Translate

10.2.13

Rozdział II - Codzienność

<<  R.I,Cz.2


Tokio


„Nie zgadzać się, by delikatny akt naciśnięcia klamki u drzwi,
ten akt, który mógłby wszystko odmienić,
przeszedł w zwykły codzienny odruch,
do widzenia, kochana, buźka, do zobaczenia.” Julio Cortázar

Mijał inne auta, budynki, a obraz przeradzał się w mniej wyrazisty. Nadal nie czuł się najlepiej, a siedząc w tych ubraniach czuł się nieswojo. Sam nie wiedział, nad czym się zastanawiał, patrząc w okienko i nawet nie słyszał jak pani Mikoto do niego mówi. Poczuwszy delikatny dotyk na swoim ramieniu, odwrócił swój smutny wzrok w stronę starszej pani. Czytała z jego twarzy, a on z jej, chociaż musiał udawać, że stracił pamięć, dlatego tyle rzeczy przychodziło mu z trudem.
- Tak? – spytał, przerywając tę krępującą chwilę.
- Mówiłam o moim domu. Poza tym, zaraz tam będziemy – uśmiechnęła się ciepło, ale już nic więcej nie mówiła. Jakby wyczytała na twarzy Naruto: bądź cicho. 

Raczej chodziło mu o to, że bał się tak przeraźliwie, iż w środku cały aż krzyczał. Nawet nie zauważył jak drzwi się otwarły, jednak delikatny ruch dłoni obudził go z letargu. Uśmiechnął się na ile mógł, a potem wysiadł, wzrok zatrzymując na dosyć specyficznym jak na Japonię domku - raczej przypominał on angielski dworek. Biały z wyraźnymi framugami, drewnianymi oknami, a całość dopełniał piękny ganek.

Pani Mikoto Yumini pozwoliła mu otworzyć drzwi; ukazał się przed nim piękny hol, który prowadził prosto do salonu. Obok można było ujrzeć przez uchylone drzwi kuchnię, jadalnię, bawialnię oraz schody wiodące na piętro. Poszedł za nimi, a starsza pani została w salonie, pewnie chciała okazać jak bardzo mu ufa. Wszedł na górę, zostawiając w salonie starszą panią, która zapewne chciała w ten sposób pokazać swoje zaufanie względem niego. Na piętrze były cztery sypialnie w takim samym rustykalnym stylu jak reszta domu. Zrezygnował ze wspinania się po kolejnych schodach, dochodząc do wniosku, że zastanie tam nic innego, jak tylko strych.


Zszedł w poszukiwaniu Mikoto, jednak na schodach spotkał pewną dziewczynę o długich, prostych, blond włosach oraz intensywnie zielonych oczach, ubraną w letnią, zwiewną sukienkę. Na jego widok lekko się zarumieniła.
- Cześć – szepnęła i pobiegła zapewne w stronę swojej sypialni.
On natomiast zszedł w końcu na dół, gdzie w salonie zastał panią domu siedzącą na beżowej kanapie i popijającą zapewne wino, czego domyślił się, widząc już od progu czerwony płyn w kieliszku.
- Chcesz?
- Co to? - spytał tak, jakby naprawdę tego nie wiedział, a widząc minę kobiety, lekko się speszył, uświadamiając sobie jak głupie zadał pytanie.
- Wino – oznajmiła, dolewając sobie i do nowego kieliszka, który po chwili mu podała.
Naruto powoli sączył napój, siadając obok niej.
- Ładnie tu. Kim jest ta dziewczyna?
- Aj. Karen Witt. Mieszkała wcześniej za granicą, ale interesował ją nasz kraj, więc ją przygarnęłam. Szuka swojego mieszkania, ale przez znajomość języka, a raczej jej nie znajomość, trudniej jest jej się tutaj odnaleźć. Umie podstawowe zwroty, ale ma na szczęście głowę do języków. Myślę, że do pół roku powinna umieć japoński perfekt!
- O, chętnie bym jej pomógł, chociaż nie wiem czy znam jej ojczysty język.
- Wątpię. Język niemiecki, nie jest tak popularny jak angielski.
- Ledwie pamiętam japoński – prychnął, a starsza pani tylko dolała im wina, a następnie gestem ręki wskazała na drzwi od tarasu.
Przeszli przez nie, po czym skierowali się do drewnianych budynków. Tam zastał zwierzęta, jednak nie wiedział czym one są.
- Co to? – spytał.
Powoli przyzwyczajał się, że musi się wszystkiego uczyć, aczkolwiek mając tyle lat było to dla niego dosyć krępujące, trudne i wymagało cierpliwości.
- Konie – odpowiedziała, głaszcząc pewnego osobnika po grzywie. - Może jutro pojedziemy na małą przejażdżkę. Chociaż niewiele jest tu miejsca na konne przejażdżki.
- Dobrze! - westchnął, uśmiechając się szeroko, po czym pogłaskał czarnego ogiera po jego grzywie.

„Żółty lament ulicy, gdzie nie chodzi nikt.
Bije trwoga żaglami o codzienność szyb...” K.K. Baczyński

Podczas wspólnego obiadu Naruto dowiedział się, że Mikoto ma syna, który mieszka w centrum razem z żoną i dzieckiem, a jej mąż zmarł kilka lat temu w niewyjaśnionych okolicznościach. Niedługo po posiłku kobieta postanowiła pojechać w odwiedziny do syna. Przed wyjściem niepewnie zerknęła na swoich gości, gdyż była świadoma, że przydałby się im nowe ubrania.
- Karen, może chcesz zabrać Naruto na zakupy? - spytała, kiedy ubierała płaszcz
- Mogę. W sumie chciałam coś kupić – oznajmiła, szybko ubierając buty.
Naruto rozumiejąc, że ma wyjść lekko się zasmucił, jednak liczył na to, że pozbędzie się tych za dużych ubrań. Znowu musiał wrócić do podziwiania świata przez szklaną szybę, ale po chwili byli już przy wielkich budynkach. Mikoto dała im informację ile mają czasu i gdzie mają przyjść.
- Za zakrętem jest cudowna Galeria! - pisnęła Karen, która ucieszona chwilą wolności pobiegła w znanym sobie kierunku.
Naruto przyśpieszył kroku, aby ją dogonić nie chciał pierwszego dnia od razu się zgubić.
- Mikoto dała mi tyle forsy – pokazał Karen plik monet, a w jej oczach „pokazały się” małe dolarki, przez co zrozumiał, że kupią za to wiele cudownych ubrań.

Nie mylił się. Już w pierwszym sklepie kupili dwie torby ubrań, a przed nimi były jeszcze setki sklepów. Obawiał się, że nie starczy im czasu ani tym bardziej pieniędzy, aby kupić potrzebne rzeczy.
- Te buty są podobne do tych jakie robię – powiedziała w pewnym momencie, ale Naruto oglądał inną parę i nie zrozumiał tak krótkiego, jasnego przekazu. Puścił tę informację mimo uszu.
- Zjadłbym coś – powiedział Naruto, czując zapach ramenu, który tak często jadał w Wiosce.
- W sumie został nam sklep z bielizną – prychnęła, pokazując Naruto swój język, ale podała mu rękę, kierując do stoiska z ramenem.
Usiedli przy plastikowych stolikach, konsumując obiad. Potem udali się do wymienionego sklepu. Karen nie wstydziła się wcale, pokazując się mu w samych majtkach czy staniku, co dla niego zawsze przychodziło z trudem. Mając tyle torb, że ledwie trzymali je w swoich dłoniach, doszli do niewielkiego skwerku w jakim byli umówieni z panią Mikotą. Widząc nieopodal budkę z lodami, zamówili po jednym i usiedli, czekając cierpliwie na starszą panią.

„Kiedy normalny bieg codziennego życia zostaje nieoczekiwanie zakłócony,
uświadamiamy sobie dobitnie, że jesteśmy niczym rozbitkowie, którzy próbują
zachować równowagę na nędznej desce pośród otwartego morza,
i nie pamiętają już, skąd się tam wzięli,
ani nie wiedzą, dokąd znoszą ich fale.” Albert Einstein

- O czym myślisz? – Usłyszał, zjadając ostatni kęs lodu. Po chwili wstał, aby wyrzucić miętoszony papierek i patyczek do kosza, po czym z powrotem przysiadł obok Karen.
- Próbuję zrozumieć, dlaczego tu jestem.
- Sama czułam podobnie, ale pamiętam swój kraj, rodziców, rodzeństwo, swoje życie, co daje mi siłę, aby tu być. Chcę tu być. Przepraszam jeśli źle mówię. Nie bardzo umiem japoński.
Faktycznie, jakby Naruto nie chciał jej zrozumieć, to by połowy słów nie zrozumiał, ale automatycznie poprawiał jej zdania w swojej głowie.
- Nic nie szkodzi. Czym więcej będziesz mówić, tym lepiej się nauczysz. Poza tym, myślałem, że mówisz gorzej jak mi o tobie pani Yumini opowiadała.
- Jestem tu już pół roku. Muszę umieć coś powiedzieć.
- W rzeczy samej, ale jak coś, to przy mnie możesz mówić, co chcesz. Postaram się zrozumieć, a jeśli przypadkowo powiesz brzydkie słowo, to udam, że go nie słyszałem.
- Myślałam, że rozmowa z tobą będzie kosztować moje całe życie! – Wywróciła teatralnie oczami, a potem krótko roześmiała się. Naruto ciągle się uśmiechał, dobrze czuł się w jej towarzystwie.
- Ej, nie takie rzeczy w życiu widziałem.
- O, pani Mikoto idzie. – Wskazała ręką na postać, która szła w ich kierunku.
- Przepraszam za spóźnienie, ale dali mi obiad, a potem kawę. Widzę, że nieźle zaszaleliście. Chyba dałam Naruto za dużo pieniędzy! - Puściła oczko w kierunku Karen, która lekko się na to zarumieniła, ale widząc, że trzeba iść, przyśpieszyła kroku, po to by towarzysze nie zauważyli jej zamierzania.

Zapakowali zakupy do bagażnika, po czym Karen usiadła obok kierowcy, Naruto zaś wrócił do podziwiania tylnej szyby. Lubił to, więc nawet nie słuchał, o czym panie rozmawiały. Nawet nie zauważył, jak zrobiło się późno, bo w Tokio światła czasem robiły niemalże za słońce. Kiedy opuszczali główne ulice, jego wzrok dopiero zaczynał się przyzwyczajać do ciemności. W domku było dosyć chłodno, więc od razu chwycił złożony na kanapie koc, zarzucając go sobie na ramiona. Pani Mikoto, widząc ten gest, szepnęła coś do ucha Karen, a ta natychmiast wyszła z pomieszczenia. Znów zostali, jednak powoli przestawało im to sprawiać trudności. Mikoto ubrała okulary i sięgnęła po książkę, która leżała na stoliku. Naruto, nie wiedząc za bardzo, co zrobić, położył się i po chwili zasnął.

„Nie przyzwyczajać się, lecz w tym,
co znane, (próbuj) odnajdywać nowe
– oto droga wzbogacająca codzienność.” Maria Szyszkowska

Śniła mu się Wojna. Tysiące zakrwawionych shinobi, wiele martwych osób leżących na zielonej polanie. On zaś emanował światłem, które dawał mu Kyuubi. Tęsknił za nim, ale nie rozumiał, czemu portal go odtrącił, bo jakby nie patrzeć Kyuubi był w nim, nie obok, dlatego to było takie dla niego dziwne. Może w czasie tego snu miał skupić się na osobach, które częściowo znał, ale co się z nim teraz działo? Nic nie rozumiał; czuł, że jego ciało płonie, a twarz zaczęła mu się trząść. Obudził się, łykając głośno powietrze.
- Naruto, wszystko w porządku? - Usłyszał kobiecy głos pełen zmartwienia, a po jego policzkach popłynęły łzy. Teraz uświadomił sobie jak bardzo tęskni za Konohą, ale nie mógł nawet o niej mówić, ponieważ nie chciał zniszczyć zaufania, które zbudował między nimi.
- Wszystko dobrze – wybełkotał między salwami płaczu, a Karen tylko podeszła do niego, po czym on wtulił się w jej pierś, tak jak tuli się matkę, przyjaciółkę, babcię albo siostrę. Nie chciał niczego więcej. Chciał czuć, że nie jest tutaj sam.
Zwykle, gdy nie przebywał z ludźmi, miał tego durnego lisa, który mimo wszystko był. Zdał sobie sprawę, że teraz musi dać sobie radę sam. Nieważne jak daleko od domu i ludzi, którzy pokładali w nim nadzieję. Był tu SAM i to bolało tak, że długo płakał w objęciach Karen. Mikoto tylko przyniosła im po kubku gorącej czekolady, co pozwoliło im usiąść obok siebie, trzymając kubki, milcząc i słuchając jak z każdą chwilą robi się w salonie dużo ciszej.
- Źle wyglądałeś, gdy spałeś. Co ci się śniło?
- Dom. Przyjaciele. Rodziny nie mam, więc nie miała prawa mi się przyśnić. Tęsknię za nimi, a nawet nie wiem gdzie jestem.
- Nazwę znasz: Tokio, ale pewnie dla nich byłaby to tak samo egzotyczna nazwa, jak Londyn?
- Coś w tym stylu. Mam nadzieję, że ktoś mnie odnajdzie.
- Też mamy taką nadzieję – odezwała się Karen, spoglądając na Mikoto.
- Jak coś możemy jutro udać się konno do mnicha.
- Dobry pomysł. Modlitwą może przywołamy lepsze jutro! - Karen klasnęła w dłonie, a Naruto uśmiechnął się do siedzących obok kobiet. Czuł, że dzięki nim codzienność będzie w miarę spokojna.
- Oby – odezwał się, wycierając ostatnie łzy rozciągniętym swetrem, który pewnie był po synu pani Mikoto. Wiedział, że często będzie go zakładać, chociażby jako strój po domu. W małych rzeczach zaczynał widzieć nadzieję, która kiełkowała na nowe, lepsze życie.

Konoha

„Życie zazwyczaj jest dla historii zabójcze,
czasami o poranku czujemy, że coś się zacznie, coś pełnego,
czystego, wyjątkowego. Później dzwoni telefon i wszystko się kończy.
Życie szatkuje, rozpyla, rozmywa, codzienność nie lubi wyraźnej kreski.”
Éric-Emmanuel Schmitt

Ten poranek był dziwny. Nie chodziło mu nawet o to przy kim się obudził. Mógłby to być każdy. Po prostu Wojna sprawiła w nim spustoszenie. Miał mętlik w głowie już od paru lat, a dzisiejsza sytuacja tylko jeszcze bardziej go zmartwiła. Widział, jak Sai śpi - niby normalna rzecz, ale wywoływała w nim jakąś pustkę. Potrząsnął głową, kiedy wstawał cicho z łóżka. Zwykła codzienna czynność, ale ciągle coś mu nie pasowało. Było zbyt cicho. Tak, właśnie, zawsze słyszał hałas, który od dłuższego czasu go budził. Czuł, że widocznie za wcześnie wstał, chociaż słońce było wysoko na horyzoncie. Ubrał się pośpiesznie i wyszedł na zewnątrz. Teraz zauważył zamieszanie: wszyscy prawie krzyczeli na siebie a praca, którą powinni wykonywać, stała w miejscu. Zauważył w tle Nejiego, więc podszedł do niego i krzyknął, by ten zwrócił uwagę na jego osobę.
- Co się stało? - spytał.
- Aj. Sprzeczka na budowie mieszkania Ino. Po prostu nie dodaliśmy jednego pomieszczenia.
- Myślałem, że ktoś umarł.
- Jeszcze nie! - Spojrzał na niego gniewnie. - Nie planuj tego! - Rozkazał mu, chociaż sytuacja nie wymagała tego.
- Nisko mnie oceniasz – warknął Sasuke w jego kierunku, a część ninja odwróciło się w ich kierunku.
- Więcej ode mnie zabijałeś – odrzekł w obronie Neji, a Sasuke zrobił jeszcze jeden krok w przód, chwytając za koszulkę.
- Jakbym miał jakiś wybór.
- Oj, Sasuke, miałeś, ale jedynie pozwoliłeś sobie na ucieczkę - odpowiedział dosyć sarkastycznie, widział w oczach przyjaciela złość, ale odpuścił dalsze wywody na jego temat.
- I tak zabijałem – puścił koszulkę, podchodząc do Ino.
- Sam się do tego przyznajesz! – Usłyszał jeszcze jak Neji do niego krzyczy.

- Hej. Słyszałem, że źle ci zbudowali dom – zagadał do Ino Yamanaki, chociaż sam nie wiedział, czy będzie chciała go słuchać. Widział, że płakała i aż mu się zrobiło jej żal.
- O jak miło ciebie widzieć – odpowiedziała dosyć sarkastycznie, wycierając dłonią zasychające łzy na policzku.
- W czym jest problem? – zapytał, patrząc w jej oczy.
- Nie wiem, gdzie teraz postawię łóżko. Może zamiast salonu zrobię sypialnię? - spytała raczej retorycznie, cała trzęsąc się z nerwów.
- Sai ci na pewno pomoże. Widziałaś jak fajnie zrobił mieszkanie Kakashiemu?
- Tak. Byłam nawet u niego. Dał mi nowe rodzaje kwiatów.
- O, czyli nie jest tak źle – prychnął, odwracając się w stronę budowli. Nie wyglądało to wcale źle. Fakt faktem, że nie ma co porównywać z tym, co było, a co jest, bo to dwa różne światy.
- Tak. Dzięki za pomoc. Krzyknę na nich, by kończyli mi mój dom! - wstała i otrzepawszy spodnie, pobiegła do budujących.

Słyszał, że potrzebują na dziś pomocy przy budowie domu Shina Aburame. Kiedy Kakashi opowiadał mu, że wypadałoby zbudować jemu dom, on stwierdził, żeby insekty nie pozjadały tam ścian. Natychmiast został uspokojony, że nic takiego się nie stanie. Ruszył jeszcze w kierunku swojego domu, aby coś zjeść.

„Podzielam pogląd Schopenhauera, że jedynym z najsilniejszych motywów,
jakie przywodzą ludzi do nauki i sztuki, jest chęć ucieczki
od bolesnej brutalności codziennego życia
i od beznadziejnej udręki codziennych pragnień. [...]
Umysły bardziej subtelnie dążą do tego, by uciec z osobistego życia
w świat obiektywnych doznań i myśli.” Albert Einstein

Szkoła – jakże trafnym określeniem, by było nazwanie tego miejsca „nudnym”, bo niejako przebywanie w nim ograniczało się jedynie do nudnych lekcji. Powoli Danzo odzyskiwał sale, które shinobi zamieszkiwali na czas budowy, jednak odbywało się to tak mozolnie, jakby ktoś dręczył kogoś roztopionym, ciągnącym serem.
Szedł powoli korytarzami, co jakiś czas mijając uczniów, nauczycieli i gości. Tak nazywał swoich znajomych, którzy zamieszkiwali zachodnie skrzydło. Dobrze, że nie musiał zajmować się głównie Wioską jako Hokage, gdyż trochę czuł się z tym dziwnie, ale przez przychylność mieszkających tu ludzi mógł zajmować się tym, co sprawiało mu większą przyjemność. Musiał znaleźć Torune, by sprawdził, czy trzeba wysłać odpowiednich shinobi do brakujących domów. Organizacja budowy Wioski była jego obowiązkiem, dlatego nie oszczędzał się w wykonywaniu tego zadania. Gdy tylko znajdował czas, sam udawał się na wycieczkę po Wiosce i chociaż co sekundowe witanie się z mijającymi ludźmi nużyło go, to mimo wszystko nie chciał tracić swojej pozycji na tle reszty mieszkańców Konohy. Zabrał ze swojego biurka dokumenty, aby przekazać je przy okazji Torune, po czym zamierzał spotkać się z Sakurą, by przebadała jego bolącą nogę.
- Sakura! - zawołał ją, kiedy wracał ze spotkania z jedynym przedstawicielem Starszyzny.
- Hm? - Odłożyła na ziemię kawałki drewna, które trzymała swoich dłoniach, a następnie wytarła brudne dłonie w swoją spódnicę. - Witam – przywitała się, uśmiechając się promiennie.
- Witaj.– Zapadła chwilowa cisza, a Sakura, próbując nie zwracać za bardzo uwagi na to, że była mu potrzebna, kręciła głową, w efekcie czego w ogóle nie patrzyła mu prosto w oczy. - Znów mam problemy z nogą. Spojrzysz na nią? - spytał Danzo.
- Nie jestem Tsunade, ona wiedziała co z nią nie tak.
- Nie przeczę, Sakuro. Jednak ona nie żyje. - Przymknął na chwilę oczy, wziął głębszy oddech i otwarł je, widząc jak dziewczyna o różowych włosach intensywnie się na niego patrzy. - Zawsze mogę cię pozbawić twojego stopnia i licencji medycznych. - Wiedział, że teraz troszkę przesadził, ale dziewczyna chwyciła jego dłoń i zaprowadziła do namiotów.

- Niech pan zdejmie spodnie. - Na te słowa delikatnie się zarumieniła, a Shimura posłużenie zdjął spodnie i składając je w kostkę, usiadł na kozetce. - Umyję ręce i zbadam tę nogę – oznajmiła, odkręcając trochę wody i nabrała na dłonie trochę mydła.
Danzo widział jak jej się one trzęsą, ale nie wiedział, czy z jego powodu, czy z tego jaką miał rangę. Jakoś zawsze traktował swoją rangę jak zawód – kiedy praca to praca, kiedy dom to dom – zawsze tak myślał i nigdy nie zamierzał tego łączyć.
- Niech się panienka tak nie denerwuje, bo mi jeszcze nogę urwie – odezwał się, kiedy Sakura za mocno przycisnęła dłonią, chociaż tak naprawdę nie czuł tego, gdyż ból był za bardzo paraliżujący. Po chwili usłyszał medyczne jujitsu, a zaraz po tym poczuł w swojej kończynie ciepło, przyjemność, ulgę, a w ostateczności nawet dotyk tej młodej kobiety.
- I jak? - spytała Sakura, oceniając, że noga jest mniej spuchnięta.
- Dużo, dużo lepiej. Wracaj na budowę. - Sakura jakby na te słowa wyparowała z namiotu. Danzo Shimura od dawna nie czuł się tak samotnie jak w tej chwili. Natychmiast wrócił do szkoły, by przez szum uczniów nie czuć jak bardzo brakuje mu towarzystwa.

„Chciałabym, by ktoś mnie czasem odwiedził,
porozmawiał, przekonał, że pomimo absurdu codzienności
najważniejszy jest fakt istnienia.” B. Rosiak

Itachi Uchiha znów otwarł oczy. Nieprzyjemny blask słońca, jaki wpływał do pokoju przez niezasłonięte okna przyprawiał go o mdłości. Nie rozumiał, czemu nadal tu jest, czemu pozwala, aby jego organizm budził się do życia. Mógł umrzeć razem ze swoim ukochanym w dniu ich walki z Naruto. Brakowało mu jego uśmiechu, dotyku, obecności, każdy szelest sprawiał, że jego wspomnienia ożywały. Nie próbował już zamykać oczu, żeby mniej odczuwać ból w swoim ciele. W sumie pamiętał, że sam był bliski śmierci, ale ktoś najwidoczniej usilnie chciał, aby żył.
Nie rozumiał tego.
Chciał umrzeć.
Próbował nawet, jednak jakaś niewidzialna pieczęć trzymała go w stalowym uścisku. Żył i to się liczyło. Westchnął głęboko, wstając z łóżka.
Ciekawiło go, czy znowu pod drzwiami znajdzie talerz z kanapkami i kubek z letnią herbatą. Wychylił się, pomacał ręką podłogę, uśmiechnął się, gdy znalazł kanapki, po czym przyciągnął tacę i zamknął cicho drzwi. Położył ją na łóżku, podszedł do okna, by odsłonić okno i wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. Czuł, że powoli wraca do żywych jak jego czakra. Nie umiał jednak wyjść ze swojego pokoju. Bał się stawić czoła nie tyle Wiosce, ile bratu.
Bał się jego pytań, jego spojrzenia, jego obecności. Nie umiał chwilowo funkcjonować na tyle, aby swobodnie z kimkolwiek rozmawiać. Nawet z nim. Nużyło go przebywanie z samym sobą, a na ile umiał uwolnić swoją czakrę, na tyle ćwiczył swoje techniki.

Gdy kończył jeść ostatnią kanapkę, usłyszał kłótnię. Chciał wyjść z pokoju, jednakże trzymał się swojej ustalonej zasady: „Unikam Sasuke”. Nagle do jego uszu dotarł głośny płacz i potłuczone szkło, co ostatecznie pomogło podjąć mu decyzję.
Musiał sprawdzić, co jego młodszy brat wyprawia, bowiem przechodziło to ludzkie pojęcie. Wiedział, że kogoś ma, bo nie trudno było usłyszeć w cichym domu, jak ktoś artykułuje miłosne wyznania.
Wszedł cicho do kuchni, odstawił na blat tacę, po czym spojrzał na siedzącego przy ścianie chłopaka o ciemnych włosach, który był podobny do Sasuke, jednak nim nie był.
- Stało się coś? - spytał, kiedy otwierał szafkę, aby wyciągnąć zmiotkę.
- O! - Wyrwało się chłopakowi z gardła, jakby nie spodziewał się, że starszy Uchiha uraczy go swoją obecnością. - Po prostu nie chcę być jego służącym - wychrypiał, chlipiąc jeszcze głośniej.
Itachi tylko wyrzucił szkło do kosza i usiadł obok chłopaka. Sai wtulił się w niego i tkwili tak, aż młodszy zabrał swoje przybory i udał się na budowę. Itachi jeszcze skorzystał z łazienki i wrócił do swojego pokoju.

„Nie, żeby wszystko spowszechniało.
Nie aż tak. Ale zniknął ten napęd.
Rozproszył się gdzieś w codzienności.
Wszystko ostygło. Czasami tylko ogrzewało się, na chwilę.” J.L. Wiśniewski

Zajęcia szkolne kończyły się, w Wiosce robiło się coraz ciszej, a na niebie powoli pokazywał się księżyc. Uczniowie wracali do swoich rodziców, nauczyciele do swoich domów, jednak nie Drużyna Shikamaru. Mieli mieć dziś ćwiczenia, bieganie oraz zadanie logiczne.
Biwako maszerowała radośnie na plac, zastanawiając się, gdzie jest pozostała dwójka. Jakoś niespecjalnie chciała ich szukać. Miała cichą nadzieję, że spotka ich w drodze na trening. Stojąc już na placu, zmierzyła wzrokiem swojego nauczyciela, który także czekał na Manami i Chizuko.
- Zaraz się ściemni – wymamrotał Nara. W sumie mogli się spotkać rano, ale do późnej nocy pił i jakoś nie uśmiechało mu się przychodzić na takie spotkanie nieco pijanym.
Nagle poderwał się z miejsca i kiwnął na pozostałą dwójkę.

- Za karę przebiegniecie dwa razy więcej Wioskę niż Biwako! Zrozumiano?! Czekam tu na was! Macie zrobić pięć okrążeń, Biwako masz wrócić tu szybciej!

Nagle został sam. Teraz rozumiał czemu Kakashi ciągle czyta książkę. Jakby tak mu przyszło siedzieć na trawie dwie godziny i patrzeć na nią, to by pewnie zwariował. Sam wziął z szkolnej biblioteki jakąś książkę i zaczął ją czytać. Może nie zawierała tego, co książka Kakashiego, ale pozwoliła mu milej spędzić czas, czekając na dzieci.
Czas mijał, a po chwili poczuł obok siebie zdyszaną dziewczynę.
- Jestem już, Sensei! – wysapała.
- Za tym drzewem – wskazał ręką, o które mu chodzi - jest skrzynka z wodą. Jak chcesz, to możesz się napić. - Widząc jej minę, dodał: - Tak, mamy jeszcze chwilę, nim wrócą.
Biwako, kiedy już się napiła oraz odpoczęła po bieganiu, postanowiła zacząć ćwiczyć swoje techniki. Zaczęła bawić się wiatrem, jakby chciała zrobić z niego tornado. Ruszała szybko rękami, a wir powietrzny robił się coraz wyraźniejszy, piasek wirował między okręgami, a słup jaki powstał stawał się coraz wyższy.
Shimaru odłożył na bok książkę, chcąc przypilnować, aby nie zrobiła szkód. Po chwili ujrzał pozostałych uczniów. Wskazał im wodę oraz po prosił, aby chwilę odpoczęli. Podszedł do Biwako, aby przyjrzeć się, czy dobrze układa dłonie i czy oczami kontroluje to, co robi. Robiła to doskonale, aż dziwił się, jak zdolną jest uczennicą.

Każdy po chwili pokazał na co go stać jak ostatnim razem. Biwako tym razem pokazała jako iluzję wielkiego orła, który odfrunął ku zachodzącemu słońcu. Nara planował jeszcze zadanie z dzwoneczkami i by utrudnić im zadanie czekał, aż ściemni się, po to by użyli swojej logiki i tych technik, które pozwalały im oświetlać drogę. Mieli wykonać to wspólnie, więc nie obawiał się, że komuś coś się stanie. Wiedział także, że to zadanie nie będzie jakieś długie i ich rodzice go za to później nie zabiją. Rozumiał, że jutro szkoła, a samą praktyką oni nie żyją. Położył się na ziemi, czekając, aż wrócą. Na szczęście po jakimś czasie usłyszał dzwoneczki i śmiech dzieci.
- Bardzo pięknie. Następne spotkanie pojutrze rano przed szkołą. Nie zapomnijcie! W nagrodę nie będzie biegania! - Usłyszał radosne owacje i niedługo po tym mógł wrócić do domu.

Rozdział III,cz.1 >>

2 komentarze:

  1. Naruto nie ma w sobie Kyuubiego? Chyba nie wspomniałaś o tym wcześniej, chyba że to ja nieuważnie czytałam ^^'.
    Najbardziej ubawiło mnie zdanie Sakury :"Niech pan zdejmie spodnie". Nie no, jaka propozycja :D Biedna Ino, chlip, nie wybudowali jej sypialni, dupa że połowa shinobi śpi w szkole, ważne żeby ona miała sypialnię! :P
    Hmm, ja i tak wiem, że Shikamaru czytał Icha Icha Paradise xD Mnie nie oszukacie! xD
    Ale Saia to mi naprawdę żal D: Uchiha się nim bawi, a biedak jest w nim zakochany. Ahh, ciekawe kiedy Naruto zjawi się w wiosce. Mam nadzieję, że wtedy coś się wydarzy między Sasu, a nim :D I będę na to z niecierpliwością wyczekiwać!
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy18/2/13 17:51

    Witam,
    świetny rozdział, czyta się naprawdę rewelacyjnie, Naruto nie ma Kyuubiego w sobie? A może ma, ale przejście spowodowało jakieś zakłócenia w łączności... ;] Bardzo szkoda mi Sai'a, Uchiha się nim bawi, a ten go kocha..
    Weny, mnóstwa weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)