Translate

8.4.13

Rozdział III - Powietrze(cz.2)

<< Rozdział 3.1.



KONOHA

Tutaj magia unosi się w powietrzu,
może czule objąć lub zagrozić.
Tutaj wróżki knują intrygi lub tańczą na skałach,
a czarownice rzucają dobre lub złe zaklęcia.” Nora Roberts

Od samego rana miał wrażenie, że wydarzy się coś wielkiego. Nie czuł też, że powinien pogodzić się z Saiem.
Co nie, to nie.
Za bardzo naruszyłoby jego dumę, którą hodował od samego urodzenia. W sumie sam nie wiedział czego pragnie, jednak na budowie domu Shikamaru, zauważył drzewo, pięknie dziś  oświetlone przez słońce, które delikatnie odbijało od nich światło. Wydawało się przy tym, że  największe bóstwa czuwają nad jego bezpieczeństwem. 
Najgorsze, było przeświadczenie, gdy patrząc się w jego kierunku, listki mimochodem opadały z niego. Z boku wyglądało to tak, jakby opłakiwało jego duszę, która spustoszała automatycznie po Wojnie. Nagle powiew wiatru zdmuchnął kłębiące listki spod drzewa pod jego stopy. Chciał przenieść belkę i podać ją Nejiemu, który od dłuższej chwili wołał jego imię, ale przez upartą roślinę położył ją z powrotem na ziemię. Podążył za nimi, chociaż słyszał za swoimi plecami, żeby natychmiast wracał do pracy.

Nie mógł tego uczynić w tej chwili.

Spojrzał na drzewo, które nagle poruszyło gałęziami, by pozbyć się reszty różowych liści. Dołączyły nieśmiało do reszty swoich towarzyszy, kierując go na wschód, gdzie przystanął obok ruin jakiegoś domu. Liście wpadły do środka i znikły w jego wnętrzu.
Zszedł schodkami na dół, widząc wyłącznie ciemność, zamknął oczy próbując swoich sił w ułamku sekundy widząc chociaż kontury stojących tam mebli. Wytężył jeszcze słuch i węch, czując jak bardzo jest tam duszno oraz słysząc stłumione odgłosy budowy z Wioski.
Szedł przed siebie, gdy na swojej na drodze zobaczył różową strzałkę. Oświetlana była delikatnymi promykami słońca, jakie wpadały przez szczelinę w ścianie.
Była ona ułożoną przez liście jakie go tu przyprowadziły, zaś obok ściany leżała księga, którą chwycił ją chowając w pasku. Po czym wyszedł na zewnątrz - lekko dysząc - teraz widział jak bardzo jest ta księga stara i zniszczona; natomiast najgorsze, że emanowało z niej ciepło. Jakby energia przepływała przez nią, zaś pod opuszkami palców czuł szorstką strukturę okładki. Otwarł pierwszą stronę i zobaczył, że jeszcze o tym nie czytał.
Postanowił zanieść książkę bezpośrednio do domu i wrócić natychmiast na budowę.

„Złudzenia? 
Są nam potrzebne tak jak powietrze. 
Inaczej realizm życia byłby ciężarem
nie do udźwignięcia.” Woody Allen

Siedział na trawie przyglądając się powstającym budynkom. Gdy Chizuko przysiadł się obok niego spoglądając dyskretnie przez jego ramię. Był zawsze ciekawy tego co Sai wyczynia z kartką,
zarazem zawsze był zdumiony talentem jaki wkłada w każdą kreskę.
Było to niemalże złudzeniem pochłaniającym światłość w mroku, pożerało oczami wizję artysty, zaś dusza tylko mogła delektować się precyzją wizerunku. Nagle Chizuko stracił równowagę, skały pod nimi poleciały w dół, robiąc przy tym hałasu, nie tak wielkiego, by zwrócić czyjąś uwagę.

- Przepraszam - szepnął, stając na płaskiej powierzchni, otrzepując swój strój, poprawiając i przywiązując na swoim czole opaskę jaka upadła mu między czasie na ziemię.

- Bardziej wkurzyłbym się jakbyś mi zabrał zapas ołówków jakie mam w tej saszetce. - Wskazał na skórzany woreczek z którego wystawały ołówki. Teraz leżał obok miejsca z którego spadli, zrobił krok i podniósł ją przymocowując do pasa oraz wziął spod skały przygnieciony szkicownik. Chciał usiąść w jakimś bezpieczniejszym miejscu, niż to z którego spadli, a jednocześnie nie stracić rysowanego obiektu ze swoich oczów.
Zależało mu, aby dokończyć ten punkt patrzenia co zaczął dwie minuty temu.
Zawsze taką zasadą się kierował. Więc tym razem, mimo że czuł ostry ból w kostce zrobił krok
w przód, usiadł na skałce o stabilnym podłożu. Uchwycił swoim bystrym okiem ten ostatni element, który zaczął malować.
Chizuko widząc, że Sai przez upadek uszkodził sobie nogę, pobiegł w stronę namiotów, mijając Manami, która rozmawiała z Biwako. Przywitał się z nimi, pytając: Jak mija dzień? Pomimo to, pragnął bardziej pomóc osobie, która była dla niego wiecznym natchnieniem.
Wbiegł do białego namiotu, widząc tam jedynie Sakurę, która zmieniała komuś bandaże.
Słysząc szelest materiału, odwróciła głowę ku wyjściu, ujrzała tam młodego chłopaka, który miał śmieszne oczy i niezdarną fryzurę.
- Ohayō gozaimasu! W czym mogę pomóc? - spytała jak na profesjonalistkę przystało, wprawdzie czuła, że stało się coś złego. Patrzyli się jeszcze chwilę na siebie, Chizuko w tym czasie
uspakajał oddech po biegu.
- Ohayō, isha! Sai spadł z rumowiska! Myślę, że jego noga spuchła, bo kulał. Czy możesz to zobaczyć? - spytał, poprawiając opaskę, która spadała mu ciągle na oczy. Zawsze inne dzieci mu dokuczali z tego powodu, ale nie umiał jej zawiązać, tak żeby się trzymała na jego głowie.
Sakura szepnęła tylko do pacjenta, tak aby leżał i czekał nim wróci z powrotem do opatrywania jego ran. Wychodząc jeszcze umyła ręce i zabrała podręczną apteczkę. Nie przejmowała się, że ma
trochę krwi na fartuchu.
Chizuko kierował ją w kierunku, gdzie był Sai, a także Neji, Sasuke, Rock Lee i Hiashi oraz inni shinobi, którzy pomagali przy budowach, mimo że było dziś dosyć gorąco. To dla każdego obowiązki były ponad swoich zachcianek. Wielu mogłoby schować się w cień - nie narażając się wcale na utratę przytomności.
Podziękowała tylko chłopczykowi za wskazanie drogi. Ten tylko spojrzał na słońce zdając sobie sprawę z treningu. Szybko pobiegł na plac treningowy. W locie tylko żegnając się ze starszymi od siebie ludźmi.
Sakura tylko chwilę spojrzała na Sasuke, jednakże zmarszczyła nos stając na przeciwko Saia, zasłaniając mu widoki na budynki, Sai z trudem spojrzał w jej oczy. Bardzo zagniewany na taką manifestację jego osoby, a bardziej jego talentu.
- Czego sobie pani życzy? - spytał, chociaż zbierało mu się na wymioty, skoro pod jego nosem
była plama od krwi, nie każdy dobrze znosi taki widoki, a Sai był jedną z takich osób.
Musiał wstać, ponieważ był za blisko Sakury. Za bardzo nosiło go w środku, by użyć jakieś techniki samobronnej. Tak, bardzo, chciał jej pokazać gdzie jest miejsce dla takich jak ona. Tymczasem ból nasilił się aż wpadł delikatnie na Sakurę. Ona tylko uchwyciła go i posadziła na skale na której wcześniej siedział. Nachyliła się do jego buta, delikatnie ściągając, czując zmiażdżoną kość, Sai opuścił kartkę z ołówkiem i wbił swoje pazury w jej ramię.
- Złamana – odrzekła do niego oraz szepnęła jedną z wielu technik jaką znała, ciepłe promienie
delikatnie skleiły kość. Wszakże obrażenia były zbyt poważne, gdyż miał to nogę mocno sfatygowaną pod czas jednej z walk kilka lat wcześniej. Założyła jeszcze usztywnienie, założyła jego but, nie zawiązując go wcale oraz chwilę jeszcze kucała, gdy spojrzała się w jego oczy.
- Nie czułeś, że to grubsza sprawa? - spytała; nie starając się nawet na chwilę, żeby
być milszą. Za bardzo ją bolał fakt, że Sai jest bliższej osoby, którą kochała,bądź co bądź z czasem nauczyła się opanowywać swoje serce, które i tak bolało, krwawiło, rozpadało się na małe kawałki wraz z łzami jakie pojawiały się nocami.
- Jakbyś nie wiedziała jak może mnie pochłonąć malowanie - odgryzł się, łzy przestały płynąć
z jego policzków. Czuł się lepiej, zarazem był bardzo osłabiony po tym wszystkim chciał jedynie wrócić do szkoły i położyć się spać.
Nieoczekiwanie pojawił się Neji, który patrzył na Sakurę, jakby pojawiła się dopiero przed
sekundą. Możliwe, że słońce uniemożliwiło mu ujrzenie różowych włosów, a może czuł się nie zręcznie?

- Co się stało? - spytał Neji, miesząc wzrokiem sylwetkę Sakury, zatrzymując swój wzrok w zielone oczy okazującym tymże jego troskę o nią.
- Sai złamał kostkę - speszyła się czując na sobie czujny wzrok - złożyłam ją, a teraz wracam do swoich pacjentów - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Sai jedynie kiwnął im na pożegnanie oraz po raz pierwszy od kłótni z Sasuke żałował, że nie ma swojego mieszkania, gdyż w szkole znajdowały się nie wygodne łóżka. Nie pomagało nawet jeśli leżało na nich sterta poduszek, dodatkowo były dosyć małe jak dla jednej osoby, co mówić o dorosłym mężczyźnie, który samej logice potrzebuję, więcej miejsca.
- Ojej, powinienem powiedzieć Saske, że Sai jest ranny. - Neji zmieszał się na to, gdy zdał sobie sprawę, że mówiąc o tym patrzył się w jej dekolt.
- Nie, wydaje mi się, żeby tego chciał - odpowiedziała, gdyż patrzyła się w kierunku jakim Sai im zniknął za budynkiem. Sakura znała doskonale tamten kierunek przy okazji zaświeciła jej się w głowie odpowiedź.
- Jak to?
- Skierował się w kierunku szkoły - odpowiedziała szybko, by tylko kiwnąć na pożegnanie,odwrócić się i pośpieszyć do swoich pacjentów. Wiedziała, że jeszcze nie jeden raz dziś porozmawiają, tylko w tym momencie bardzo jej się śpieszyło do swoich obowiązków jakby nie patrzeć bardzo ważnych dla tutejszych ludzi.


„I swoim
krzykiem przez powietrze drążę drogę,
Po której wszyscy
inni iść w milczeniu mogą...” Jacek Kaczmarski

Od rana bolała ją głowa,więc postanowiła chwilę położyć się na kanapie, kiedy najzwyczajniej w świecie zasnęła.
Śniła o chwilach z ukochanym, spokoju i bezpieczeństwie jaki miała razem z nim. Raptownie klatka zmieniała się w ciemniejsze obrazy, widziała między innymi wykrzywione twarze ich współtowarzyszy, a na końcu kucała trzymając zmasakrowane ciało, gdy jej wzrok padał na twarz...
Tik, tak, tik, tak...
Dźwięk roznosił się w oddali, tym samym momencie z jej płuc wyrywał się przeraźliwy krzyk, często w takim momencie przybiegała Biwako do jej pokoju, nie pewna co ma dalej robić, najczęściej przytulała mamę, jakby rola chwilowo odwróciła się. Gorzej było jeśli była ona poza domem.
Biwako potrząsnęła delikatnie ramię mamy, a mama tylko spoglądała w twarz swojej córki, zawstydzona swoją słabością za swoim ukochanym. Po jej policzkach płynęły łzy. Zwykle tak było, nawet jeśli w pomieszczeniu była zupełnie sama. Nie umiała pozbyć się tego snu, który nawiedzał ją tak często, że jeśli przyszłoby się z kimś założyć o to - nie potrafiłaby tego dokonać. Ciągle słyszała głosy jakie nawiedziły ją pod czas tego snu, nie mówiąc o obrazach. Był to dla niej istny koszmar, który był tak namacalny jak rosa o poranku.
Wiedziała, że przy kimś szybciej umiała opanować emocję, głosy i uczucia, niż kiedy przyszło jej być sama ze sobą. Teraz nie miała na to czasu, podniosła się z łóżka i skierowała się w kierunku kuchni.
Musiała zrobić coś na obiad. Miała pomysł na gulasz, który zaczęła robić przed snem, zaoszczędziła tym sposobem wiele cennego czasu. Po jakiś pół godziny mogła spokojnie zanieść garnek na budowę.
Przechodziła obok szkoły, widziała grupkę wychodzących dzieci, w tle zobaczyła swoją córkę.
- Biwako!
- Tak, mamo – odpowiedziała stając naprzeciwko niej, chociaż było widać po niej jak bardzo śpieszy się gdzieś.
- Zatrzymuję? - spytała uśmiechając się promiennie. - Jak będziesz wracać przynieś ten garnek. - potrząsnęła delikatnie trzymany garnek w rękach.
- Dobrze, mamo. Lecę na trening! - odezwała się, nie minęła nawet sekunda a już jej nie było. Kurenai tylko spojrzała ostatni raz na szkołę, po czym ruszyła w stronę budujących. Położyła garnek na ziemii, natychmiast zwabiła zapachem głodnych shinobi do tego miejsca. Zrobiła jeszcze pięć kroków do tyłu, aby dać im więcej miejsca. 
Chciała z kimś porozmawiać, bo czuła się od dawna bardzo samotnie. Zwłaszcza od momentu, gdy zmarł jej ukochany Asumi.
Poczuła na sobie wzrok, podniosła głowę zobaczyła zmartwiony wzrok najstarszego Hyuugi. Po jej plecach przeszedł dreszcz,gdyż od zawsze bała się tych oczu, właśnie tego klanu.
Patrzyły się prosto w jej oczy, nie opuszczała jednak ich, pragnęła wręcz czuć ten strach. Chcąc wracać do domu, musiała przejść obok niego, nie zdając sobie sprawy z tego. On tylko uchwycił jej nadgarstek, zatrzymując ją w miejscu. Znów zadrżała, czuła ciepłą dłoń na swoim nadgarstku, co lekko ją - o, dziwo - uspakajało.
Oprócz tego pozostali budujący, rozeszli się w spokojniejsze miejsca, żeby móc chwilę podelektować się jak zwykle pysznym obiadem Yuhi. Było widać na ich twarzach zadowolenie, tymczasem między pewną dwójką rozgrywała się właśnie życiowa decyzja. Kurenai spojrzała nie pewnie na jego profil. On czując, że nie ucieka puścił jej nadgarstek na wolność.
- Hm? - spytała nie mogąc nic więcej powiedzieć. Hiashi tylko nachylił się nad jej ustami, owiał je ciepłym powietrzem, sprawiając na jasnej cerze znaczące zarumienienie.
- Nic nie mów – odezwał się po czym musnął jej ust, wkradając się do ich wnętrza, delikatnie całując. Ona tylko położyła nie pewnie swoje dłonie na jego torsie, chcąc go odsunąć, bowiem ciągle miała przed oczami Sarutobiego.
- Przepraszam. Ale tu... - wskazała na swoje serce. - Nadal jest ktoś dla mnie ważny – wyszeptała nie mogąc powiedzieć nic więcej, a może było to zbyt mało...
- Wiem, ale go już nie ma... - powiedział nakładając obiad oraz spoglądając na nią, był bardzo głodny, nie mógł już dłuższej czekać, na dodatek słońce mocno grzało i czuł się już słabo.
- Jest! – W jej oczach ukazały się łzy, nie chciała mu mówić o snach, któreciągle przypominały o twarzy ukochanego. Zaczęła płakać,a Hiashi tylko odłożył miskę na skałę. Powoli podszedł do niej, zaś ona wtuliła się w jego ramię. Płakała powoli, jakby czas właśnie się zatrzymał.
- Będę czekał, tyle ile potrzebujesz, lecz moim sensem życia jesteś ty. - Powiedział chwytając miskę oraz znikając jej z horyzontu.
Nie pozostało jej nic innego jak wrócić do domu, żeby posprzątać i nie tylko. Byleby nie myśleć o tym co się właśnie wydarzyło...
Rozdział 4.1. >>

3 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za pozytywną opinię nowego rozdziału, jednak mogłabym się o to wykłócać xD
    Co do twojego opowiadania, to robi się coraz ciekawiej. Nieźle się uśmiałam przy magicznych listkach, układających się w strzałkę, i aż mnie ciekawość zżera, co Saske znajdzie w tej księdze przydatnego :3
    Sakura wyszła prze-okropnie-dziwna, a to z powodu kipiącej z niej wredoty. No kto by pomyślał, że będzie taka cięta na Saia za zabawianie się z jej miłością.
    Jakbym zobaczyła na żywo u kogoś białe tęczówki, to też bym się go bała, więc Kurenai nie jest sama xD
    Ogólnie tekst wypadł dobrze, dlatego nie mam czego się czepić, a z chęcią bym teraz kogoś zjechała ]:-> Tak jakoś, emocje ze szkoły mi zostały XD
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy10/4/13 20:50

    Nie wiem czy dobrze zaczęłam czytać, ale znając mnie to pewnie nie. Lubie czytać w niewłaściwej kolejności, mam do tego wrodzony talent. ^^
    Muszę przyznać że piszesz dobrze, nawet bardzo.Przyjemnie się czyta, prosta, zrozumiała treść i bardzo wciągająca. Uwielbiam Naruto! Wiec jak tylko zobaczyłam imiona postaci to zaczęłam się cieszyć!
    Co jeszcze mogę powiedzieć, podoba mi sie to jak piszesz, z przyjemnością zostanę tu na dłużej i zostawię po sobie nie jeden ślad:)
    Poza konkursem..dziękuje za komentowanie moich opowiadań, czytanie. Mam nadzieje ze częściej wyrazisz swoja opinię.
    Pozdrawiam Haz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy10/4/13 23:29

    Witam, witam,
    hmm.. bardzo ciekawy rozdział, Sakura jest zła na Sai'a że skradł jej ukochanego, ale tak naprawdę Sasuke tęskni za kimś innym... mam jakieś dziwne wrażenie,z ę ta książka, którą znalazł Sasuke jest w jakims stopniu istotna i powiązana ze zniknięciem Naruto... A ostatnia scena rewelacyjna, Hisashi szaleje za Kurenai...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)