Translate

18.7.13

Rozdział VI - Klucz(cz.2)

<<  R.6,Cz.1





Konoha

"Każdy związek jest domem, do którego klucze
znajdują się w rękach mieszkańców.
Jeśli zamknie się ich od zewnątrz,
dom stanie się więzieniem,
a oni więźniami." Éric-Emmanuel Schmitt

Nie wybierała się tej nocy do domu. Położyła się na wolnym łóżku obok pacjentów, jakby nigdy nic, gdyż potrzebowała snu po tak ciężkim popołudniu. Wielu ludzi przybyło do Namiotu z silnymi wymiotami i wysoką gorączką. Dowiedziała się, że każdy prawdopodobnie jadł grzyby, które dostarczył im ktoś z Sunagakure. Była zdenerwowana, aż chciała rozmawiać z Gaarą o tym wydarzeniu, lecz nawet nie mogła mocno zasnąć, nadsłuchując, czy ktoś nie potrzebuje jej pomocy.

Musiała kilkakrotnie wstawać w nocy, zmieniać mokre ręczniki na chłodniejsze, nie wiedziała już co zrobić, żeby ulżyć cierpiącym. Nawet techniki, jakie znała, mało skutkowały na to, co działo się z chorymi. Zgrzytała zębami i postanowiła, choć udać się do Hokage po pomoc. Może on wyśle kogoś po Gaarę. 
- Zaraz przyjdę – odezwała się słysząc tylko jeden jęk, aż chciała zostać, pomóc, ale musiała coś zrobić. Nawet nie wiedziała jakie to były grzyby oraz kto jest za to odpowiedzialny. 



Biegła w kierunku szkoły, gdzie teraz zapewne mogłaby spotkać Danzo Shimura. Na jej drodze pojawił się mężczyzna o ciemnych, długich włosach, zatrzymała się dysząc. 

- Gdzie tak się śpieszysz? - spytał zatroskanym głosem, jakby miała więcej czasu, chętnie ciągnęłaby to rozmowę dłuższej.

- Na pogaduszki przyjdzie czas później – stwierdziła pośpiesznie patrząc na szkołę. - Muszę pomóc chorym, bo ktoś przyszedł zatrutymi grzybami. 
- Mogę jakoś pomóc? - spytał Neji, ale Sakura tylko pokręciła przecząco głową. 
- Wybacz, jedynie byś mógł z kimś udać się do Piasku.
- Po Gaarę? - spytał, choć zdawał sobie sprawę, że to jest zbyt ważne, inaczej Sakura umiałby pomóc potrzebującym. - Żadna technika nie działa? 
- Działa, ale krótko, a gorączka jest zbyt wysoka, bym mogła od tak zlekceważyć.
- Chwilowo obiecałem komuś pomóc przy budowie domu, chociaż jak będziesz kogoś szukać to jestem chętny.
- Dobrze, chwilowo załatwię na to pozwolenie – ujrzała tylko kiwnięcie głowy i pobiegła w kierunku szkoły. 

Weszła do gabinetu dyrektora, choć słyszała jak Temari coś do niej mówiła. Nie słuchała jej pochłonięta tym, żeby załatwić swoje sprawy. Teraz zrozumiała co takiego mówiła, nie było tutaj Danzo co oznaczało, że załatwia jakieś sprawy dla Wioski albo ma lekcje. 
- Gdzie jest? - spytała patrząc ze złością na koleżankę, która jakoś ostatnio nawet nie odwiedzała. Nie miała na to czasu. Poza tym, jakoś po Wojnie wszystko się zmieniło, chyba na gorsze, każdy był jakiś przybity i nie obecny, aż nie chciało się tutaj być. 
- Ma godzinę wychowawczą w klasie ósmej! - krzyknęła zdenerwowanym głosem, a Sakura która już trzymała drzwi, huknęła nimi i pobiegła na parter. Widząc przez okienko w drzwiach - osobę, którą obecnie poszukiwała, otwarła już spokojniej drzwi.
- Czy możemy pomówić? - spytała, Danzo tylko powiedział klasie, że są już wolni, ale upomniał o ostatniej lekcji z Kakashim. Usłyszał tylko pomruki nie zadowolenia wychodząc do Sakury.
- Tak? - spytał nie wiedząc co ją skierowało w te skromne progi. Skierował się w stronę gabinetu co było jasnym sygnałem dla niej, żeby podążyła za nim.
- Od wczoraj wybuchła jakaś epidemia. Dowiedziałam się od bardziej świadomych ludzi, że przybył jakiś osobnik z Sunagakure. Wręczył każdemu dwie garści grzybów. Nie wiem co w nich było, ale każdy kto teraz jest w Namiocie ma gorączkę i wymioty – poinformowała, widząc tylko niezadowoloną minę Hokage oraz przestraszoną Temari.
Usiadła na krześle, czekając co ma robić dalej, gdyż była już bezradna. 
- Wyślemy tam dwie osoby oraz musimy czekać, tak? Twoja moc na nic się nie zda? - spytał, czy raczej potwierdził. Wiedział, że każda Wioska ma swoje małe sekrety. Dopóki nie porozmawiają z Gaarą to nic, a nic, nie wskórają. 
- Kogo mam poprosić o to? Ja muszę wracać do chorych. - Mówiła coraz bardziej załamanym głosem. Zależało jej zwłaszcza po Wojnie, aby każdy żył. Było teraz dosyć pusto w Wiosce, chociaż ciągle było słychać rozmowy, śmiech, czyjś bieg, ale nie było tego tak wiele jak parę lat temu.
- Kogo chcesz, jeśli pracuje gdzieś to jest zwolniony na te kilka godzin. To jest ważniejsze. Musimy ich uratować.
Kiwnęła głową, nie czekając, ani sekundy więcej poszła po Neji Hyuga i Nara Shikamaru.

- Panowie mi pomogą – odezwała się, a wszyscy jacy tam stali odwrócili się do niej. Zarumieniła się, bo nie tego oczekiwała. - Znaczy Neji i Nara, reszta niech wraca do pracy – odezwała się nieśmiało jak na nią. Widać, że speszyła się tym wszystkim.
- Jednak mamy tam iść – powiedział Neji, który kojarzył co mogło ją zmusić do przyjścia tak blisko budowy.
- Gdzie? - spytał Nara spoglądając to na nią, a to na niego. Teraz oboje zrozumieli, że nie każdy wie, o czym myślą.
- Po Gaarę. Mógł bardziej pilnować swoich ludzi – wymamrotał, bo dla niego samego było to dziwne posunięcie z jego strony.
- Hm, to brzmi, jakbyśmy planowali go porwać dla niewoli – roześmiał się, po czym widząc minę Sakury spoważniał.
- Ja idę do chorych. Neji - spytaj się jak mam ich uleczyć. – Prosiła go, a potem odeszła w stronę Namiotu. 
- No to mamy robotę! - Nara potarł ręce, ale nim udadzą się w drogę to muszą wziąć coś do jedzenia i przebrać się. Liczyli, że będzie dostatecznie dużo czasu, aby nikt nie umarł. 

"Oto klucz do szczęścia;
nie brać rzeczy zbyt tragicznie,
 robić co możecie najlepszego w danej chwili,
życie uważać za grę,
a świat za boisko." Robert Baden-Powell

Danzo słysząc o epidemii postanowił odwołać zajęcia lekcyjne dziś i jutro. Wszedł do pokoju nauczycielskiego, żeby poinstruować każdego nauczyciela o zagrożeniu. Nie trwało długo, kiedy uczniowie wrócili do swoich domów albo do pomieszczeń mieszkalnych w szkole. Teraz potrzebny był spokój. Miał nadzieję, że te grzyby zostały już zjedzone albo spalone, żeby nikt ich już nie zjadł. Tego najbardziej się obawiał. Chwilowo postanowił udać się do Namiotu i zobaczyć na własne oczy jak sprawy się mają.

Wszedł do Namiotu, jęki i hałasy atakowały jego uszy. Widział smutną twarz Sakury, która wyrażała jakby tylko czekała, aż któryś pacjent po prostu odejdzie z tego świata. 
- Pomóc? - spytał, chociaż tyle mógł zrobić dla niej. Wiedział, że nigdy jej nie będzie miał. Była zbyt młoda i zdolna dla niego. Wolał samotność. Czasem myślał także o Temari, jednak nie było to tak silne uczucie jak do dziewczyny o różowych włosach.
- Możesz pilnować czy okłady są zimne. Zmieniaj je – odezwała się wychodząc do innego pomieszczenia. 
Zabrał miskę z zimną wodą i podchodził do każdego z pacjentów, żeby tylko ściągnąć z jego czoła ciepły ręcznik i namaczać w zimnym. Z dwie osoby nie wytrzymując zwymiotowały prosto na jego uda, lecz nie przejmował się tym. Czuł się potrzebny. Mógłby zrobić coś więcej dzisiejszego dnia. Zastanawiał się tylko kto wpadł na tak chory pomysł tuż po Wojnie. Nie chciał znów przeżywać kolejnej, tym razem, domowej bitwy między Wioskami. Miał cichą nadzieję na głupi żart, który może skończyć się zbyt drastycznie. 
Oby nie, bo oznaczało to konflikt z Sunagakure.

Kuronei słysząc o katastrofie, postanowiła zrobić lekką zupę dla chorych. Wiedziała, że nie może dodać nic mocno aromatycznego. Liczyła, że przepis jej babci będzie dobrym rozwiązaniem. Jeszcze musiała zrobić gulasz na budowę. Miała nadzieję, że jej córka wybaczy jej dziś, że nie znajdzie dla niej czasu. Kochała ją ponad wszystko, jednak nie mogła być w dwóch miejscach naraz. 
Nagle ktoś zapukał do jej drzwi.
- Proszę – krzyknęła z kuchni, usłyszała po chwili kroki, uśmiechnęła się na to kogo ujrzała przed sobą. - Ani chwili spokoju – prychnęła.
- Pomóc? 
- Krój mięso na gulasz, ja zrobię chorym zupę – poinformowała biorąc się za obieranie ziemniaków, na których chciała zrobić wywar do zupy przy okazji resztę doda do gulaszu.
- Dobrze, dobrze. Grubo czy chudo? - spytał biorąc garnek w którym znajdowało się mięso oraz leżący nie daleko nóż i deskę do krojenia. 
- No, tak jak na gulasz, Hiashi. Dasz radę – wrzuciła ostatni ziemniak do garnka, schowała wiaderko z łupinami pod zlew, zmieniła wodę w garnku na czysto, włączyła palnik i postawiła na nim garnek. W tym samym czasie Hiashi zrobił podobnie, lecz z mięsem. 
Mieli chwilę na rozmowę.
- Boże, jaka tragedia – wymamrotała stawiając wodę na herbatę, postawiła dwa kubki i spojrzała się na najstarszego Hyuge. 
- Dla mnie mocna, sypana i czarna – powiedział do tej małej wzrokowej sugestii. - Jestem ciekawy jaki kretyn wymyśl ten cały fiask. 
- Sądzę, że był wieku mojej córki. – Teraz jej wzrok zmienił się na taki, jakby coś wspominała, przypomniało jej się jak przyjaciele dorzucili jej cynamonu do jakieś potrawy, co totalnie zmieniło smak i musiała robić ją od nowa. 
- Był? A może była? Ciekawe co Danzo postanowi, jeśli dorwą to osobę.
- Na pewno nie śmierć. Zbyt wielu umarło. - Zalała herbatę, postawiła je na kuchennym stole oraz zajrzała do garnków. Miała jeszcze jakiś kwadrans, żeby zrobić kolejny krok. Usiadła przy swoim kubku i spoglądała na siedzącego obok mężczyznę. 
- Też tak myślę – zamilkli pijąc swoje herbaty, nasłuchując odgłosów zewnątrz oraz bulgotanie jakie wydobywało się z garnków. - Rozmawiasz ze mną, jakby nigdy nic – wymamrotała tym głosem, jaki tylko znała Yuuki. Zarumieniła się na to oraz wyglądała jak ryba, której zabrakło powietrza. 
- Nie mów tak. Muszę obiad zrobić. Głodni shinobi będą źle pracować – skarciła go, a on był po prostu zadowolony z tych efektów. Podobało mu się jej postawa. Cała mu się podobała. Nie mógł nic zrobić, gdy wstała do garnków, on uchwycił jej rękę, wstał wyrównując się z nią, nachylił się do jej ust. Wyłączyła palniki, zdając się na chwilę, nawet nie poczuła, kiedy byli nadzy, choć doza bezpieczeństwa przydałaby się, gdyż nadal byli w kuchni. Mieli jeszcze chwilę. Nic, nie stanie się, jeśli obiad będzie podany kilka minut później... 
„Jak potoczą się nasze losy?
Nie było sposobu, by to przewidzieć,
 i uświadomiłam sobie, jak bardzo kruchą i delikatną rzeczą
jest ludzkie serce.
 Nic dziwnego, że trzymałam je zamknięte na klucz.” Colleen Houck


Leżał skulony na podłodze. Słuchał stłumionych odgłosów z Wioski. Nie miał siły podnieść się oraz położyć się na czymś wygodniejszym. Taka sytuacja mu pasowała. Kołysał się co chwilę, kiedy głośniej płakał. Czuł, że zranił już wszystkich, którzy pokładali w niego nadzieję. Każdy miał swoje życie, a poświęcali większość czasu tylko jemu. Nie mógł być wdzięczny za to, że ludzie przygarnęli go, choć powinni pluć w twarz.

Nie zasługiwał na nikogo, oprócz Śmierci. Często będąc sam w tych murach. Nie licząc brata, który pojawiał się jak jakaś zmora, na dosłownie krótką chwilę, żeby zniknąć raptem w swoim pokoju. Chciał czasem wejść głośno do jego pokoju, wykrzyczeć wszystko co leżało mu na jego sercu, jednak szanował jego decyzje. Był starszy od niego, miał prawo buntować się na stratę ukochanej osoby.

Usłyszał stukot szklanek i talerzy, ale nie podniósł się, zamknął oczy, głośniej oddychając. Po chwili jego brat wszedł siadając naprzeciwko niego. Czuł to. Podniósł się siadając po turecku. Obok jego nóg leżał talerz kanapek i kubek z czarną herbatą. Nie chciał jeść, lecz widząc minę Itachiego „jak nie zjesz to cię zabiję”, powoli sięgnął po jedną kanapkę, a w mig znikły pozostałe.
Po chwili, trzymał w ręku kubek, spoglądając na okno za którym było już widać coraz więcej budynków. Wioska zaczynała być jak za dawnych czasów, kiedy sam nie zaczął zabijać tych, których technicznie musiał ochraniać. Zadrżał na wspomnienie zamykanych oczów swoich przyjaciół, zmasakrowanych ciał, pełnej ilości krwi, a większość z nich zabił własnymi rękami. 

- Sasuke. Czy wszystko gra? - usłyszał głos, który kiedyś go uspakajał. Teraz zmieniło się w nim to, że tonacja stała się ostrzejsza, nie taka radosna jak kiedyś. Sam obawiał się, że popadnie w obłęd czekając na lepsze dni. 

- Nie, nie... Wszystko zepsułem.
- Da się naprawić? - ni spytał, ni stwierdził, wstał kładąc naczynia na stoliku oraz przystanął obok brata.
- Nie chcę dać zmarłym drugiej szansy – odparł kładąc czoło na futrynie okna, lekko kręciło mu się w głowie, gdyż całą noc nie spał.
- Mi dałeś – usłyszał. Tak, dał. Zrobił błąd, bo teraz mógłby goić rany sam. Przy kimś nakładał maskę i nie był sobą. Udawał pragnąc dać innym radość.
- Bo jesteś moim starszym bratem – odrzekł cicho, jakby tłumaczył dziecku: czemu niebo jest niebieskie? Spojrzał się na niego, ten tylko kiwał głową - rozumiał, tylko chciał to usłyszeć. 
- Tęsknie za nim, powinienem ci pomóc, a nie zachowywać się jak panienka. 
- On umarł, jakby żył, chociażby zdradził cię i odszedł. To, by słono za to zapłacił. Zapewne po tym zabiegu wróciłby do twoich ramion. Jednak go już nigdzie nie ma.
- Wiem, nadal mam wrażenie, że to tylko żart i wróci. 
- Tak to nie będzie...
- Wiem. Zrobić jeszcze jakieś jedzenie?
- Mogę ja to zrobić. 
- Myślę jeszcze, czy ty mnie nie pozbawisz kiedyś życia, jeśli uznasz, że zrobiłeś błąd.
- Tego nigdy nie będę pewny. Chwilowo żyj. Wyjdź do ludzi. Jak mnie nie zjedli, ciebie też powinni ciepło przywitać – postanowił zrobić prostą potrawę z ryżem jaką nauczył się robić, kiedy musiał uciekać. Usłyszał tylko za sobą jak Itachi bierze brudne naczynia, następnie umył je i wrócił do swojego pokoju. Rozumiał, że potrzebował czasu, kiedy usłyszał piski dzieci i kobiet. Wybiegł przed dom, na niebie ujrzał demona, który kierował się na pustą polane.
Rozejrzał się dookoła, uśmiechając się, szepnął tylko do siebie:
- Lisek – skierował się szybko w jego kierunku.


R.7,cz.1 >>

2 komentarze:

  1. Czyżby Kurama? Oby się wyjaśniło, bo nam Sasuke z tęsknoty uschnie. Dzięki za kolejną część i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy24/7/13 18:09

    Witam,
    rozdział jest fantastyczny... ciekawe kto mógł zrobić coś takiego, wywołać taką epidemię.... spodobała mi się tutaj postać Sasuke, ukazałaś tutaj jego cierpienie... Czyżby to był Kurama?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)