Translate

18.5.13

Rozdział IV - Niebo(cz.2)







<<  R.IV,Cz.1


KONOHA

 
"Dla przeciwwagi wielu uciążliwości życia
niebo ofiarowało człowiekowi trzy rzeczy: 
nadzieję, sen i śmiech." Immanuel Kant


Opierał rękami parapet, aby obciążyć stopę. Przyglądał się jak jego przyjaciele składają w całość zrujnowaną Wioskę. Po jego policzkach płynęły łzy, miał cichą nadzieję, że wszystko jeszcze się jakoś ułoży. Nawet nie przejmował się, że go boli, po prostu cierpiał wewnątrz siebie, spalając każdą cząsteczkę atomu jaka teraz płoną w nim. Zaczęło być mu coraz gorzej, przechylił się nie bezpiecznie do przodu, dla większej tragedii okno było uchylone. Ciało delikatnie zadrżało chcąc jednak żyć to ocuciło go na tyle, że zrobił krok w tył, a potem jeszcze kilka i usiadł na swoim łóżku. Oparł dłonie o brzeg, pochylił swoją głowę na tyle, aby jego włosy zakryły część jego twarzy, jego łzy kapały na jego spodnie.
Tak, bardzo chciał, aby ktoś tu wszedł.
Nawet jakiś jego współlokator.
Ktokolwiek.

Słyszał tylko oddali stukot uderzanych rzeczy na budowli oraz śmiech dzieci ze szkoły. Żadne z tych rzeczy nie sprawiło, że chciało mu się śmiać. Nawet to, że podmuch wiatru zaczął zamykać okno. Nic, zupełnie, jakby całe życie nabrało szarych barw. Robiło mu się coraz gorzej, czuł zamiennie ciepło i zimno, delikatnie zdjął sandały i wsunął się na łóżko. Musiał pamiętać, aby podnieść nogę, aby nie przemęczała się.
Po chwili podłożył pod nią jedną z poduszek jakie posiadł, na drugiej zaś położył się spać.


Miał wrażenie tego, że stał obok wszystkiego. Widział zrujnowaną Wioskę, przyjaciół, biegnące dzieci do szkoły, starszych oraz siebie. Siedział smutny, przygnębiony, nad kawałkiem papieru intensywnie kreśląc coś co pochłaniało barwy wokół niego. Świat stawał się coraz bardziej matowy, szaro-czarny z każdym ruchem ręki jego sobowtóra. Chciał odezwać się, ale jego głos umierał w krtani. Spojrzał w bok zauważył Sasuke, który stał z założonymi rękami z dala od budujących. Jego wzrok był nie do opisania, częściowo skupiony w kierunku jego własnego domu. Jakby myślał czy jest sens wracać do czegoś co było kiedyś. Chciał podnieść dłoń, ale była niby drewniana, przykuta gwoździami do jego ciała, uniemożliwiając mu ruch, więc stał prosto mogąc tylko ruszać głową. Przyglądał się intensywnie, kiedy nagle ludzie zaczynali znikać jeden po drugim. W końcu został on, sobowtór i Sasuke. Robiło mu się gorąco, opuścił głowę w dół widząc, że jego przypuszczenia są prawdziwe. Jego nogi zaczęły płonąć żywym ogniem od stóp w górę.
Nagle usłyszał śmiech, intensywny, radosny, zaczął powoli budzić się, chociaż nie otwierał oczu, słyszał kroki tuż za drzwiami. Nieoczekiwanie ktoś uchwycił klamkę, wchodząc do środka, szepcząc coś do drugiej osoby.


Martwił się o Saia odkąd zniknął im z oczu. Chciał do niego pójść, spytać czy da sobie radę, nic nie przychodziło mu do głowy. Musiał jeszcze skończyć wschodnią ścianę, żeby móc pomyśleć o powrocie do domu. Chociaż kusiło go zajrzeć do szkoły. Był tak bardzo zmęczony, że podziwiał kamyczki leżące na drodze, niż mijających ludzi. Nagle ktoś stanął naprzeciwko niego, podniósł głowę uśmiechając się do tej konkretnej postaci.
- Czyżby po treningu? - spytał.
- Tak – zapadła chwilowa cisza między nimi. - Coś się stało?
- Martwię się tylko – odpowiedział patrząc za niego widząc tam Kurenai z córką, które intensywnie o czymś rozmawiały.
- O czym? - odpowiedział Nara, który chciał mu pomóc tylko w tej chwili sam nie wiedział w czym, jak i dlaczego.
- Może pójdę z tobą, bo wracasz do szkoły? Co, nie? - dopytywał się dalej.
- Tak, Sai przez ten wypadek nie urządził mi jeszcze mieszkania. Jakoś tam tak strasznie jest... – Zaśmiał się krótko, chociaż miał ochotę zrobić sobie dzień przerwy, by dokończyć swoje mieszkanie.
- U mnie jest tyle dobrze, że nie jestem sam. Hanabi taki zrobiła wystrój, że nie wiem czy płakać mam, czy już zacząć się śmiać. Może coś sam zmienię, przynajmniej mój pokój zostawiła w spokoju. Tyle dobrze... - westchnął idąc spokojnie koło Shikamaru. W sumie byli nie daleko szkoły, bo dosłownie po chwili znaleźli się na korytarzu.
  Zauważyli na ścianie narysowany obraz, który podkreślał, że siła tkwi w przyjaciołach. Sama Tsunade kazała przed Wojną narysować Saiowi  fragment Wioski i ludzi w nim. Zajęło mu to z rok, ale umieścił głównie przyjaciół na pierwszym tle, a z tyłu innych shinobi. Było także widać Konohę i wzgórze, każdy kto koło niego przechodził zatrzymywał się na chwilę, by przypomnieć sobie ten spokojny okres jaki panował te kilka lat temu. Teraz Wioska Liścia żyła budową i wspominaniem tych którzy umarli. Czasem atmosfera była przybijająca, chociaż właśnie przyjaciele dawali siłę, że jutro będzie dużo lepiej niż dziś. Neji widząc swoją skwaszoną twarz wybuch śmiechem, zawsze jak patrzył na swój wizerunek nie umiał się powstrzymać. Nie rozumiał czemu Sai go tak postrzega, lecz gdzieś w środku nim robiło się dużo przyjemniej.
- Cii. Pewnie część ludzi już śpi. - Odezwał się Nara, ponieważ już dawno było po zachodzie słońca, obecnie światło księżyca wpadało przez okno, oświetlając obraz.
Nara otwarł drzwi, zapalając światło, Sai zamrużył oczami i otwarł je spoglądając kogo nogi przyniosły. Uśmiechnął się podnosząc się, poprawiając jeszcze poduszkę za plecami.
- Hej, już po pracy?
- Tak. Przepraszamy, że cię obudziliśmy – odezwał się Neji, który widać było jak bardzo martwi się o niego. Nawet przysiadł na jego łóżku wgapiając się w jego twarz.
- Nie spałem już od kwadransa, bo znów mi się ten sam sen przyśnił – wymamrotał poprawiając teraz opatrunek, następnie poduszkę, która pozwoliła nodze nie wbijając się w druty.
- Może się napijemy? - spytał Nara szukając możliwości, aby chwilę odpocząć od szarej rzeczywistości. Bał się, że zdradzi im pewną tajemnice, choć liczył na ich lojalność.
- O, dobry pomysł! Mam nadzieję, że możesz? - Neji przegryzł dolną wargę, spoglądając na stopę Saia. Nie wiedział czy picie w takim momencie jest do końca dobrą ideą.
- Jasne! To tylko noga. - Uśmiechnął się, a Neji wyszedł prawdopodobnie po Sake, Kirin i Asahi, które lubili pić w dużych ilościach. Tymczasem Shikamaru podszedł do torby w której wygrzebał czyste ubrania i ręcznik.
- To ja zaraz wrócę – rzucił zostawiając Saia znów samego.
Po dłuższej chwili panowie dyskutowali o życiu i planach, coraz bardziej zapominając o rzeczywistości. Neji i Nara zdradzili tajemnicę jaką mógł któryś zapomnieć kolejnego dnia...


"Nie wierzę w piekło ani w niebo; a jeśli nawet istnieją,
 to mnie i tak wszystko jedno. 
Nie chcę nic wiedzieć o tym układzie, 
który nagradza hipokrytów, 
a skazuje pogrążonych w rozpaczy." Eduardo Mendoza

Spojrzała ostatni raz tego dnia na córkę, zamknęła cicho drzwi, wyszła na korytarz, cicho stąpając do swojej małej sypialni, którą kiedyś dzieliła z Asumi. Zaczęły ją męczyć wyrzuty sumienia, nawet mrok pomieszczenia nie dawało jej spokoju, cisza jedynie mogła pozwolić jej uporządkować swoje myśli. Łóżko chrumknęło pod jej ciężarem, pewnie kolejna belka pękła, kiedyś jej ukochany naprawiał takie rzeczy, a teraz była zdana sama na siebie. Samotność, która owiała jej duszę nie dawała jej wytchnienia. Poprawiła poduszkę pod głową, zamknęła oczy, aby wspomnieć jak wtulała się w Asumiego. Nagle ten obraz wyparty został przez ostatnie wydarzenie - pocałunek, którego nie mogła się spodziewać. Najgorsze, że jej się to podobało. Znów czuła, że jej uśpione uczucie budzi się, ożywa jak zwierzęta po zimie. Z tą myślą zasnęła, a zapalona świeczka przy jej łóżko zgasła po jakimś czasie sprawiając w pomieszczeniu mrok.

Usłyszała radosny śpiew, który obudził ją. Teraz wiedziała, że to tylko Biwako nuci piosenkę jaką nauczyła się w szkole. Miała ją zaśpiewać przed całą klasą na ocenę. Wiedziała, że jej córka jest bardzo zdolną kunoichi i nie jeden raz będzie o niej głośno. Chwilowo pragnęła ją chronić własną piersią nawet jeśli miałoby to znaczenie metaforyczne. Kochała podziwiać jak z każdego zadaniem cała Wioska śledzi jej poczynania. Czuła, że jej córka stanie się kiedyś ważna ikoną. Dobrze, że nie sprawiało dla niej trudności, bo mogłaby być chociażby nieśmiała. Jednak nic z tych rzeczy. Biwako kochała być wśród ludzi, dużo rozmawiać, przebywać poza domem. To,był dobry znak, że stanie się kimś wielkim. Przyprawiało w Kurenai wielką dumę, szkoda, że nie mogła tego dzielić z Sarutobi. Czułaby wtedy, że nie jest w tym sama. Weszła do kuchni, Biwako na jej widok zamilkła, ale nie przestała robić kanapek. Położyła talerze na stół, widząc jak mama robi herbatę, usiadła przy jednym i zaczęła jeść.
- Dużo masz dziś zajęć? - spytała.
- Uhm. Do wieczora. Potem chcę się spotkać z Manami - odpowiedziała gryząc kanapkę, Kurenai oparła się o blat czekając tylko na to, żeby woda zagotowała się.
- Tylko wróć przed północą. Jutro rano znów szkoła.
- Wiem, mamo, wiem - naburmuszyła się, ponieważ wolała, gdy mama była bardziej przyjaciółką niż nauczycielką, lecz szanowała starszych jak uczono ją od najmłodszych lat.
- Dobre kanapki - uśmiechnęła się gryząc jedną kanapkę i kładąc dla siebie herbatę, gdyż wcześniej podała Biwako.
- Dzięki, mamo!
Obie jadły, na zewnątrz robiło się coraz widniej, głośniej, Wioska zaczynała się budzić do życia. Słychać było nawet radosny śmiech dzieci, które biegły beztrosko do szkoły.

Pożegnały się w progu, Kurenai zamknęła jeszcze drzwi na klucz i postanowiła pójść na spacer. Nie chciała sprawiać córce wstydu, więc na początek wybrała przeciwną drogę niż ta prowadząca do szkoły. Wiedziała doskonale, że ten kierunek prowadzi do domu między innymi Hyugi. Czuła, że popełnia największy błąd w swoim życiu, lecz jakaś nie widzialna siła ciągnęła ją właśnie tam. Domyślała się także, że Hiashi może być już na budowie. Choć nie codziennie pracował jak zresztą każdy, bo zdrowie shinobi było tak ważne jak opanowanie technik. Westchnęła idąc powoli, słońce było już wysoko na niebie, pięknie oświetlając już coraz ładniejszą Wioskę Liścia. Ciekawiło jej jak z innymi wioskami, ale nie miała możliwości sprawdzenia tego. Słyszała od Danzo, że zapraszał Gaarę do nich jak już przywróci dawny blask temu miejscu.
Byłaby okazja sprawdzenia, chociaż jednego miejsca więcej niż tu gdzie mieszkała.
- Ups - usłyszała, gdy upadła na kolana, podniosła swój speszony wzrok do góry. Nie chciała go ujrzeć, nie chciała z nim rozmawiać, jednak jak miała wytłumaczyć ten spacer.
- Ja... Przepraszam... Zamyśliłam się! - Mówiła szybko, a Hiashi tylko podszedł bliżej, wyciągnął ku niej dłoń, aby podniosła się.
- Nie przepraszaj mnie za to - wymamrotał jakby się obraził, sama nie umiała teraz go rozgryźć, przygryzła dolną wargę, podnosząc się, rozdarła delikatnie sukienkę na dolę, ale otrzepała ją z kurzu. Czuła, że ma podrapane kolana od kamieni jakie były na drodze. - Wszystko w porządku? - spytaj najstarszy Hyuga.
- Uhm, jasne. Nie powinnam iść w tym kierunku na spacer - wymamrotała spoglądając na Wzgórze.
- Ja nie powinienem iść do pracy, abyś się tak nie peszyła.
- Nie, nie, praca jest ważna! Ja już idę do domu! Muszę wam obiad zrobić - odwróciła się i zrobiła trzy kroki ku swojemu mieszkaniu, gdy poczuła na swoim nadgarstku jego dłoń.
- Nic nie musisz, jeśli nie chcesz. - Nadal nie odwracała się w jego kierunku, jedynie kiwnęła głową, jakby zgadzając się z usłyszanymi słowami. Hiashi nachylił się nad nią, czuła jego oddech na szyi, lekko zadrżała z paniki, powąchał jej włosów i puścił dłoń. - Możesz mnie nawet pocałować - szepnął do jej ucha, a Kurenai tylko zarumieniła się i pobiegła do domu.

"Nie chciałbym się wyrażać
 ani na temat nieba, ani piekła:
w obu miejscach mam przyjaciół." Jean Cocteau

Sakura właśnie zmierzała do swojego nowego mieszkania. Jeszcze pachniał nowością, ale chociaż nie musiała wdychać dłużej niż tego potrzeba chemikalia, które ratowały życie ludzi, ponieważ nie zawsze techniki skutkowały. Nagle przed jej oczami ukazali się jej Nara i Neji, którzy śmiali się z niczego. Nawet nie rozmawiali, chociaż mogli to zrobić kilka sekund wcześniej. Chciała ich ominąć, lecz coś ją tknęło. Zatrzymała się, aby zwrócić uwagę panów. Ci, przystanęli, spoważnieli, ale zaczęli się gibać.
Byli pijani. Właśnie o to jej chodziło.
- Dużo wypiliście? - spytała ciekawa jaka była prawda.
- Co-Panią-To-Interesuje? - Shikamaru mówił nie składnie, jakby stała dalej od nich wcale, by go nie zrozumiała.
- To już znam odpowiedź!
- Nara zostaw nas samych - spojrzała na Nejiego, podnosząc pytająco brew, Nara tylko kiwnął głowę i wrócił do szkoły.
- No co? - spytała, widząc, że ten był mniej pijany.
- Chciałem pobyć z tobą sam na sam - wymamrotał, upadając na kolana przed nią, alkohol zaczął bardziej rozchodzić mu się we krwi i czuł szumienie w głowie. Z medycznego punktu widzenia, Sakura wiedziała, że musi go odstawić do domu, a to co powie będzie wykorzystane przeciwko niemu. Teraz żadne słowa ją nie zranią, gdyż jutro młody Hyuga zapomni o nich tak szybko jak je wypowie.
- Ciekawe - wymamrotała podnosząc go z ziemi. - Aż tak Wojna was zniszczyła, że musicie pić?
- E, nie, takie tam męskie spotkanie.
- Męskie? To nie chcę wiedzieć jakby wyglądało żeńskie.
- Dużo cycuszków! - Sakura na to trzepnęła go w potylicę, ten tylko rozsmarował dłonią bolące miejsce, spojrzał na nią przepraszająco. Był za bardzo wylewny po pijaku, powinien ugryźć się w język.
- Przepraszam... - Nagle poczuł chęć wypróżnienia żołądka, odszedł na bok i zwymiotował. Sakura tylko spoglądała na niego zmartwiona. Miała zbyt dobre serce, mimo, że czasem musiała mieć silną wolę, aby nie powiedzieć czegoś głupiego.
- Zaprowadzę cię do domu.
- Podobasz mi się... - wyszeptał, gdy szli w kierunku domu. Przystanęła chwilę, ale widząc, że znów Neji upada, chwyciła go w pasie.
- Co to miało być? - spytała, a Hyuga tylko przymknął swoje usta dłonią, by następnie oprzeć swoją głowę o ramię Haruno, która strasznie mu ciążyła. Chciał być już w łóżku. Nawet nie zauważył, że wszedł razem z nią do domu. Tylko, gdy ujrzał groźną minę Hanabi wywoływał u niego dreszcze.
- GDZIEŚ TY BYŁ! - wrzasnęła, aż szyby zadrgały, Sakura tylko kiwnęła na pożegnanie i wyszła, zostawiając kuzynów samym sobie.
- U Saia byłem. Dorosły jestem. Nie muszę się tobie spowiadać, no!
- Dopóki mieszkamy razem z Hiashi, chcę wiedzieć, gdzie jesteście. Nie chcę myśleć, że i was stracę.
- Tęsknisz za Hinatą?
- Była moją siostrą jak mam za nią: nie tęsknić! Ty głupku jeden! - pisnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie płacz, no, każdy teraz za kimś tęskni. Itachi aż zamknął się w swoim pokoju. Taki mały przykład, abyś dała mi możliwość pójść spać.
- Pomyślę czym jest tęsknota - powiedziała filozoficznie, parsknęła tylko i spojrzała na Nejiego widząc, że nie czas na dłuższe rozmowy. - Umyj się i idź spać - odezwała się, chowając się w kuchni.
Słyszał tylko, że coś wyciągała. Zrobił jak mu kazano. Jeszcze myśląc jak wiele rzeczy zmieniło się przez te kilkanaście lat. Ile sam zmienił i dostrzegł czym jest tak naprawdę życie. Był z siebie dumny, że osiągnął aż tyle. Chociaż kosztem dużej ilości głupot. Jednak mając przyjaciół i rodzinę mógł żyć godnie, każdego dnia, wprawdzie obawiał się jutra, niemniej najgorsze było za nimi.


R.V,Cz.1 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy20/5/13 12:19

    Witam,
    bardzo dobry rozdział, nie ma to jak napicie się z przyjaciółmi... Przy tym obrazie wioski jak i przyjaciół jaki namalował Sai od razu pomyślałam o Naruto, cóż bardzo bym chciała poznać co o tym myślą, czy go szukają, jakaś wzmianka o Naruto...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)