie skończyło się na drobnych pocałunkach.
Kiedy pani pakowała jego zakup, wyciągnął telefon, żeby zadzwonić. Wiedział, że może połączenie być odrzucone, lecz zdziwiło go, że tak nie było.
- Co tam? - usłyszał, kiwnął w podziękowaniu sprzedawczyni, trzymając ramieniem telefon wyszedł na zewnątrz, skierował się w stronę przystanku.
- Wpadłbyś w końcu do nas - wymruczał, chcąc znów obudzić się przy nim, ta tęsknota zaczynała uderzać do jego świadomości.
- Czy ty masz zdolności telepatyczne? - roześmiał się, Kakuei nie zrozumiał jego aluzji, czekał, gdy ten  kontynuuję swoją myśl,więc przysiadł na pobliskiej ławce. - Właśnie twój brat dał mi dwa dni wolnego, więc sobie tak pomyślałem o tobie. Poza tym mam niespodziankę. Dlatego tak rzadko do ciebie dzwoniłem. Przepraszam. - Zakończył swoją wypowiedź, co sprawiło, że Mori zaczynał się niepokoić, lecz w pozytywnym skutkiem. 
- Mam pyszne ciastka, pączki, mają polewę czekoladową - podkreślił, gdyż obaj byli miłośnikami czekolad, a także alkoholi. O którym przy okazji pomyślał, że warto byłoby kupić. Ujrzał nawet przed sobą, po drugiej stronie ulicy - supermarket, dlatego zabrał rzeczy, widząc na tablicy z rozkładem jazdy, że ma pół godziny. 
- O! Mniam! Wezmę tylko się ogarnę po pracy. Zaraz do ciebie wpadnę.
- Nie śpiesz się. Chyba, że jara cię niania. Och, czuję się teraz taki zazdrosny! - parsknął, coby podkreślić, że zdaję sobie sprawę z ich uczuć. Lubił się z nim droczyć.  Postanowił uzupełnić asortyment widząc w sklepie kaszki, pampersy, zabawki oraz inne akcesoria dla dzieci. Szkoda, że nie wziął samochodu, ale rano były takie korki, że zawsze wolał do pracy podążać drogą tradycyjną,czyli: metrem albo autobusem. 
- No... Zawsze mogę wziąć prysznic u ciebie. W takim razie, zaraz schodzę na parking, siadam na motor, pięć minut, i jestem u ciebie, dobiorę się do tej brunetki, a twoja Mała będzie tylko tego świadkiem.
- Bardzo zabawne. Jakbym nie wiedział, że dziewczyny cię nie jarają, to bym serio tobie uwierzył. Szybciej, jakbym ja ci to powiedział, to tak... tak. Mógłbyś się wkurzyć, bo na nie lecę, w przeciwieństwie do ciebie.
-Ach,czyli kogoś poznałeś przez te kilka dni? - Mori usłyszał oburzenie, nie chciał się z nim kłócić, ale jeśli ten nie oponował, postanowił ciągnąć dalej tę rozmowę.
- Wystarczy mi jedna laska, jeden facet, jedno życie, aby przeżyć.
- Laska?
- Ech, moje dziecko, w cale kobietą nie jest. Ba, to jeszcze dziecko!
- Aa! Ale ze mnie kretyn! Eriko. Nasze słońce! Te które, raz po raz, przerywa nam zabawę.
Zamilkł na chwilę, żeby zapłacić i zdążyć na busa. Skutkiem tego było przerwane połączenie, które odnowił  stojąc w autobusie.
- Wybacz. Autobus.
- Ja właśnie schodzę na parking. Pogadamy za pół godziny.
Usłyszał w uchu przerywane połączenie, zaś na dole brzucha poczuł ekscytację, radość, bezpieczeństwo. Wiedział, że rozmowa z samym sobą, nie jest tak podniecająca, jak ta, której dawno się nie słyszało.



Zdziwił się, że drzwi są otwarte, zwykle niania starała się, żeby były zamknięte. Zostawił zakupy w kuchni, następnie wszedł do małego pokoju. 
Zdumiało go, że nie widział nigdzie niani, a na fotelu ujrzał Sachiego, który obserwował Eriko, jaką trzymał na swoich rękach.
- Hej - rzucił, jakby wcale się dziś nie witali. Sachi spojrzał na niego, i uśmiechnął się, lecz wrócił do obserwowania Małej. - Myślałem, że będziesz później...
- Nie miałem, co robić, więc wpadłem. Coś długo wracałeś z pracy. - Podszedł do łóżeczka, żeby po chwili położyć śpiące dziecko. 
- Przyniosłem ciasto, ale pewnie najpierw byśmy zjedli coś innego.
- Och, chętnie bym ciebie zjadł, ale coś mi mówi, że twoja mina... wyraża, że masz jakiś plan na wieczór.
- Impreza u znajomego. Mogę wziąć Eriko, więc może ciebie też?
- Nie nasz znajomy? - spytał się, żeby się upewnić, że tym razem dobrze zrozumiał tok myślenia. - Chcesz mnie poznać z kimś, kto mnie nie zna, czy to nie oznacza zbyt wiele?
- Nie, nie znasz go. To syn szefowej. Miał wypadek, na dniach wrócił do domu, dlatego to tak na jego powitanie.
- Brzmi dobrze. Będzie fajnie.
- Chodźmy do kuchni, opowiesz mi o tej niespodziance, a ja coś w końcu zjem.
Przykrył jeszcze córkę kocykiem, sprawdził grzejnik, gdyż szwankował, ale ucieszył się, że nic nie musi z nim obecnie robić. W ogóle mieszkanie tutaj na dłuższą metę, i to z dzieckiem, byłoby marną alternatywą. Nie oczekiwał w sumie wynajmując te cztery kąty, że aż tak długo tutaj będzie przebywać. 
- Sprzedałem mieszkanie. Muszę się do końca miesiąca wyprowadzić. - Rzucił nagle Sachi, Kakuei spojrzał na niego niedowierzająco. Ledwo, co udało, przełknąć mu się trzymana w dłoni kanapkę. 
- Co?! Czemu?! - Wrzasnął, następnie zakrył usta, żeby nie usłyszeć zaraz płaczu dziecko,odetchnął z ulgą, że nie było to tak głośne, na jakie mu się zdawało.
- Pomyślałem, że chcę być bliżej ciebie - odparł bez ogródek, jakby to było takie oczywiste,a ich związek trwał od wieków. Choć przyjaźń prawie taka była, czego zaprzeczyć nie mogli.
- I co chcesz być dzikim lokatorem? Czy może płacić czynsz sobą? - rzekł tak słodko, tak obco, że Sachi musiał chwilę zastanowić się nad odpowiedzią. Mierzyli się wzrokiem, Mori nadal pochłaniał kanapki, a cisza mąciła uszy.
- Zacznę już teraz.
Podszedł do niego, chwycił jego podbródek, brutalnie wtargnął w jego usta, czując nadal smak jedzenia. Nie przeszkadzało mu to, bo sam przed chwilą zjadł ciasto. Ten smak słono-słodki mieszkał się z ich śliną, która zaczęła ściekać kącikiem ust, natomiast zachłanność chwili wzbijała się ponad odczucia. 
- Yhmm - wymruczał Mori, czując na swoich pośladkach dłonie, które masowały jego połówki. Szkoda, że mieli tak mało czasu oraz żałował, że nie miał w tym doświadczenia. Jedynie całował go opartego o lodówkę, czuł tylko ręce, które nie raz chciały być pod materiałem.- Nie mamy czasu - wymruczał prosto w jego usta, które tak dobrze mu robiły, zaś dłonie nagle zniknęły.
- Mamy choć chwilę na to, aby poczuć... - odparł zamieniając się z nim miejscami, uklęknął przed nim, żeby pomasować jego ud, następnie skierował dłonie do jego rozporka, gdzie chwilę zatrzymał się. Spojrzał drapieżnie w jego oczy, odpiął guzik, masując przez materiał penisa, jaki rósł mu w dłoni. 
- Nigdy nie byłem z chłopakiem - odparł, co sprawiło, że Sachi zatrzymał dłoń, uśmiechnął się, ponieważ przepuszczał, że bardziej go interesują dziewczyny. Z logicznego punktu patrzenia, nie miałby dziecka, jakby rzeczywistość była inna. Musiał choć raz dobrze się w jakieś pani spuścić, żeby tak się stało.
- Wiem, idioto, a teraz milcz... czuj! Jak coś mów: stop.
Sunął jego spodnie do kolan, widział rumieniec, ale nie słyszał zaprzeczenia, chwycił fallusa od razu w usta, delikatnie masował dłonią resztę członka. Nawet muskał delikatnie palcem jego dziurkę, lecz wiedział, że musi się śpieszyć, bo rzeczywiście robiło się ciemno, dlatego czasu było mało.
Po pewnej chwili, odsunął się od niego. Czuł, że dojdzie od samej zabawy, a chciał sprawić przyjemność najpierw swojemu partnerowi. 
- Może chociaż wezmę do ręki? - zasugerował Mori. Widział, jak speszył się, także zdał sobie sprawę, że całą swoją uwagę poświęcił jemu. Bardzo mu to schlebiało, ale jeśli sam sobie trzepał, nie bał się tego zaproponować.
- Nie boisz się, że cię na przykład zje? 
- Ta... ręka mi odpadnie.
Rozsunął jego spodnie, pomasował dłonią materiał bielizny, natychmiast jego członek wytrysnął na podłogę. Wskutek tego, ręka lekko zadrżała, sunął jego spodnie do kostek, Sachi tylko skopał je obok nich. Mori chwycił na tyle wygodnie jego penisa, że od razu zaczął poruszać w dół-górę, górę-dół. Czuł jak robi się coraz bardziej twardy, chętny, drżący, aż poczuł wilgoć na swojej dłoni. 
- No i nie odpadła - pomachał, a Sachi tylko chwycił za nią, wylizał koniuszki z białej mazi, bo nie raz już smakował swojej spermy, na czyimś ciele, że do tego po prostu przywykł.
- Och, jaki dzielny z ciebie chłopczyk - prychnął, aby zniknąć na chwilę w łazience. Potrzebował wziąć szybki prysznic oraz pomyśleć nad tym w samotności. 

Po tym jak wykąpał Eriko, wziął także szybki prysznic, przebrał się w coś ładniejszego oraz spakował rzeczy małej. Później weszli w trójkę do jego nie zbyt nowego, ale wygodnego auta. Czasem miał wrażenie, że zapomni jak się jeździ. Przez to, że mało korzystał z czterech kółek. 
Ciągle czuł wzrok na sobie, niemniej jednak bardzo tego pragnął. 

„Nie kłóć się z nikim bez powodu,
jeśli ci nie wyrządził nic złego.” Prz 3,30

Głośna muzyka dolatywała do parkingu. Mimo iż od mieszkania do tego miejsca, dzieliło dwa piętra, nad nim piętrzyły się inne kondygnację. Nie było w tym nic dziwnego. Impreza już zaczęła się, ludzie pili drinki, rozmawiali, bawili się, żeby za cztery godziny ściszyć ton o pół decybeli. Ażeby sąsiedzi mogli iść spać, aby rano iść do szkół, czy pracy.
Karen spoglądała niepewnie na tłum. Witała przychodzących gości, niemniej jednak nie mogła poprosić Tekao, ażeby wyszedł ze swojej sypialni. Nie liczyła, że ten odmówi, bo pragnęła, by wrócił do dawnego stanu przed wypadkiem. Kiedy był tak radosny, otwartym chłopakiem na ludzi, który był dumny ze swojej rodziny.
Było tej szalone marzenie, jakie chciała teraz zrealizować.
- Nadal nie wychodzi? - usłyszała, spojrzała na matkę gospodarza, poruszyła przecząco głową, by po chwili wyjść do kuchni, gdyż robiła lasagne, która teraz leżała w piekarniku.
- Karen!Karen!
- Czeegoo?!
Ktoś ściszył muzykę, wyszła zostawiając na blacie miskę. Ujrzała jak dwóch chłopaków się biją. Po prostu, widocznie, już ich alkohol na tyle ruszył, albo sytuacja, że postanowili puścić trochę emocji.
- Spokój! - wrzasnęła podchodząc do nich. Nie spodziewała się, że gospodarza to ruszy, jednak podszedł do niej, i pomógł rozdzielić swoich znajomych. - Jeden na fotel, drugi pod kominek, albo...albo wynocha! - Krzyknęła w ich kierunku, następnie odwróciła się do młodego Yumini. - Och, dzięki. Widzę, że rozmowa z Mikoto pomogła? - spytała retorycznie. Muzyka znów głośniej zagrała, a sytuacja przed chwili rozmyła się w powietrzu.
- Tak. - Zamilkł na chwilę, żeby zastanowić się nad pytaniem. - Wiesz, że nie kojarzę, połowy tych ludzi? - wymruczał, rozglądając się dookoła, jego wzrok był bardzo zdenerwowany, niepewny, przestraszony. Widać było, że nie chciałby tu być, jakby tutaj nie mieszkał.
- Wiem, ale baw się dobrze. Pewnie około dziesiątej już połowy nie będzie. Jak coś to ja już idę do kuchni. Pomożesz mi? - spytała, zdając sobie sprawę, że w kuchni będzie czuł się bezpieczniej, gdyż była mała, co za tym szło, trudno tam było zastać wielu ludzi.
- Z miłą chęcią.

„Łatwiej się w kłótnię nie wdawać,
niż się z niej później wycofać.” F. Bacon

Weszli do środka, uznając, że przez muzykę nikt nie usłyszy dzwonka, tym bardziej pukania do drzwi. Eriko smacznie spała w nosidełku. Chyba po ojcu miała uwielbienie do głośnej muzyki, ponieważ wcale ją nie ruszało, żeby zapłakać w proteście. Mori spojrzał na Sachiego, zastanawiając się, co ma dalej robić, nie widział, ani zapraszającej osoby, ani gospodarza, choć nie - ujrzał Mikoto - do której po chwili podszedł, aby przywitać się.
- Witam - powiedział głośniej niż zwykle, że sąsiedzi nie reagowali na to, co tutaj się wyprawia. Chyba, że część tych gości nimi była, z tego by wynikało ta nuta tolerancji.
Zostawił rzeczy na korytarzu. Teraz trzymał śpiące, owinięte w kocyk, małe dziecko na rękach. Musiał pójść do sypialni, żeby ją tam zostawić, lecz jakoś chwilowo myślał, żeby się przywitać ze znajomymi. Sachi widząc barek postanowił dać mu na to czas i zająć się samym sobą.
- Dzień dobry, Kakuei. Twoja córka? - spytała, bo nie kojarzyła, takiej informacji o swoim pracowniku. W sumie bardziej interesowało ją jakość pracy, niż życie prywatne, a jeśli chodziło o niego, to nie miała żadnych "ale".
- Ach, tak. Gdzie Karen albo Takeo?
- W kuchni. Mieli jedzenie zrobić, bo tylko przekąski są, dlatego zniknęli - zamilkła na krótką chwilę -popilnować? - skierowała słowa do Małej, kiwnął głową, rozejrzał się za swoim chłopakiem. Widząc, że ten już kogoś znalazł do rozmowy, postanowił pogadać ze swoimi przyjaciółmi. 
- Hej - odezwał się wchodząc do kuchni. Widział jak Karen walczy z lasagne, a Takeo robi kanapki. Ujrzał także, jak Karen spogląda na niego nie ufnie, jakby bała się, że ten przez wypadek zapomniał, tego jak się je robi.
- O cześć.
- No, cześć - powtórzył gospodarz, wyciągnął rękę, żeby przywitać się po męsku.
- Pomóc wam?
- Zanieść na razie te talerze - wskazała na talerze, na których już leżała lasagne z widelcem. Mori kiwnął głową, aby rozdać głodnym gościom po kawałku gorącego dania.
W pewnym momencie usłyszał płacz dziecka, dlatego musiał wejść do sypialni, a nie kuchni. Widział, jednak, że Mikoto wzięła sobie do serca opiekę nad maleństwem. Jakby obawiała się, że umrze jak jej wnuk. Nawet spoglądała na Eriko z taką troską, jakby była jej częścią rodziny. Teraz Kakuei zastanowił się, czy dobrze zrobił biorąc ją w to miejsce.
- Wszystko w porządku? - podszedł do Małej, żeby sprawdzić pampersa, gdyż znając ją, pewnie oto jej chodziło. Nie zdziwił się, że miała pełną pieluchę. - Nie musisz tu być - odparł, nie chcąc urazić swojej szefowej, ale był dorosłym i odpowiedzialnym człowiekiem, wobec tego mógł spokojnie zająć się sam, poza tym był Sachi, który teraz stał w drzwiach.
- Wiem, ale brakuje mi tych małych rączek, tego płaczu, tych słodkich oczu, które patrzyły na mnie z nadzieją...
- Rozumiem, lecz jesteś teraz potrzebna jemu. Nie zapominaj, że on nadal żyje. I potrzebuję twojej uwagi - odpowiedział, minął się z Sachi'm, który usiadł obok Małej.
Przyniósł torbę w jakiej miał rzeczy. Nie widział obecnie Mikoto. Możliwe, że wyszła do łazienki, ponieważ w salonie jakoś jej nie zauważył, idąc z powrotem do sypialni.
- Obraziła się? - spytał Ohiro, ten też nie wiedział, o co jej chodziło. Gdy ten wyszedł, ona też wycofała się z tego pomieszczenia. 
Próbował przez ten krótki czas rozbawić Eriko, oraz zwinął zużyty pampers, który teraz trzymał w ręku.
- Nie wiem. Nie znam tej pani. Jeśli to, co powiedziałeś, ją ruszyło... to chyba dobrze? - spytał, spoglądając na niego nie ufnym wzrokiem. - Zaraz wrócę. Wyrzucę to.
Mori zmienił pampersa, uznał, że spodenki ma mokre, dlatego wyciągnął z torby śpioszki. Następnie przebrał ją,  także owinął kocykiem, gdy poczuł dłonie, które masowały jego tors, i delikatne pocałunki na szyi. 
- Yhm - wymruczał, wziął dziecko na ręce, dając znać, że musi znów ją ukołysać do snu.
- Gdzie jest Mori? - usłyszał za drzwiami sypialni, głos zapewne należący do Karen. Nikt nie miał tak wysokiego, słodkiego głosu, jak ona, podkreślało to, że nie jest z Japonii. Sachi postanowił, że ją tu sprowadzi, dlatego na chwilę wyszedł. Powiedział jej, gdzie może znaleźć swojego chłopaka, a potem poszedł po lasagne dla nich.
Mori siedział na łóżku po turecku, spoglądał na swoją córkę, która zapewne była znudzona to imprezą, gdyż nie robiła wyrzutów, żeby spać dalej.
 Och, czemu nie powiedziałeś...? - przerwała pochylając się, żeby ujrzeć dokładnie tę różową twarzyczkę. 
- Bo wolałem powiedzieć o chłopaku, niż o dziecku? Albo było mi głupio po tej akcji z Naruto? A właśnie - jest już? - spytał.
- Przyszli przed chwilą, a co? A poza tym, wydaje mi się, że dziecko było wcześniej, niż twój związek?
- Przyjaźnimy się od dziecka, a Eriko jest od niecałego roku. Nie wiem, co było szybciej. Czasem w tym wszystkim gubię się... Och, jak śpi, to już pójdę do salonu.
Gdy wychodził, widział Sachi'ego, który rozmawiał z Naruto, przy okazji jadł, i trzymał drugi talerz. Trochę zabawnie przy tym wyglądał.
- Hej - rzucił do Naruto i jego towarzysza, jaki spoglądał na niego, jak on na Sachi'ego, co zaświeciło w jego głowie, że coś jest na rzeczy. Wolał to obserwować, niż pytać, więc skupił się na lasagni.
- Cześć - usłyszał, do czego już powoli przyzwyczajał się dzisiejszego dnia. Porozmawiał z nim o pogodzie,czy bardziej banalnych rzeczach. Czując obok siebie Sachi'ego. Widział też, że pewnym momencie Mikoto trzyma w swoich rękach dziecko, jednak już nie chciał się z nią kłócić.
Po części ją rozumiejąc, bo strata, nie ważna jaka, by była - zawsze ma swoje plusy i minusy - więc cieszył się, że choć tyle może jej pomóc.

Proszę o komentarze. ;)


R.XIV,cz.1 >>

2 komentarze:

  1. Dostajesz ode mnie nominację do Liebster Blog Awards. Na moim blogu znajdziesz więcej informacji oraz pytania. Zapraszam! - www.lovewithgingerhair.blogspot.com Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy5/5/14 15:17

    Witam,
    Mikoto bardzo tęskni za wnukiem, może jednak trochę się rozluźni, może zacznie odzyskiwać pamięć...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)