Translate

10.12.12

Rozdział I - Nowość(cz.1)

<< Prolog



Tokio



„Po raz pierwszy zakosztowałem śmierci, 
a śmierć gorzki ma smak, 
jest bowiem narodzinami, 
i strachem, 
i lękiem przed straszliwą nowością.” H. Hesse

Powiada się, że nie ma życia bez pieniędzy co jest prawdą. On mógł tylko przekonać się, o tym na własnej skórze. Wieczory zapowiadały się coraz chłodniejsze. Pochmurne niebo skrywało się już za wielkimi budynkami. On jedynie leżał od kilku godzin na ławce. Przyglądał się gałęziom, za którymi było widać przebłyski skrywanego słońca. Zaś śpiew ptaków zaczynał zupełnie zanikać, aby zrobić miejsce gwiazdom na niebie. Coraz bardziej czuł się słabo i niepewnie. Nie jadł od paru dni, a życie w tym mieście dawało mu gorzki smak. Chciał zmian,ale bał się ich. Wielu ludzi przyglądało się jemu, a bardziej to co miał na sobie. Tak, wiedział, że oni są ubrani bardziej w szare, smutne kolory jakby chcieli zatopić się w te budynki i tę ziemię, ale on nie był stąd. Po jego twarzy zaczęły spływać słone krople, a brudnym już rękawem zaczął je wycierać. Tęsknił. Chciał wrócić do domu, ale czas było ruszyć w przód, by poznać jeszcze trochę Tokio. Zostawił wszystko na jedną kartę, bo uznał, że dziecinnym myśleniem nie zajdzie wysoko. Nie miał już wyjścia, a łzy powoli płynące na policzkach po szyi, znikały na obrzeżach jego bluzki. Ruszył w stronę wielkiego budynku z którego widział, że wiele pojazdów wyrusza. Przeczytał wielkie litery, które otulały jedną z ścian: „Przystanek Autobusowy”. Teraz mógł nazwać, jakoś te większe bestie. Słuchając mijających ludzi, nauczył się słowa auto i pojazd. To miło było teraz umieć coś więcej. Chociaż tu było cieplej. Usiadł w jakimś ustronnym miejscu, bo nie miał już siły stać. Jakaś starsza pani przystanęła przed nim. Przyglądała się nim nie podniósł swojej głowy na wysokość jej wzroku.



- Przepraszam, ale dobrze się pan czuje? - spytała, a on na te słowa znów się rozpłakał, a żołądek ściskał go tak, że opatulił swoimi rękami nogi przysuwając je bliżej brody. Dobrze, że siedział na ziemi oparty o kawałek ściany. Inaczej by zleciał z ławki, ponieważ zawroty głowy sprawiły, że zaczął lekko się kiwać w przód i tył.
- Jest dobrze – wydukał słabo, bo jego głos przez zaschnięte gardło uniemożliwiło mu czegoś lepszego.
- Jednak nie – zaprzeczyła, marszcząc groźnie czoło, a brwi ściągając bliżej siebie. - Chłopcze! – Powiedziała to takim głosem, jakby rzeczywiście miał z naście lat, lecz prawda była inna i oboje o tym wiedzieli. - Jestem stanie ci pomóc. Dać ci pracę, mieszkanie i jedzenie, ale teraz musimy się udać do szpitala.
- Jak to? - Nie usłyszał odpowiedzi, bo przed jego oczami pokazały się malutkie gwiazdki, a po chwili nastąpiła zupełna ciemność.

Czuł, że leży na łóżku. W reszcie po tylu tygodniach, ale kiedy przypomniał sobie o pewnej starszej pani chciał się zerwać z tego miejsca i wybiec jakby stado bizonów go goniło. Jednak zapach chloru, który znał tak doskonale, bo ile razy po walce musiał leczyć chemikaliami swoje rany? Aż tak dużo, że mógłby się zgłosić do księgi Guinnessa, a nawet teraz stracił dużo krwi. Wiedział, że jego opatrunki były już tak sztywne od zeschniętej krwi, która nadal sączyła się. Chciał wstać, ale nie mógł przez pewne kabelki przyczepione do jego klatki piersiowej i dłoni. Rozejrzał się po całym pomieszczeniu, westchnął i postanowił iść dalej spać. Obudziły go rozmowy, które musiały odbywać się koło jego łóżka, bo były zbyt intensywne. Otwarł swoje oczy i przecierał je wolną ręką.


- Obudził się – usłyszał, a pewna blondynka podeszła do niego i podświetliła w jego oczy, aż zamrugał. Pewien pan przyłożył do jego szyi dwa palce i spoglądał na czas.
- Morfologia krwi na JUŻ – powiedział ten pan do tej blondynki, a ta kiwnęła głową i wyszła.
- Musi pan zostać jeszcze kilka dni, a pańska matka zaraz przyjdzie. - Matka?! Czy ta starsza pani siebie tak określiła, bo wiedział, że jego rodzice zmarli przy pieczętowaniu Lisa, który zniknął w tym okrutnym, jasnym portalu. Nie mógł przywyknąć do tej samotności i pustki w głowie. Zawsze miał z kim po rozmawiać, a teraz był sam, zupełnie sam. Chociaż blizny mu nie zniknęły co utwierdzało go, że nie jest w niebie.


„To, co jest naprawdę nowe, 
zachwyca lub przeraża.” Julio Cortázar

- Jumo, zawieś pacjenta na badania – usłyszał jak lekarz (znów usłyszał wyraz i go zapisał w swojej głowie), dla niego i tak był medykiem. Weszli do bardziej bielszego pomieszczenia niż wcześniej, a poruszał się na dziwnym krześle. Teraz pewien pan w zielonym stroju wziął go pod ramiona swoimi łokciami i przeniósł na łóżko. Nic nie mówił czy ma siedzieć, czy leżeć, ale głowie kręciło mu się, więc zdecydował za wszystkich. Delikatnie osunął się na poduszkę, a blondynka szybko zjawiła się przy nim, a w ręku miała igłę. Wzdrygnął i spojrzał na jej spokojną twarz, która przed chwilą wyglądała jakby się obawiała najgorszego. Schyliła się do stolika obok po gumowy sznurek i przywiązała go dziesięć centymetrów od łokcia, aż ręka lekko zbladła. Potem wbiła igłę, która miała malutki pojemniczek, który wypełniał się jego krwią. Kręciło mu się w głowie, ale po skończeniu tego małego zabiegu. Poczuł szczypanie, bo pani w białym fartuchu, zaczęła zmieniać mu opatrunki, a potem ten pan w zielonym stroju odwiózł go do pomieszczenia w którym znajdował się kilka minut wcześniej.
Zdziwił się jak zobaczył siedzącą koło jego łóżka starszą kobietę, której lekko siwe włosy opadały na ramiona z upiętego koka. Uśmiechnęła się na jego widok, ale nie odzywała się zupełnie nic, aż nie zostali sami. Wyciągnęła ze swojej torebki jego opaskę, aż chciał jej odebrać siłą, ale nie miał na to siły.
- Skąd masz? - wychrypiał, a jego głos łamał się, więc nie do rzucił nic więcej.
- Jak cię przebierali to spytali kim jestem. Musiałam skłamać, bo inaczej nie przyjęliby cię.
- Ale skąd to masz? - Spojrzał wymownie na jej dłoń, a ona teraz zrozumiała pytanie, lekko przymykając swoje powieki jakby odpowiedź była bardzo trudna.
- Dali mi. Powiedzieli, że jak się obudzisz będziesz z tego zadowolony.
- Mieli rację. - Wyciągnął rękę, ale dziwnie opadła mu w dół. Kobieta pochwyciła ją i wcisnęła w jego dłoń ten kawałek materiału, a potem razem z dłonią położyła ją na jego brzuchu.
- W ogóle się nie przestawiliśmy. - Spojrzała w jego błękitne oczy, a on tylko stwierdził w duchu, że wszystko można nadrobić.
- Naruto Uzumaki – nie wyciągał już dłoni, bo za dużo go to kosztowało kilka sekund temu, ale uśmiechnął się najładniej jak umiał.
- Mikoto Yumini. Miło cię poznać. Może chcesz coś do picia?
- Herbatę, jeśli to nie problem. - Wzięła do ręki torebkę i spojrzała jeszcze krótką chwilę na blondyna i tylko powiedziała: - Zaraz wracam – i wyszła. On teraz zauważył kątem oka pewne pudełko, które miało na sobie pewne szkło. Znów pomyślał, że jest to wynalazek tych ludzi. Chciał w sumie spróbować czym to coś jest, ale spyta Mikoto jak wróci.

Zamknął oczy, czuł ból, który z każdym oddechem przyprawiał go o mdłości. Myślał o tym,że to miejsce, które nazywa się podobno Tokio, może jego przyprawiać o większy ból. Ile razy musiał walczyć przez ostatnie lata, a ile dni miał, aby chociaż przespać jedną noc. Tak, nie wiele, ale jako jedyny widział sens tej walki. Wielu poddało się, albo uciekło, aby tylko nie czuć tylu bólu co on. On brnął w to dalej, nawet najmłodsze głowy rodziny Uchiha zaszyli się, aż o nich zapomniano, ale on nie mógł zapomnieć tych czarnych tęczówek, które były jak noc. Z jego myśli wyrwało otwieranie drzwi, cichutki stukot, o stojący przy nich metalowy stojak na ubrania. Otwarł powieki, ujrzał starszą kobietę, która trzymała dwa parujące, plastikowe kubki, a gdy ujrzała, że jednak nie śpi podała mu jeden z kubków. Położyła swój na stoliku obok łóżka, aby zdjąć torebkę, usiąść obok Naruto i zacząć znów jakoś ciekawą rozmowę. Zauważyła, że przygląda się w miejscu, gdzie stoi telewizor, ale przecież miał tyle lat, że powinien to wiedzieć. Powinien, ale nie wiedział, ale ona to przeczuwała.


„Każda nowość razi, 
obraża nawet, 
zanim da się rozpoznać.” Z.Krasiński

- Ciekawi cię TO coś? - spytała, nim ze swojej torebki wyciągnęła parę monet. Spojrzał na nią kiwając głową. Czuł, że zachowuję się dziwnie, jeśli poznawanie nowości można nazwać tym słowem. Podeszła do telewizora, przeczytała ile jenów należy się. Nie zdziwiła się wcale, że aż pięć za pół godziny oglądania. Powinno to wystarczyć na dobry początek. Włączyła czerwony guziczek jak automacik obok przyjął monetę.
Zauważyła, że na ekranie pokazała się jakaś debata polityczna, gdzie jeden polityk obraża drugiego. Wzięła do ręki pilot, który leżał na telewizorze i wróciła na swoje miejsce. Widziała jak dziwną ma minę Naruto, ale pozwoliła sobie włączyć jakiś spokojniejszy program. Wybrała Animal Planet i mogła spokojnie wypić ochłodzoną herbatę.
Naruto przygląda się poczynaniom pani Mikoto. Gdy na ekranie zauważył trzech panów, którzy wymieniali ostro swoje poglądy na temat jak miewał się domyślać politycznych. Nie mógł uwierzyć, że coś wie. Coś co mogło się komuś wydać w tej chwili zabawne. Akurat polityka kraju była czymś na czym się wychował. Widział, różnice w poglądach, ale to nic. Jednak, gdy ekran został zmieniony na biegające psy. Rozluźnił się, aż zachciało mu się spać. Fakt, było już późno, a księżyc zaczął być coraz wyraźniejszy. Po obejrzeniu jednego programu, ekran znikł pozostawiając po sobie czarną plamę.
- Koniec – oznajmiła, zabierając ich plastikowe kubki do kosza. - Przyznaj się, czemu cię to tak zaciekawiło? - spytała, lekko przygryzając dolną wargę, jakoś ciekawiło ją nie tyle Husky jak on.
- Przez moją wiarę nie mieliśmy nic takiego – skłamał płytko, a ona tylko spojrzała na niego w wzrokiem typu: „ i tak ci nie wierzę”. Przyglądali się sobie, aż weszła pielęgniarka, a on przesunął palcem po swojej klatce piersiowej. Wyczuł, że zgubił klucz i chciało mu się krzyczeć.
- Hm.. - skomentowała to, ale wzięła swoją torebkę na kolana i jakby czegoś szukając. Widział jak wyciąga łańcuszek, a na końcu zauważył klucz. Aż chciało mu się w tej chwili płakać ze szczęścia. - Tego szukasz? - spytała, lekko podniosła go, aby wsunąć na jego szyje łańcuszek, a na końcu poprawiła klucz, by leżał tuż nad sercem.
- Tak. Dziękuję. Skąd go masz?
- Lekarz mi go dał, kiedy oznajmiłam, że jestem twoją mamą. - Puściła do niego tak jakby „oczko”, a potem uśmiechnęła się, a gdy po chwili zauważyła kątem oka, że zbliża się lekarz, postanowiła już wrócić do domu. - Idę do domu. Będę rano. - Oznajmiła, kiedy już lekarz wszedł do środka.

Lekarz trzymał w swojej dłoni kartę, która wisiała na brzegu łóżka. Przyglądał się jej, kiwał głową, a po chwili odłożył ją z powrotem na swoje miejsce.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Już lepiej.
Dotknął jego bandaży, które przed chwilą zostały zmienione, ale i tak poczuł ból.
- Czy potrzebuje pan czegoś do spania? - spytała pielęgniarka, która była razem z lekarzem.
- Jakbym mógł... - odpowiedział, ale nie do końca wiedział, czy robi dobrze.
- Wydaje mi się, że jutro będziesz mógł wyjść stąd?
- Boję się tego – szepnął, ale lekarz był zbyt blisko, aby nie usłyszeć.
- Czego?
- Tych pojazdów, życia w tym mieście, ogólnie. - Lekarz słuchając słów pacjenta, nie wiedział, czy nie zlecić jakiś innych badań, ale rzucił winę na szok po urazowy.
- Będzie dobrze. Zrobimy jeszcze jutro USG brzucha i jesteś wolny. - Z tym USG bardziej zwrócił uwagę pielęgniarki, która w tej chwili wyglądała jakby odfrunęła do swojego świata. Widocznie coś ją trapiło, ale kiwnęła posłusznie głową, a po chwili Naruto został sam w tej ponurej sali, gdzie świeciło słabo światło żarówki. Po chwili tylko pielęgniarka przyniosła mu miseczkę z tabletką i szklankę wody. Podniósł się, aby połknąć ją i popić wodą, a pielęgniarka nic nie pytając odebrała z jego dłoni miseczkę i wychodząc wyłączyła światło. Chwilę patrzył w ciemność, by po chwili zasnąć.

Po wróceniu z ostatnich badań, pani Mikoto Yumini, siedziała na krześle czekając na niego. Na swoich kolanach miała reklamówkę, a gdy zauważyła jasne włosy, które się zbliżały do łóżka. Otwarła ją wyciągając ubrania co go zdziwiło, bo nie mówił nic o tym. Czarne spodnie, biała koszulowa bluzka, kamizelka, coś nie w jego stylu, ale uśmiechnął się na to wyciągając swoją dłoń.

Musiał w czymś wyjść stąd, a to była jedyna możliwość.
- Mogę? - spytał, a pani Mikoto, jedynie położyła je na łóżku. Nie zdziwił się, że pod nimi była czysta bielizna. - To mogę zostać sam? - spytał speszony, ale ona tylko kiwnęła głową, a po chwili wyszła na korytarz. Przebrał się, a po chwili czuł, że zimno jest mu w stopy. Sięgnął do reklamówki, która leżała na krześle. Były w niej skarpetki i buty,które były o dwa rozmiary za duże. Dobrze, że były wygodne.
Mógł stwierdzić również, że ubranie mogłoby być troszkę mniejsze, ale nie wymagał, aby wszystko w tej chwili było idealne. Wiedział, że dzień przyniesie mu wiele niespodzianek.


R.I, cz.2 >>

4 komentarze:

  1. Wspaniałe! Zawsze z przyjemnością czytam coś nowego, coś czego jeszcze nikt inny nie napisał. A Twoje opowiadanie właśnie takie jest. Nowy pomysł na fabułę sprawia, że nie mogę doczekać się kontynuacji. Szkoda, że trzeba będzie tak długo czekać. Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. No Frio maxiii ma racje :)
    Pisz więcej . wiem że narazie masz problemy lekkie ale miną :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest boski <3 jak to czytałam to miałam ochotę na więcej, i więcej, i więcej! Grrr... Czemu wcześniej tego nie przeczytałam ;-; Ale historia : po raz pierwszy się z czymś takim spotkałam. Ciekawie to wymyśliłaś :3 do tego nie zapomniałaś o tym, że Naruto nie wie nic o naszym świecie :) i tę uczucia: dla mnie były idealnie opisane. A oprócz tego, mimo że nie używałaś imienia "Naruto", to tak wszystko opisałaś, że każdy wiedział co i jak :3 cóż, to chyba tyle, bo więcej nie wymyśle :/ tak więc życzę dużo pomysłów oraz weny (nie tylko na tę opowiadanie) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic dodać nic ująć:

    http://i1017.photobucket.com/albums/af292/Zlaja1991/yoda_facepalm.jpg

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)