Translate

9.8.13

Rozdział VII - Wiara(cz.1)

<<  R.VI,Cz.1


Od Autorki: Na górze są pewne informacje, jeśli jest ktoś chętny mi pomóc to z góry dziękuję.
Rozdział niesprawdzony.



Tokio

„Ci, którzy żyją nadzieją, widzą dalej.
Ci, co żyją miłością, widzą głębiej.
Ci, co żyją wiarą,
widzą wszystko w innym świetle.” Lothar Zenetti
Spoglądał na słońce zachodzące za wzgórzami, kiedy koło niego usiadła pewna blondynka pijąc kawę. Tak, było dobrze, nie musiał nic robić, a przez ciągłe przekładanie pudełek już bolały go ręce. Czuł, że jest źle, nie z nim, lecz z kimś. Od zawsze przeczuwał najgorsze. Zwłaszcza widząc jak ptaki na niebie spowalniały swój lot w zasięgu jego wzroku.
- Naruto – usłyszał swoje imię, a jakiś ptak upadł między nimi. Karen odruchowo przesunęła się i patrzyła z przerażeniem na martwego ptaka. – Dziwne – odparła, nie widząc czemu tak się wydarzyło – Wykopie dołek i go pochowam . – Podniosła się biorąc go za skrzydło. Trochę go rozśmieszyło z jakim obrzydzeniem niosła ptaszysko. Wróciła jeszcze po łopatkę jaką używała z Mikoto w ogródku. Po chwili patrzył jak wykopuje nie wielki dołek, po czym wrzuca kruka. Przesunęła nasypany obok piach do wykopanego dołku, zaklepała ziemię, jakby sadziła jakoś roślinkę. – Gotowe – odparła wycierając ręce w szarą, zużytą szmatkę. Usiadła na swoje miejsce. Widziała na twarzy Naruto zamyślenie. Nie chciała jednak pytać. Uznała, że jeśli będzie chciał mówić to się odezwie. 

- Robimy kolację? – spytała po chwili, Naruto tylko chwycił jej dłoń, jakby szukając pocieszenia, następnie nachylił się, żeby przytulić się do niej.
- Boję się, że stało się coś strasznego.
- W sumie nie ma nadal Mikoto.
- Boję się – powtórzył, czuł dreszcze, ale ciepło drugiej osoby sprawiło mu minimalne ukojenie. – Może zaraz przyjdzie.
- Zapewne, ale ja już idę robić coś do jedzenia. Masz na coś ochotę?
- Zjem to co ty – odparł wstając i powoli zszedł z tarasu, spojrzał w niebo, gdzie nie było już nic innego widać jak gwiazdy.
*
Usłyszeli otwierane drzwi, następnie stukot damskich butów, które zamieniły się w ciszę. Podnieśli wzrok, ujrzeli starszą panią, która spoglądała na nich. Jej wzrok był jakiś dziwny. Wyglądała, jakby gdzieś się spieszyła. W sumie każdy dziś był jakiś dziwny.
- Co się stało? – Spytał Naruto, bo nie wiedział już jak reagować na to co się działo.
- Był wypadek – powiedziała pani Mikoto, dosyć załamanym głosem. Karen tylko zamarła trzymając w powietrzu trzymaną łyżkę. – Mój syn walczy o życie – Zaczęła płakać, widocznie nie dała rady powiedzieć coś więcej. Nie dawno straciła męża, a teraz nie wiedziała czy jej syn przeżyje noc.
- O Matko! – wrzasnęła Karen opuszczając łyżkę wprost do miski, która przewróciła się brudząc obrus. – A jego żona? Ich córka? – pytała, ale podeszła do starszej pani przytuliła ją i wskazała na krzesło. Czuła jak bardzo jest roztrzęsiona. – Kiba wie? – Zwykle jak się denerwowała zadawała za dużo pytań. Bardzo lubiła Takeo. Poznała go jak pojawiał się czasem w Fabryce.
- Nie, nie żyją. – Płakała tak jak nigdy, oboje nie mogli nic poradzić, jedynie modlić się, żeby jej syn przeżył. Zbyt wiele wydarzyło się przez ostatni rok, żeby teraz wszystko było przegrane.
- Jak to się stało? – spytał Naruto, nie oczekując natychmiastowej odpowiedzi. Czuł od rana, że wydarzy się coś złego. Takiej tragedii nie mógł się spodziewać. Teraz sam przestał mieć apetyt na zupę. Odłożył miskę do zlewu, oparł się o szafkę, żeby tylko być poważnym. Chciał dać dziewczynom wsparcie. Czuł taki zewnętrzny obowiązek. Wiedział także, że są mu za to wdzięczne.
- Je-chali do-do mnie i tir w nich jechał. Był tam-tam początek mostu. Wpa-adli do wody. Do-obrze, że ktoś biegał i zadzwonił po-po pomoc. – Dukała płacząc coraz głośniej. Karen postanowiła zaparzyć dla niej melisę. Chciała, żeby za chwilę położyła się spać. Pomogłoby jej uspokoić nerwy. Nie wiedziała już co na to ma poradzić.
- Jutro pójdziemy do szpitala, a teraz proszę skup myśli na tym, żeby Takeo przeżył. Chociaż będzie to dla niego ciężkie, jeśli dowie się wszystkiego…
- Mogę jakoś pomóc? – Spytał Naruto, który sam czuł się fatalnie, tak jakby nie na miejscu. Musiał stąd wyjść, skupić myśli na czymś innym niż na tym co widział.
- Zmień pościel i przewietrz pokoje, a ja posiedzę z Yumini. – Odezwała się kładąc szklankę na stolę, Naruto wyszedł słysząc pocieszające słowa i płacz. Czuł nadal dreszcze oraz zaczął czuć się słabo. Sam już nie wiedział, czemu tak się czuję.
"Z wiarą jest podobnie jak z miłością.
Znajdujemy ją w chwili,
gdy się tego najmniej spodziewamy." George Sand
Jechał jak najszybciej mógł, chociaż wiedział, że nie jest w samochodzie sam. Musiał tam być, choć już było późno. Za bardzo przejmowało go życie innych ludzi. Czasem było to dla niego ważniejsze, niż własne szczęście. Kiedy tylko odebrał telefon łzy popłynęły po jego policzkach. Nawet dotyk ukochanej osoby nie sprawił, że uspokoił się. Jedynie czego pragnął to być wśród swoich przyjaciół i czekać w tym zimnym korytarzu na dobre wieści. Nawet nie przepuszczał do swoich myśli, że może być źle. Często zdarzało mu się wychodzić z Takeo na piwo. Głównie jak pokłócili się ze swoimi drugimi połówkami. Cenił go tak samo jak jego matkę. Byli dosyć do siebie podobni, choć młody Yumini starał się pokazać swoją indywidualność.
Wysiadł z samochodu, obok niego pojawiła się Hinata, spojrzeli się w oczy. Widziała w oczach swojego chłopaka smutek, choć rozumiała jak można stracić przyjaciela, gdyż sama straciła kogoś ważnego.
Mało kto wiedział, że wychowała się w Domu Dziecka. Nie znała swoich rodziców. A opiekunowie mówili, że nie trafiła do nich jako noworodek. Musiała mieć jakoś brutalną przeszłość, bo nawet sama nie pamiętała niczego przed swoimi szóstymi urodzinami.
Pielęgniarka jednak nie pozwoliła im wejść na salę. Mówiąc, że wizyty u pacjentów skończyły się godzinę temu, a zaczną się dopiero o siódmej rano. Zdradziła tylko, że nie jest z nim najlepiej. Zasugerowała, że jego życie wisi na włosku. Kiba tylko zadrżał, czując tylko jak Hinata głaszcze jego plecy. Ten dotyk delikatnie uspokoił jego nerwy. Usiadł chwilę na krześle. Pielęgniarka widząc jego stan podała mu leki na uspokojenie.
- Wszystko musi być źle… - wymruczał, nie oczekiwał, żeby jego partnerka się odzywała. Kochał ją za ten spokój i milczenie. Czasem dla niego było to zwyczajną ostoją, niczym specjalnym, ale bez tego czuł się źle.
- Przeżyje – usłyszał nieśmiały głos, delikatnie uśmiechnął się, bo znaczyło to dla niego więcej niż ktoś mógłby się spodziewać.
- Zostaniesz ze mną na noc? – spytał.
Ujrzał jedynie kiwnięcie głowy i delikatny rumieniec. Tak, bardzo się cieszył, że ją odzyskał. Bał się, że po tym jak ją stracił nigdy - prze nigdy - nie zazna szczęścia. Teraz miał wszystko. Kochał Hinatę i nie pragnął niczego poza nią. Może jedynie nie stracić przyjaciół. Czuł jakoś w sobie, że Takeo przeżyje. Ile razy wdawał się w bójki po pijaku? Nie raz był bardzo złym stanie.
Mimo wszystko jakoś uciekał z objęć Śmierci.
Z taką myślą opuścił ten budynek.
*
Sunął ręką po jej piersi, która była zakryta pod jego koszulką. Słyszał pomruki, ale nadal spała. Ścisnął delikatnie pierś, ujrzał grymas na jej twarzy, jakby zastanawiała się czy to sen, czy już jawa. Uwielbiał ją podziwiać z samego ranka. Gdy chciał wsunąć rękę do jej majteczek, poczuł uścisk na swoim nadgarstku, podniósł głowę widząc speszoną twarz. Podniósł się, żeby spróbować tylko tych cichych ust. Smakowały jak wyborne, długoletnie wino, które zachęcały go do dłuższego kosztowania. Poczuł na swoich nagich plecach, delikatnie drapanie, wiedział już, że daje partnerce całe swoje serce.
Odsunął się po chwili uznając, że wszystko dzieję się stanowczo za szybko. Gdy poczuł delikatny dotyk na swojej męskości, następnie język, który połykał go w całości. Lubił, gdy stawała się taka odważna, choć nadal nie używała żadnych słów. Czuł się taki kochany.
- Jeśli nie chcesz to nie musimy – wymruczał, gdy zaczynał czuć zbliżający się orgazm.
- Mam dość czekania, Kiba. Tak, bardzo ciebie pragnę. – Odpowiedziała, kiedy poczuła słony smak w ustach.
- Tęskniłaś?
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo… - Odrzekła zdejmując swoje majtki. Po chwili zastanowienia usiadła na jego biodra, żeby natychmiast ruszyć się dając im to na co od dawna czekali.
Nie potrzebowali już niczego więcej jak czuć. Czuli zbyt wiele, żeby można było to określić słowami. Wystarczyło, że po chwili usłyszeli nawzajem swoje imiona. Uśmiechnęli się splatając swoje dłonie, leżeli i milczeli, gdy postanowili wziąć prysznic oraz pojechać do szpitala.
"Nadmierna wiara w szczęście i przypadek
jest tylko dowodem naszej bezsilności
wobec własnego losu." Stefan Pacek
Siedział na balkonie, gdy znów usłyszał płacz dziecka. Swojego dziecka. Nie mógł uwierzyć, że był tak głupi. Na dodatek: matka dziecka zmarła przy porodzie. Nigdy mu się nie podobały kobiety, ale czy zdarzyło się kiedyś, aby naćpany człowiek myślał nad tym kogo woli. Wtedy bierze się to co jest mu dane. Jego przyjaciółka od dawna go kochała. Uwierzyła jego zamiarom, choć mówił jej wszystko. Wiedziała co zrobić, żeby go mieć, chociaż na jedną jedyną noc. Dosypała mu mieszankę leków w tym tabletkę gwałtu. Pamiętał tylko pocałunek z nią, który skręcał jego wnętrzności na samo myślenie o tym co właśnie się działo.
Rzucił koc ze swoich ramion. Podszedł tylko do lodówki. Wyciągnął wcześniej przygotowaną butelkę, wsadził ją do gotującej wody i poszedł po dziecko. Wzdrygał się nadal, bo widział w jej oczach matkę. To było silniejsze od niego, ale nigdy nie oddałby tej kruszynki pod opiekę innych ludzi. Nawet nie prosił rodziny o pomoc. Wolał płacić niani, gdy był w pracy, niż skorzystać z darmowej pomocy.
Jakby niespodziewana wizyta jego matki, gdy przewijał małą to nikt nie wiedziałby o jego wpadce. Musiał zmienić miejsce zamieszkania na mniejsze, żeby utrzymać maleństwo w swoich ramionach. Jedynie wychodził do swoich dawnych przyjaciół. Nawet gdy prosili go, żeby spędzić czas u niego to wykręcał się, że ma mega olbrzymi bałagan. Taki, że nawet nie będą mogli usiąść. Głównie myślał o Eriko, kiedy wykręcał się coraz głupszymi wymówkami. Jedynie Sachi spoglądał na niego niedowierzając. Znał go od najmłodszych lat i wiedział, że lubił bałagan. Nie chciał się z nim kłócić przy przyjaciołach, którzy co rusz łykali kłamstwo.
Tak, było dobrze, nikt nie wiedział o jego małej tajemnicy. Sprawiało w nim to siłę. Spojrzał na Eriko stwierdzając, że jest ciepło, więc tylko zarzucił na dziecko cienki kocyk. Wziął butelkę i wyłączył gaz. Wyszedł na balkon, gdzie bujał ją na fotelu, który zapewne należał do kogoś kto mieszkał przed nimi.
Musiał przyznać, że była do niego z wyglądu podobna. Uśmiechała się podobnie jak on. Tylko miała oczy i dłonie jak mama. Odstawił na stolik butelkę, przytulił dziecko do piersi, słysząc, że zasnęło. Usłyszał tylko pukanie do drzwi. Nie spodziewał się w nich ujrzeć Yoichi.
- Skąd masz mój adres? – spytał drżąc, bał się, że ujrzy przez ramię dziecięce zabawki.
- Twoja mama mi go dała. Jestem twoim bratem. Cóż się dziwisz.
- Nic ci nie mówiła? Prócz tego...- zamyślił się chwilę - poza tym skąd zna mój nowy adres?
- Przyszedł list z współdzielni do nas. Zaadresowany do ciebie. Miałem ci go oddać. – Mówił spokojnie. Fakt, zdarzyło mu się nie raz otrzymać list do domu rodzinnego, gdy zmieniał adres zamieszkania. Znów płacz dziecka. Modlił się, żeby Yoichi pomyślał, że to dziecko sąsiadów. „Niech już sobie pójdzie” – pomyślał, ale poczuł pchnięcie na swoim ramieniu. Ustąpił miejsce bratu, a ten widząc zabawki i brudną butelkę domyślił się czemu nie został zaproszony do środka.
- Masz dziecko? – uśmiechnął się głupkowato i popędził w kierunku dziecka.
- Aniki! Nie! Proszę nie mów tego nikomu!
- To ukrywasz przed całym światem? – Wziął swoją siostrzenice na ręce, czuł tylko, że ma mokre ubranko. Położył ją na przewijaku. Zaczął ją rozbierać, żeby tylko zmienić pampersa. Ile razy musiał to robić ze swoim młodszym bratem. Wcale się tego nie wstydził. Chciał przy okazji mu pomóc.
- Zostaw. Zrobię to – wymruczał zażenowany to sytuacją. Ujrzał jak Yoichi przykłada rękę do jej czoła. Widocznie coś mu nie pasowało.
- Ma gorączkę – wymamrotał, włączając migające gwiazdki, przetarł talkiem jej pupę oraz oparzenia kremem, założył pampersa. – Gdzie ubranka? – spytał.
- Proszę – podał czyste i zabrał brudne rzeczy, zostawiając ich na chwilę samemu. Ciągle słyszał płacz. Teraz rozumiał, że wołała o pomoc.
- Ototo, weźmy ją do szpitala. Jest coraz bledsza.
- Zawieziesz nas? – Wiedział, że jego starszy brat posiada prawo jazdy. Byłoby szybciej dojechać do najbliższego szpitala niż czekać na zamówioną taksówkę. Gdyż nawet nie chciał w tym wypadku myśleć o podmiejskiej komunikacji.
- Jasne. Dobrze, wiedzieć o twojej małej, słodkiej tajemnicy. Fajna jest. Pogadamy potem o jej matce – spojrzał na niego jak na jakiegoś przestępcę, ale cóż mógł zrobić…
*
Czekał na krzesełku, gdy jego brat dyskutował z pielęgniarką, że jego siostrzenica jest coraz słabsza. Kiedy zrezygnowany przysiadł się do brata.
- Trzymaj ją. Wezmę sobie kawy.
- Ja też chcę – odezwał się. Dobrze, że wzięli nosidełko oraz mogli ją na chwilę położyć. Choć widocznie ją coś bolało, ponieważ ciągle machała nóżkami i rączkami.
Nie spodziewał się, że przy automacie ujrzy swoją szefową, która była widocznie załamana. Coś musiało się wydarzyć. Czuł, że jest to coś strasznego.
- Dzień Dobry – odezwał się, gdy starsza pani wzdrygnęła się. Ujrzał w jej oczach żal, ból, smutek i łzy, które spływały po policzkach. – Coś się stało? – spytał odruchowo, po sekundzie zdał sobie sprawę, że nadal jest szpitalu. Zrobiło mu się głupio.
- Mój syn walczy o życie. Jest teraz w śpiące. Boję się.
- Takeo umiera… Jak to? Przecież wczoraj rozmawialiście przez telefon. To nie może być prawda… - Nie myślał co mówił. Był w szoku. Spoglądał tylko w kierunku poczekalni. Uśmiechając się w stronę brata i Eriko, którzy razem wyglądali przesłodko.
- Mieli wczoraj wypadek. Przeżył tylko on. – Mówiła coraz ciszej, jakby zaczynało jej brakować tchu, jakby nie trzymał kawy, zapewne przytuliłby ją. Chociaż widział po minie brata, że ma już wracać. Pewnie nie dawał sobie rady z Małą.
- Współczuję. Przepraszam, ale wrócę już do poczekalni. – Odezwał się, idąc w kierunku swojej rodziny.
Teraz nie był już niczego pewny.


R. VII cz.2 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy14/8/13 21:18

    Witam,
    bardo się cieszę z nowego rozdziału.... choć taki smutny.. mam nadzieję, ze Takero przeżyje.... cieszy mnie fakt, ze między Kibą, a Hinatą się układa....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)