Translate

22.9.13

Rozdział IX - Światłość(cz.1)

<<  R.VIII.cz.2





Chce ktoś sprawdzić?


Tokio
"Chciałbym roztopić się w jednej łzie,
w której uwięzłyby promienie słońca,
a ja mógłbym zapłakać u kresu światłości." Emil Cioran
Dawno nic mu się nie śniło. Obudził się cały spocony, zaś przez okno odbijał się blask pełni księżyca. Jakby te dwa czynniki miały coś ze sobą wspólnego. Ze strachu, aż zaczął płakać. Bał się mroku o czym od dawna zapomniał. A może po prostu wyrósł. Teraz czuł niepokój, który nie umiał zlokalizować. Ubrał ciepły polar, który znalazł w szafie i udał się na ganek. Potrzebował świeżego powietrza, choć po drodze skrzypiąca podłoga oraz schody nie sprawiły mu pociechy. 

Nerwowo ściskał dłonie, gdy tylko odnalazł klucz w korytarzu, otwarł zamek u drzwi. Zimne, nocne powietrze tylko ożywiło go, zaś księżyc oświetlał jego prawy profil, lekko kierując się na jego oczy, by po chwili centralnie skierować swoje promienie na twarz Naruto. Wpatrywał się w księżyc oraz w chmury, jakie co rusz zakrywały ten oświetlony okrąg. Nie chciał widzieć nawet w marach sennych tego, co przeżył przez całe swoje życie, głównie walk jakie musiał wykonać dla dobra swoich przyjaciół. Chciał ich chronić, teraz czuł, że uciekł od tej małej odpowiedzialności jaką narzuciło go to kim był od urodzenia - zwykłym bohaterem, choć obecnie grał nie siebie, udając zupełne swoje przeciwieństwo. Męczyło to jego umysł, lecz nie umiał znaleźć drogi powrotnej.
- Naruto? – usłyszał zaspany głos, pełen troski, obawy, że mogło wydarzyć się coś złego. Spojrzał w tamtym kierunku, widząc w progu domu Mikoto Yumini. Osobę, która pozwoliła mu uwierzyć, że z dala od domu, można żyć i być, co było dla niego z początku bardzo trudne.
- Przepraszam, że ciebie obudziłem – wymamrotał, bardziej zaciskając swoje ręce na torsie, jakoś zrobiło mu się zimniej.
- Wejdź do środka. Zrobię ci mleka. Nie chce, byś znów był chory. – Odezwała się, Naruto tylko pokiwał głową, gdy tylko zniknęła w domu, zapewne kierując się do kuchni, wytarł rękawem twarz, gdyż płakał. Bał się, że w świetle żarówki, może ktoś ujrzeć jego ból, jaki krył pod powiekami.
- Widzę, że znalazłeś sweter.
- Hai, uznałem, że jest ciepły. Miałem go potem odłożyć na miejsce – wymamrotał siadając przy stole, następnie Mikoto podała mu kubek. Może było późno, ale jakoś oboje nie mogli spać. Oczywiście z dwóch różnych powodów – Mikoto z troski, a Naruto z tęsknoty. W tej chwili te uczucia były do siebie podobne.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Co? – spytał, podnosząc głowę z nad kubka, oblizał tylko białe wąsy.
- Śpisz w starym pokoju Takeo. To jego sweter – spojrzała tęsknie na ten kawałek materiału, jej oczy wyrażały, że przypomniała sobie pewną chwilę związanym z tym ubiorem. – Pamiętam jak ubierał go nocami, aby zejść do salonu albo kuchni, tak jak ty teraz, żeby pomyśleć. Nie wiem, czy brał go automatycznie, czy miało to głębszy sens. Czasem tylko stałam w ciemnym rogu, przyglądając się jego zamyślonej minie, chwilami proponowałam mleko. Najtrudniejsze chwile były, kiedy się zakochał… - Przerwała, jakby obawiając się, że Naruto nie chce tego słuchać, kiedy tylko ujrzała w jego w oczach zaciekawienie, wzięła głębszy oddech i kontynuowała – bo… umiał chodzić po pomieszczeniu, a następnie siadał przy oknie, czasem na podłodze, wtedy widziałam, że to coś poważnego. Bałam się odezwać, więc wracałam do swojej sypialni. Cieszyłam się, że przestawił mi swoją dziewczynę, z którą fakt faktem wziął ślub. Teraz… teraz… jej już nie ma… - Z każdym słowem jej głos zaczął się łamać, powoli łzy znajdowały wyjście, spływając po jej starczej twarzy. Naruto tylko wstał, podszedł do niej oraz przytulił, zarzuciła swoje ręce, aby wtulić się bardziej. Ten gest był dla niej ważny, ponieważ Takeo mało, kiedy okazywał swoje uczucia w jej otoczeniu.
- Mam nadzieję, że obudzi się dla nas, my zaś będziemy dla niego, gdy przyjdzie moment prawdy. Widzę, że jest bardzo emocjonalnym chłopakiem, domyślam się po kim to ma… - Naruto tylko ciepło uśmiechnął się ku niej, wziął kubki do zlewu myjąc je, a w tle usłyszał tylko pisk walczących ze sobą kotów. To było takie charakterystyczne w tym miejscu. Aż czasami samo to go budziło w środku nocy. Nie dziwne, bo parę kilometrów dalej było wysypisko śmieci. Pewnie każde zwierzę mogło coś dla siebie tam znaleźć, następnie nie pozwolić nikomu odebrać swojej zdobyczy.
- Dziękuję. Pójdę spać. Rano przed pojechaniem do szpitala, chętnie bym pojechała do Fabryki.
- Kiba pilnuję, abyśmy porządnie pracowali. – Przypomniała mu się sytuacja z rano, gdy rozkładali towar, jakby nie starania Inzuki to pewnie do jutra, by tego nie rozłożyli, a tak mogli spać spokojnie.
- Miałam takie obawy, jak go zatrudniałam. Widzę, że nie warto było tracić nadziei.
- Dokładnie. Ja już idę. Dobranoc.
*
Wszedł do pokoju, w którym nadal świeciła się lampka obok łóżka. Spoglądał na to pomieszczenie, wydawało się jakieś inne. Może fakt jaki przemawiał za tym kto był jego właścicielem, nim sam tutaj zamieszkał wzbudzał pewien respekt. Odłożył sweter na swoje miejsce. Jego odsłonięte ręce owiał chłód, jaki wywołał w nim ciarki. Jakoś cała sytuacja wzbudziła nostalgię. Tęsknił za Wioską, chociaż w dzień nie odczuwał takich wielkich emocji. Zaczął żyć dla tych ludzi, którzy obecnie byli z nim. Cieszył się, że jest dla kogoś ważny. Jednak nie mógł tego zastąpić tym, czym było życie przed trafieniem w to miejsce. Usiadł chwilę na łóżku, spojrzał tęsknie w kierunku okna. Widząc za nim posuwające się po niebie chmury. Powoli kładł nogi na materac uświadamiając sobie, że kiedyś syn Mikoto spał w tym samym miejscu. Nie długo potem ciemność pomieszczenia zmieszała się w głęboki sen.
"Nie da się zmienić ciemności w światłość
 ani apatii w ruch,
bez udziału emocji." Carl Gustav Jung
Spał na fotelu, gdy mocny kaszel obudził go ze snu. Rzucił koc, jakim był przykryty, ujrzał, że mała Eriko dusi się, przybierając coraz bardziej bledszych kolorów. Natychmiast wezwał pomoc. Bał się, że nic nie uratuje jego małej kruszynki. Musiał wyjść, ponieważ było to dla niego zbyt wiele. Łzy popłynęły po jego policzkach, zaś z nerwów uderzył pięścią najbliższą ścianę. Ten ból ukoił częściowo rozdarte emocje. Zamknął oczy, słuchając odgłosów, które uspakajały go, choć łzy płynęły swoją drogą. Przystanął przy oknie. Za jego plecami, stał rząd krzesełek, na których lada moment usiądą chorzy czekający na swoją wizytę u lekarza. Zaś za oknem widział wschód słońca, pierwsze samochody, które pędziły do pracy oraz biegnących ludzi na podmiejską kolejkę. Stał tak nim nie zrobiło się gwarnie. Poszedł do łazienki, potem do sali, gdzie leżała jego córka. Teraz spokojnie spała. Była już bardziej kolorowa nim przed jego wyjściem. Na twarzy miała małą maskę, obok stały sprzęty medyczne, a do rączki miała przypiętą kroplówkę. Na ten widok, chciał wszystko odpiąć i uciec od tego miejsca. Uświadomił sobie, że jej matka mogła o wszystkim wiedzieć, dlatego nie była w stanie walczyć o nią. Wiedział, że nic nie rozdzieli go z Eriko, a nawet nikt. Będzie o nią walczyć, nawet jeśli by musiał kłócić się z urzędnikami. Nie pozwoli, aby nawet choroba zabrała ją do świata zmarłych.
Odwrócił się czując czyjąś obecność. Jego starszy brat spoglądał na jego pochyloną sylwetką. Czuł, że musiało zdarzyć się coś złego. Twarz brata nie wskazywała na dobre wieści.
- Czy wszystko z nią dobrze? – spytał, choć widząc coraz bardziej smutniejszą twarz, następnie łzy, zrozumiał, że potrzeba cudów, aby było lepiej.
- Ona mogła dziś umrzeć! – Upadł na podłogę, chowając twarz w swoje dłonie, nie chciał już tutaj być, udawać odpowiedzialnego, dorosłego człowieka. Jeszcze pół roku wcześniej chodził do różnych barów i na prywatne imprezy, teraz tylko szukał wymówek, aby być z przyjaciółmi jak najmniej. Za dużo wziął na swoje ramiona, ale nie mógł zaprzeczyć, że nie był z tego dumny. Bo był. Trząsł się nim, nie poczuł ciepłej dłoni, która głaskała jego ramię.
- Ototo – wymamrotał Yoichi, a jego brat rzucił się w jego otwarte ramiona, pragnął w tej chwili czuć wsparcie w kimś. Nawet, jeżeli była to jego własna rodzina, która tyle lat poświęciła, żeby go znienawidzić za to kim był. – Ona wyzdrowieje. Musi. W końcu jesteś szczęśliwy. Nie pozwolę tym razem tego zepsuć.-
Wstał, otrzepał spodnie i podszedł do łóżeczka swojego dziecka, pogłaskał jej główkę. Tak, był szczęśliwy, co teraz doskonale czuł.
- Dziękuję, że jesteś – odezwał się, a z nadmiaru emocji i głodu zemdlał. Yoichi wezwał pomoc, ale wystarczyła chwila, aby otwarł oczy. Wymamrotał coś o jedzeniu, a brat pobiegł do knajpki po kanapki. Pielęgniarka w tym czasie podała mu jakieś witaminy oraz poprosiła, aby poszedł do domu wyspać się. W sumie mógł, ponieważ miał z kim zostawić dziecko.
"Światło jest nietrwałe,
 gaśnie na wietrze,
zapala się od błyskawicy,
trudno je uchwycić, niczym promień słońca
- a jednak warto o nie walczyć." Paulo Coelho
Wracał spokojnie do domu, a w ręku trzymał smycz. Jakoś obawiał się, że w takiej godzinie hałas samochodów może przestraszyć Akamaru. Co rusz pisk opon wydobywał się, jego wierny przyjaciel przy nodze dygotał ze strachu. Nie lubił godzin szczytu, jednak ufał swojemu panu, kroczył dzielnie, gdy powiew wiatru oznajmił burzę. Chyba już ostatnią w tym roku. Obawiał się, że może ona spowodować trzęsienie ziemi. Liście powiały w ich kierunku, spojrzał w bok,gdzie ujrzał park, postanowił chwilę w nim posiedzieć. Chłodny wiatr sprawiał w nim radość. Odpiął smycz, usiadł na ławce, chwilami spoglądając na białą bestię, która biegła wśród zielonej, dość dużej trawie. Kiedy poczuł w kieszeni wibrację, następnie dźwięk uderzanej monety o ziemię. Wyciągnął telefon, a na nim ujrzał kopertę. Nacisnął na nią, wpierw przeczytał: „Będę w Riun.” i nie musiał wcale sprawdzać kto to był. Tylko Hinata umiała wyrazić swoje myśli w jedno, proste zdanie. Odprowadzić Akamaru do domu, nasypał mu karmy oraz dolał wody do miski. Po czym wyszedł kierując się do Marketu.
Wszedł do metra, gdzie ponownie wyciągnął telefon, aby napisać wiadomość zwrotną. „Zostawiłem psa. Już jadę. Czekaj.”. Nie otrzymał odpowiedzi. Usiadł na chwilę, a obraz mignął rozlewając się w jedną mozaikę. Usłyszał stację Riun jako następną, wstał kierując się do drzwi, po chwili ujrzał za oknem tabliczkę, więc wysiadł. Słyszał, że zaczęło mocno padać. Jak wyszedł na zewnątrz, ujrzał błyski na niebie, które żegnało dzień, dlatego intensywność błyskawic była taka wyrazista.
Hinata siedziała przy głównych drzwiach, gdzie był największy ruch. Nie lubiła być w centrum uwagi, jednak nie chciała być szukana.
- Hinata! – usłyszała, potem została delikatnie przytulona, jednak położyła dłoń na jego torsie odsuwając go na bezpieczny dystans, dając znak, że jest to dla niej trudne. – Czemu po prostu nie wróciłaś do domu? – spytał.
- Chciałam zrobić zakupy – drgnęła słysząc głośny huk, jak bardzo nie lubiła burzy, co teraz próbowała ukryć. – Trzeba lodówkę uzupełnić, szafkę z ziołami, makarony kupić… Pomyślałam też o ubraniach. – odparła, kierując się w głąb sklepu, żeby tylko być dalej od drzwi.
-Mogłem w sumie samochód wziąć, ale obawiałem się pogody. Damy jakoś radę. Dobrze, że komunikacja jest dosyć blisko domu. Ach, boję się, że zdarzy się coś złego – wymamrotał, gdy Hinata skierowała się do pierwszego sklepu z ubraniami. Zamilkł spoglądając na jej ciało, ruchy, mimikę, potem razem z nią poszedł do przebieralni. Wybrała jakieś sukienki oraz koszulkę mówiąc, że nie potrzebuję ekstrawagancji w pracy. Nie lubiła się wyróżniać w normalny dzień. Inaczej, jeśli miała iść na zabawę z Kibą. Wtedy była zupełnie inną osobą, zwłaszcza, gdy chociaż trochę napiła się się saki. 
Kiba spojrzał na podłogę. Leżący na nim patyczek po lizaku poruszył się, przesunął o dwa centymetry, zatrzymał się. Czy to mogło oznaczać coś gorszego? W sklepie nie powinno to wydarzyć się, podłoga była równa, budynek był równy, grawitacja powinna być stabilna. Hinata pociągnęła go za dłoń, kierując do kolejnych sklepów, gdy ludzie zaczęli krzyczeć. Wszystko zaczęło się trząść, rzeczy z półek spadać, deszcz mocno uderzał w okna, a światło nagle zgasło. Hinata wtuliła się w Kibę, oboje siedzieli na podłodze, gdyż była to najbezpieczniejsze miejsce, poczuł słone krople na swojej koszulce, więc tylko bardziej wtulił w siebie swoją dziewczynę. Szeptał, że za chwilę wszystko wróci do normy.
Nagle jego telefon zaczął grać, wyciągnął go, ciągnąć Hyuuge do łazienki, chociaż tam nie było okien, a dużo osób kierowało się właśnie do takich miejsc.
- Kiba! Jesteś cały? – usłyszał głos po drugiej stronie słuchawki. – Boże, jaka nawałnica i wstrząsy! Potrzebujesz pomocy?
- Jeszcze tak… - wychrypiał, ponieważ sam się bał, nie tyle o własne życie, jak o to, które trzymał w swoich ramionach. – Jak tam Naruto i Mikoto? Karen, jesteś? Odezwij się! – krzyczał, bo pisk dzieci i kobiet, utrudniał zrozumienie własnych myśli, a co mówić o rozmowie przez telefon.
- Schowaliśmy się do schronu. Choć pani chce do syna. Mówimy, że teraz jest bezpieczny. Szpitale mają mocne mury. Gdzie jesteś? – spytała Karen, która jedną ręką odstawiła słoik na podłogę. Bała się, że zaraz zleci na ich głowy, robiąc problemy. Znów wstrząs, tym razem mocniejszy, chociaż tutaj oprócz tego słoika nic nie mogło im się stać.
- W Riun. Z Hinatą. – odparł krótko, gdy jego telefon wypadł, słyszał tylko pisk swojej przyjaciółki. I nic poza tym.
Świat rozmazał się w deszczu jak cegła w pył.


R. IX, cz.2 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy2/10/13 15:23

    Witam,
    rozdział mis się bardzo podobał... Naruto już znacznie lepiej czuje się w tym świecie... czyżby trzęsienie ziemi.... a może ma to związek z czymś, że po tamtej stronie chce się tutaj dostać.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)