Translate

18.8.13

Rozdział VII - Wiara(cz.2)

<<  R.VII,Cz.1


Chce ktoś sprawdzić?


Konoha

"Wierzę, że życie warte jest, aby je przeżyć. 
Twoja wiara pomoże ci uczynić je pełnym wartości." 
William James
Stał przed nim wpatrując się w jego niepewne oczy. Oboje szukali znaku na rozpoczęcie tej trudnej dla obu stron rozmowy. Kurama skulił się tylko w sobie, bo czuł się fatalnie. Sasuke tylko przyglądał się jemu oraz zdawało mu się, że był dosyć blady, przybity, a ten znak znaczył, że nie chce walki, lecz pomocy.
- Nie powinno ciebie tutaj być – zaczął młodszy Uchiha. Obawiał się, że Kyubi którymś ogonem uderzy w ziemię, a ona zadrży. Jedynie patrzył w niebo, aż jego lodowate serce zaczynało topnieć.
- To samo, bym mógł o tobie powiedzieć – odpowiedział, a wokół nich powstała bariera, żeby nikt ich nie potrzebnie zaatakował.
- Ale ja nie jestem twoim Jinchuuriki – usłyszeli odgłosy mężczyzn, żaden jednak nie chciał nikogo więcej w tej chwili. Mieli za wiele do wyjaśnienia. – Może wyjdę im powiem, że nic im nic nie zrobisz?
- Daj sobie z tym spokój.
- Twoja bladość mnie, aż przeraża – wyszeptał podchodząc bliżej niego, usiadł naprzeciwko niego, a Kyubi tylko położył głowę na ziemię. Wpatrywali w siebie, nie chcąc naruszać tej strefy jaka trafiła ich myśli.

- Potrzebuję jego chakry. Zaprowadź mnie do niego – usłyszał chropowaty głos, który wręcz dźwięczał mu w uszach, lecz teraz nie było czasu na złości. Wystarczająco wielu zabili pod czas Wojny, żeby teraz myśleć o kolejnej śmierci. Obaj czuli, że ich stosunki są pokojowe, nawet Sharingan upewnił Sasuke, że Dziewięcioogniasty nie uczyni nic złego.
- Jak? – spytał przesuwając wzdłuż paska, gdzie miał księgę i klucz. Może do tego służyło to czego się miał dowiedzieć.
- Masz to bliżej niż ci się wydaje – Kyubi zamknął oczy, a młody Uchiha wyciągnął rzeczy, przypominając sobie zagadkę: „ Białe światło w mroku odbijające. Rudy ogon w blasku mieniący. Jedna dola, w tym, kto pozwoli zamknąć na wieki - istne piekło - rozdzielające serce na dwoje.”
Zaczął to analizować, słysząc, że towarzysz odpłynął do swojego świata. Dając mu czas, aby zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi, a nie było to nic prostego.
Czym mogło, by być to światło? Bo Rudy Ogon to Dziewięcioogoniasty Demoniczny Lis, bo żadne inne ogniaste bestie nie były tego koloru, co Potworny Lis. Doszedł do wniosku nawet, że będzie musiał sprawić, aby odzyskał siły i zrobi wszystko, aby go nie stracić. Nawet jeśli odkryje czym jest światło, które kojarzyło mu się chwilowo ze śmiercią. Nie wiedział dokładnie, ale nie pasowało mu to, że Kurama nadal żyje.
- Zrozumiałeś? – usłyszał, podniósł wzrok, teraz zdał sobie sprawę, że myśląc bawił się kluczem.
- Już tak – odpowiedział opuszczając bariery. – Nic wam nie zrobi – rzucił do ludzi i udał się do swojego domu. Miał nadzieję, że nie musi od razu szukać tej rzeczy. Tylko bał się, że go straci. Niosłoby to większe konsekwencje niż można przypuszczać po otrzymaniu takiej wiadomości.
"Są dwie drogi życia - 
wierzyć we wszystko lub wątpić we wszystko. 
Obie sytuacje zwalniają z myślenia." Alfred Korzybski
Neji wszedł szybko do Namioty, aby pocałować w policzek Sakurę. Tłumacząc się, że już wyruszają do Sunagakure. Umówił się z Narą, że spotkają się przy szkole, gdy tylko się ogarną. Cieszył się, że nie będzie musiał na niego czekać, gdyż Shikmaru siedział już na schodkach i patrzył w przestrzeń przed sobą.
- Ruszamy? Nie traćmy już czasu – rzucił, a ten tylko wstał podchodząc do niego, po chwili biegiem udali się do sąsiedniej wioski.
- Myślisz, że duma naszego czerwonego kolegi pozwoli na ukończenie męczarni w Namiocie? – spytał Nara, łykając powietrze, bo tak szybko poruszali się, a dawno nie musiał aż tak wiele korzystać z wysiłku.
- Inaczej go spiorę i sobie przypomni gdzie jego miejsce – zażartował i skręcił lekko w lewo, Nara o mały włos nie wpadłby w drzewo, gdy usłyszał śmiech towarzysza.
Po chwili ujrzeli Wioskę Ukrytą w Piasku, zeszli na ziemię i postanowili obaj grzecznie przekroczyć granicę. Nie mieli z tym najmniejszych problemów. Chyba każdy po Wojnie był leniwy i nie dbał o bezpieczeństwo. Jakby najgorsze już się wydarzyło, choć nadal złe moce wisiały w powietrze, ale każdy chciał żyć dniem kolejnym.
- Czy Gaara jest w Wiosce? – spytał Neji pewnego kupca.
- Kazekage szkoli młodych na Wojowników – Nara tylko ujrzał, że pod lnianym ręcznikiem było coś ukryte, wydawało mu się, że były to grzyby. Nie chciał robić zamieszania, więc udali się na pole treningowe.
- Gaara – zaczął Nara, ten tylko odwrócił się do nich, zmrużył oczami po czym serdecznie uśmiechnął się. – Musimy pogadać! – Wrzasnął, bo było tutaj dosyć głośno.
- Odpocznijcie – odezwał się do młodych i podszedł do nich. – Tak? – spytał przerażony czego akurat mogą szukać w jego Wiosce.
- Nie obawiaj się – odezwał się Hyuga. – Czy wiesz coś o zatrutych grzybach? – spytał widząc zmieniający się wyraz twarzy i oczów.
- Co?!
- Ktoś zatruł naszych, a po Wojnie jesteśmy wyczuleni na takie akcje. – Nara tylko przyglądał się, bo zabrakło mu już sił, żeby mówić. Udali się w kierunku pewnego pomieszczenia w szkole. Na oko wyglądało na klasę, w której uczono matematyki. Tylko znacząco różniła się od tej co znali w Wiosce Liścia.
- Nie zrobiłbym nic złego z tymi którymi mam zawarte przymierze – odezwał się siadając pierwszym lepszym krześle, mrużąc oczy, szukał w swoich myślach sensu tego co teraz się dowiedział.
- Gaara – odezwał się Neji – my to wiemy, ale nie wydaje ci się, że już to kiedyś było. – Przypomniało im się jak byli młodsi. Gdy jeszcze razem się bawili i życie było takie beztroskie. Odkrywali swoje zdolności, przeżywali chwilowe miłostki, gdy egzystencja ich bytu opierała się na przeżyciu kolejnego dnia. To Wojna ich zmieniła, nauczyła kim są oraz gdzie jest ich miejsce, także wyostrzyła ich charaktery i chakry, dodała samotności i odjęła uśmiechy. Teraz rzadziej spoglądali na życie tak pozytywni jak kiedyś. Teraz liczyło się dziś, bo jutra już mogło nie być. Chociaż, kiedyś też była jakaś sprawa z zatrutymi grzybami, co teraz obaj sobie doskonale przypomnieli, nawet objawy były podobne.
- Czyż mówisz o tym jak w lesie znaleźliśmy grzyby, które twoja mama od razu spaliła? – odezwał się Gaara, a w oczach Nejiego pojawiła się iskierka. Przypomniał sobie ich nie codzienny wygląd. Mało, kiedy grzyby mieniły się na niebieski kolor, dlatego woleli się upewnić czy są jadalne. Dobrze, że ich nie zjedli, ponieważ mogliby teraz ze sobą nie rozmawiać.
- Czy ty sugerujesz, że po tylu latach nadal tam są? Czy dowiedziałeś się coś więcej o nich? – Shikamaru zdawał sobie sprawę, że Gaara był takim małym odkrywcą. Lubił o wszystkim wiedzieć więcej niż przeciętny człowiek oraz rozpamiętywać to co już nie miało dla nikogo znaczenia. Co teraz w sumie miało dobrą stronę metalu. Ta wiedza mogła uratować chorych oraz uchronić jeszcze nie zarażonych ludzi.
- Czytałem, że są to grzyby o specyficznej nazwie: Luna Hyacinthum Fungorum, inaczej zwane – Niebieskie Księżycowe Grzyby – przybierają intensywniejszy kolor w trzech dniach w miesiącu, gdy jest pełnia księżyca. Wydzielają wtedy trujący jad, który niszczy wątrobę, trzustkę, nerki, dlatego jeśli ktoś je zje musi znaleźć Słonecznego Grzyba, inaczej zwanego: Solis Fungus, który niestety rośnie tylko latem, gdzie słońce jest najwyżej na horyzoncie. Niektórzy medycy zbierają je, aby wysuszyć, gdyby ktoś znalazł Lunę.
Zapadła chwilowa cisza, wszyscy jakby myśleli, gdzie są jeszcze medycy. Ciekawiło go czy jest szansa, żeby teraz znaleźć Solis, co wykluczało to, ponieważ słońce z każdym dniem było bliżej Ziemi.
- Kto może mieć ten grzyb? – spytał Neji, który już nie wiedział co robić. Widząc minę Shikamaru, aż ode chciało mu się wszystkiego. Na dodatek robił się głodny.
- Spytam się mojego medyka. Czy mogę z wami udać się do Konohy? – spytał, bo już od dawna myślał, aby odwiedzić swoich dawnych znajomych.
- Dla ciebie zawsze się znajdzie miejsce – odezwał się Nara, a Neji tylko pokiwał głową, po chwili Gaara powiedział, że idzie powiedzieć młodym, że mają już wolne, a potem do medyka. Oni udali się tylko, żeby coś zjeść, żeby mieć siłę wrócić do domu.
"Przeznaczenie człowieka 
często nie ma nic wspólnego z tym, 
w co się wierzy lub czego się obawia." Paulo Coelho
Bawiła się techniką jaką posiadała po mamie. Nie chciała jakoś tracić treningu, a zrobienie iluzji nie wymagało od niej zbyt wiele. Wyobraziła sobie, że dokoła niej są żółte i czerwone kwiaty, a gdy otwarła oczy rzeczywiście tak było. Tak bardzo skupiła swój wzrok na tym, że nie ujrzała przed sobą Manami, która uśmiechała się na to, że tak długo utrzymywała tą ulotną technikę. Pamiętała, że z początku trwało to tylko kilka sekund. Gdy Biwako poczuła czyjąś obecność wszystko znikło, zostawiając jedynie trawę, zakręciło się jej w głowie, więc usiadła na pobliskim głazie.
- Wszystko dobrze? – spytała Manami kucając naprzeciwko niej, ciągle uśmiechała się, jakby ukrywała coś przed nią.
- Za długo chciałam, żeby te kwiatki były. Podobały mi się – odezwała się słabym głosem, jej twarz pobladła, ale obie były zadowolone z efektów. Manami tylko przejechała dłonią po jej policzku, mówiąc jakoś technikę. Biwako tylko poczuła delikatne mrowienie na policzku.
- Szukałam cię, ale coś mnie tchnęło, że nie skorzystasz z wolnego dnia – usiadła po turecku naprzeciwko niej skubiąc trawę, jakby chciała powiedzieć coś więcej, ale bała się, że będzie wszystko źle między nimi.
- Nie myliłaś się. Hokage mógł dać wolne w szkole i na treningach to jakoś czuję obowiązek, żeby ćwiczyć. Czy ty też czasem masz uczucie, że znów będzie źle? – spytała wpatrując się w jej oczy, który od paru sekund wpatrywały się w jej twarz, która nabierała kolorów.
- Nawet nie wiesz ile razy… - wymruczała - uświadamiam sobie, że Wojna może wrócić.
Biwako tylko wstała chcąc ćwiczyć dalej, Manami odwróciła się w jej kierunku, przypatrując się jej poczynaniom. W razie potrzeby pobiegnie do Namiotu, ale miała cichą nadzieję, że młoda Yuuki zna swoje granice. Podobało jej się to jak bardzo była uzdolniona oraz jej dążenie do ideału, które z każdym treningiem się rozwijało. Ciągle wspominała, że chciała być jak bohaterowie Konohy.
W sumie wiele jej do tego nie brakowało.
Biwako przystanęła przy piasku i spróbowała z niego zrobić wir. Zrobiła mały obrót ręką. Bała się, że poniesie ją fantazja, lecz nie chciała tutaj przywołać starszych. Podniosła wyżej dłoń, a piach zaczął podnosić się wraz z ruchem ręki, dzięki czemu powstało małe tornado. Gdy piach chciał się podnieść, opuściła dłoń wzdłuż tułowia, a on rozsypał się. Wyciągnęła ze swojego buta sztylet i spróbowała go przedłużyć, ale tą technikę znała od dziecka. Szybko ją to znudziło, a wydychanie popiołu było dla niej jeszcze zbyt niebezpieczne. Postanowiła jeszcze dla Manami zrobić motyle i na tym skończyć dzisiejszy trening.
- Może wystarczy? – spytała Manami, podchodząc do niej, a motyle rozbłysnęły się i znikły. Biwako czując ponownie słabość poleciała wprost w jej ramiona.
- Taak. Chociaż jeszcze na treningu biegamy – wymamrotała, ale nie miała już na nic siły, a będąc tak blisko niej nie chciała jakoś oddalać się.
- Może za chwilę? – usłyszała, gdy Manami odsunęła się, uśmiechała się do niej promiennie, gdy na placu przybył Chizuko.
- Cześć – odezwał się, spojrzał najpierw na Biwako i zmarszczył brwi, następnie na Manami, ale chciał tylko powiedzieć im, żeby przyszły pomóc do Namiotu.
- Pomożecie w Namiocie? Czy nadal trenujecie?
- Muszę jeszcze wstąpić do domu – odezwała się Biwako, która pragnęła się odświeżyć, ale spojrzała jeszcze na Manami.
- Ja też muszę, ale przyjdziemy najszybciej jak się da – odezwała się Manami, po chwili znów zostały same, a Chizuko biegał po wiosce szukając dodatkowych rąk.
- Musisz? – Biwako spojrzała na nią niedowierzająco, że skłamała, mało kiedy miała do czynienia z czymś takim.
- Bardziej myślałam, żeby pójść do ciebie – odezwała się uśmiechając się tak, że Biwako zarumieniła się.
- Jak musisz to zapraszam – odwróciła się, gdy poczuła na swoim ramieniu dotyk. Spojrzała na dłoń, która tam leżała. Odwróciła się w kierunku Manami, ta tylko lekko musnęła jej ust swoimi, po czym zrobiła krok w tył.
Teraz zrozumiała całą jej troskę o nią. Bała się tego, że nie była pewna swoich uczuć do niej, co z drugiej strony było wszystko jasne. Nie wiedziała jednak: czy podjąć aż takie ryzyko?


R.VIII,cz.1 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy27/8/13 19:13

    Witam,
    rozdział świetny i ta rozmowa Sasuke z dziwięciogoniastym... mam nadzieję, że się szybko wyjaśni z tymi trującymi grzybkami....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)