Translate

14.2.14

Rozdział XI - Alkohol (cz.1)

<<  R.X,Cz.2



Czekam na komentarze.


"Zawsze - teraz pijesz przeciwko
czemuś lub za coś.
Gdzie tam.
Wiele razy po prostu pijesz.
Dziś będziesz to robił na potęgę." E. Hemingway

Ledwie trzymał się na nogach, ale miał dosyć leżenia, a czuł się znacznie lepiej niż nocą i rankiem. Krótki spacer po domu nie powinien sprawić mu bólu, jednak ta dolegliwość nie ustępowała. Zwykle Kyuubi zajmował się jego leczeniem, albo Sakura, teraz nie posiadał takiej możliwości. Rozejrzał się po kuchni, otwarł jedną szafkę, widząc w nich torebki z mąką, cukrem, bułką tartą, następnej szafce stały miski, talerze, szklanki. Uznał, że w tym miejscu nie znajdzie nic, co dało mu chwilowe ukojenie. I tak za godzinę miała wrócić Karen, choć miała jeszcze załatwić pewne sprawy. Czuł głód, ale sfrustrowanie sprawiało, że udał się w kierunku salonu, gdzie był fortepian. Ujrzał barek, na którym stała butelka, obok niej szklanka. 

Może to nie był genialny pomysł, pomimo tego sięgnął po szkło, usiadł w skórzanym fotelu. Uznał, że Jiro musiał lubić to miejsce, chociaż alkohol wydał mu się świeży. Nie przesiadywał w tym miejscu, zbyt wiele czasu. Ostatnio, chyba był tutaj, gdy Kiba był z Akamaru. Był ciekawy jak układa mu się z Hinatą. Rozejrzał się po pokoju, robiło się już ciemno, gdy za oknem ujrzał ruch. Nie wiedział, czego ma się spodziewać, czy tylko majaczy z powodu gorączki. Wziął szklankę, otwarł plastikowe drzwi, które prowadziły na podwórze, gdzie kilometr dalej stała stajnia. Teraz słońce lekko zachodziło za budynkiem. Pił powoli trunek, gdy z przerażenia szklanka wysunęła się z jego dłoni. Ujrzał tylko kopyta, które popchnęły go o kant drzwi. 
Kiedy podniósł się ujrzał Shi. Pyskiem teraz przeżuwał trawę, wzrok nie skupiał się na nim, koń teraz udawał spokojnego, lecz ten atak nie był ani śmieszny, ani miły. W ogóle, jakim prawem tutaj był, powinien stać w bramce obok Yoru. Nie wiedział, jak ma zaprowadzić, zwierzę do stajni. Stał bezradny masując rozbolałą głowę.  
Na szczęście, usłyszał, otwierane frontowe drzwi. 
- Ty czekasz, ja idę - wymruczał, mając nadzieję, że Shi nie wymyśli już nic głupiego. Był tylko zwykłym zwierzęciem, który zapragnął moment być bardzo samodzielny. 
- Ka...ren! - zawołał już w salonie, pomimo tego szedł w kierunku kuchni, gdyż spodziewał się, że Witt postanowi zrobić im kolację. 
- Co?! - rzuciła z kuchni, Naruto wszedł widząc, jak rozpakowuje towar na swoje miejsce. Masło upadło na podłogę, więc podniósł je i schował do lodówki.
- Weź Shi do stajni - ujrzał na twarzy dziewczyny: strach, nie dowierzanie, jakby usłyszała żart. Mieszanka uczuć biegała po jej twarzy. Przeprosiła go na chwilę, rzeczywiście wychodząc do ogrodu. Naruto poszedł za nią, a Karen już prowadziła konia na swoje miejsce. Postanowił wrócić do kuchni oraz umyć naczynia, żeby mogli szybciej zjeść wspólny posiłek. 

"W butelce rozgoryczeni
szukają pocieszenia,
tchórzliwi – odwagi,
nieśmiali pewności." S. Johnson

Następnego dnia, Hinata postanowiła zaprosić Karen do wspólnego mieszkania, jakie wynajmowała od nie dawna z Kibą. Chciała ją bardziej poznać, po ostatnich wydarzeniach, zaczęła ją po prostu lubić. Nie mówiła nic Inzuce o tym planie. Uznała, że jest na tyle dorosła, iż może podejmował własne, niezależne decyzje. 
Miałyby też powód do świętowania. Poza tym mogły wymyślić jakąś imprezę, jeżeli Takeo nabierze sił oraz przypomni sobie większość swojego życia. Oczywiście, mogły zająć się organizacją tego przedsięwzięcia, pewnie Mikoto nie miałaby do tego głowy, zajęta dbaniem o syna, dlatego Hinata była pewna swego. 
Krzątała się po hali, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Nie wiedziała, jak spytać się Karen, czy znajdzie dziś czas dla niej. Jednak w przerwie usiadła blisko niej, żeby mieć możliwość zapytać. Kiba od rana widział, że się czymś denerwuje, tylko z gipsem na nodze, nie mógł ciągle z nią być. Był usadzony w jednym miejscu, więc robił swoje i tylko chwilami spoglądał na swoją dziewczynę. 
- Czy możemy porozmawiać? - spytała, lekko zachrypniętym głosem z powodu nerwów. Karen przerwała swoją rozmowę z Naruto, spojrzała się w jej kierunku. Zerknęła jeszcze raz na blondyna, sprawdzając, jak się czuję, ale skinęła głową. Liczyła, że Naruto pamięta o słowach Mikoto, że jak tylko poczuje się słabo to ma wracać do domu, bez żadnego tłumaczenia się. Miał na to pozwolenie, dlatego liczyła, że to wykorzysta.
- Coś się stało? - spytała, widząc jak Naruto mija w drzwiach Kakueia, który z kolei poprosił jego na rozmowę, jeśli znajdzie czas. Naruto powiedział, że mogą iść do jego pomieszczenia, w jakim pracował. Karen spojrzała się na speszoną twarz Hinaty. Widziała, jak z nerwów, bawi się swoimi palcami.
- Wiesz, że jak wszystko będzie dobrze - zamilkła na krótką chwilę, żeby znaleźć odpowiednie słowa - to Takeo wyjdzie ze szpitala za tydzień? - spytała przygryzając dolną wargę, lekko się skuliła, Karen postanowiła zrobić sobie kawę, jeżeli stały w pomieszczeniu socjalnym. 
- Kawy? - rzuciła, kiedy wsypywała do swojego kubka ten czarny proszek. - No, wiem, i co z tego? Mikoto zamieszka u niego przez jakiś czas. Podobno nie pamięta swojego dzieciństwa. Ciągle pyta o swoją żonę i dziecko. Myślisz, że jak przyjmie... to wszystko? - spytała, żeby jakoś utrzymać kontakt ze swoją koleżanką z pracy.
- Poproszę - odpowiedziała, chwilę dając sobie na zastanowienie, co takiego ma odpowiedzieć. Karen podeszła z kubkami to wielkiego baniaka, który szybciej grzał wodę niż czajnik. Chwyciła za czerwone wajchę; najpierw wlewając wodę do kubka Hinaty, potem do swojego, usiadła na krześle, które opierało się na kawałku papieru.- Jakby odzyskał siły to myślisz, że można byłoby zrobić jakoś imprezę? - spytała patrząc w kubek, po chwili wstała do kredensu, wzięła z mikrofali słoik z cukrem.
- No, pewnie! Moglibyśmy nawet zamówić gdzieś jakoś salę. Chyba, że jego stan zdrowia, będzie taki sam jak dziś, to może zgodzi się na powrót do domu? Hm, myślę, że nie byłoby problemu. Nawet Mikoto potrzebuje odpoczynku, a wtedy byłoby wielu ludzi, którzy by zwracali na niego uwagi. - powiedziała biorąc telefon, wyszukując w pobliżu mieszkania Takeo, jakiś restauracji, czy też klubów, coby nie musiał daleko jechać. 
- Spytaj się Mikoto: jak się czuje. Pomoże nam to jakoś zorganizować - powiedziała, kiedy usłyszeli krzyk, widzieli jak ktoś przebiega, obok tego pomieszczenia, gdyż drzwi były otwarte. Skierowali się do pomieszczenia, gdzie zwykle był Naruto.
Zamarły widząc nie typowy dla nich widok.
Uzumaki siedział swobodnie na krześle, ale Mori leżał na oparciu krzesła, gdyż przewróciło się razem z nim. Karen podszedła do niego oraz podała mu dłoń. Hinata spojrzała na Naruto, widząc jego zamglony wzrok. 
- Co się stało? - spytała go, gdy  Kakuei cofnął się do drzwi, jakby bojąc się o swoje życie.
- Najpierw chwycił moją dłoń, potem musnął mojego policzka, a gdy chciałem się cofnąć to chwycił mojego uda! - Krzyknął i zaczął płakać, cały się telepiąc. - Od dwóch dni kogoś mam i nie życzę sobie tego! - wrzasnął, aby każdy to zrozumiał, dziewczyny spojrzały na siebie, natomiast Karen w tym czasie podeszła do Naruto.
- Chuchnij! Albo powiem Mikoto, żeby cię zwolniła! - ryknęła prosto w jego twarz. Czując alkohol, walnęła go w twarz, zaś uderzenie nie było w żadnym calu damskie. Naruto czując ból, otrząsnął się, jego wzrok powrócił do normalności, poprawił opadające włosy do tyłu. - Ty idziesz na metro oraz jedziesz do domu! Już! A wy do pracy! To, że nie ma szefowej to nie znak, aby robić szopkę w Fabryce! Zrozumiano! - Wszyscy stali jak wryci, Naruto rozumiejąc swój błąd, wziął swoje rzeczy i zniknął im z horyzontu. Hinata postanowiła skończyć jego robotę, nim weźmie się za swoją. Karen chciała się uspokoić, więc poszła do gabinetu Mikoto, gdyż ona jedna miała dziś klucze do tego pomieszczenia. Mori postanowił zadzwonić do Sachiego, następnie skorzystać z łazienki, zanim będzie mógł przyjąć towar, który miał przyjechać za pół godziny. 

"Jedynym sposobem utrzymania zdrowia
jest jedzenie tego, czego nie lubisz,
picie tego, czego nie chcesz,
i robienie tego, na co nie masz ochoty." M.Twain

Trzymał swoją córkę w rękach, jakoś czuł nadal złość. Chociaż minęło już tyle godzin. Eriko już dawno spała, lecz jej bliskość sprawiała mu namiastkę bezpieczeństwa. Patrzył przed siebie, nie ruszał się, ledwie oddychał, pragnął poczuć już obecność Sachiego. Usłyszał otwierane drzwi, po pewnym czasie także kroki do pokoju dziecięcego, potem ktoś spoglądał na nich. 
Ohira uśmiechnął się do niego, wziął Małą do łóżeczka, przykrył kocykiem, wrócił do fotela i usiadł pokracznie na kolanach swojego chłopaka.
- Nadal to w tobie siedzi? - spytał analizując jego twarz, oczy, spoglądał na jego ciało, widział jego zgryzotę. - Co byś zjadł? Przyniosłem trochę dania meksykańskiego i piwo, ale mogę zrobić coś innego. - Liczył się z tym, że w kwestii kulinarnej lubią inne rzeczy, dlatego go to w jakiś sposób fascynowało. 
- Naleśniki sobie zrobię.
Przygarnął jego głowę bliżej siebie, aby pocałować. Jego usta smakowały kawą, widocznie w drodze do jego mieszkania wypił ten czarny napój. W sumie pracując, gdzieś gdzie sprawiało to nudność, niż przyjemność - domyślał się, że to nie była dziś pierwsza kawa.
- Chodźmy jeść - rzucił i skierował się do kuchni. Mori spojrzał na córeczkę, zostawiając tylko punktowe światło, wyłączył górne. Z kolei widząc jak Sachi robi ciasto do naleśników, nastawił piekarnik, żeby podgrzać mu jego jedzenie. Wyciągnął jeszcze dwa pokale, które schował na chwilę do zamrażalnika wraz piwami, aby ochłodzić. Zabrał się za smażenie naleśników, patrząc kątem oka na to, jak jadł drugi chłopak. Po chwili do niego dołączył, gdy wyciągnął szkło z lodówki, nalał im piwa, do trzy czwartej pojemności. 
- Od dawna stałem się twoim numerem jeden? - rzucił, żeby złamać ciszę, jakoś wcześniej nie zwracał uwagi na to, że jego przyjaciel spogląda na niego, jakby był jego całym światem. Od momentu, kiedy zdecydował się z nim być, uświadomił sobie, że tak było.
- Od matury. Bolało mnie, że nie mogę ciebie mieć. Ile razy mi mówiłeś z kim spałeś, z kim się całowałeś, to miałem ochotę cię walnąć. Znosiłem to dzielnie, ponieważ nie chciałem spięć między nami - wymamrotał wstawiając naczynia do zmywarki. Następnie odwrócił się nie wiedząc, co ma zrobić ze sobą. Patrzenie na Moriego wcale mu nie pomagało. Po krótkim czasie, znów Eriko, przypomniała o swoim istnieniu.
- Już nikogo nie potrzebuję, oprócz was - odpowiedział idąc do Małej. Sachi postanowił poczekać na niego w salonie. Włączył telewizor, po chwili poczuł chłodne dłonie na swojej szyi, które przesunęły się na koszulkę. Było to przyjemne - tego pragnął - jednak nie chciał się śpieszyć. Bał się porażki. Ile razy kogoś miał to nie umiał z nim długo być. Z  Kakuei'em nie chciał popełnić tego samego błędu. Chwycił jego dłoń, delikatnie ścisnął, żeby go nie bolało. Jego przyjaciel postanowił usiąść obok niego i poczekać na jakiś gest. Wziął tylko pilot, przełączył na kanał filmowy, Sachi nie chcąc, żeby się fochał, ułożył się na jego torsie oraz uznał, że tak jest w sam raz. - Coś nie tak? - spytał Mori, widząc jak Ohira powoli zasypia, ten tylko uniósł delikatnie głowę do góry, popatrzył w jego oczy, które przyciągały go chyba dłużej, niż od ostatniej klasy liceum. 
- Mogę cię pocałować? - spytał, poczuł tylko dłoń na swoich wargach, która zaczęła obrysowywać, najpierw usta, potem nos, potem całą twarz, gdy tylko się znudziła, ujrzał jak jej właściciel kiwnął potwierdzająco głową. Usiadł na piętach, nachylił się nad swoim chłopakiem, nie chciał wyjść na idiotę, ale więcej w życiu korzystał z dolnych partii ciała, niż z tej, więc czuł strach. 
Musnął delikatnie ust, zachwiał się, Mori czując spięcie postanowił przejąć nad tym dominację. Położył swoją rękę na jego ramieniu, wbił się tak drapieżnie w usta, mrucząc przy tym zadowoleniu. Mieli jeszcze z trzy godziny nim znów obudzi się Mała. Sachi położył się, drugi chłopak usiadł na jego biodrach, znów korzystając z ust. Musiał przyznać, że wyczuwał brak praktyk w tej części ciała. Musiał pokazać mu, że to nie jest straszne. Kiedy zabrakło mu powietrza, odchylił się widząc, rumieńce i rozczochraną fryzurę. Sięgnął do niej, pogłaskał jego czuprynę. Był cudowny i jego, ale sam bał się, iż zburzy ich przyjaźń.
- Coś jeszcze? - spytał.
- A jak powiem: nie. To coś mi zrobisz?
- No... zawsze mogę ci powiedzieć, byś wrócił do swojego mieszkania - odparł na tyle poważnie, że Sachi zepchnął go na podłogę. Zaczął się śmiać, jednak sam dziś nie miał siły na coś więcej. Znali się tyle lat, że sama obecność go uspakajała. Chciał tylko z nim być, jak to się mówi: na dobre i na złe.
- I tak, dziś nie wychodzę stąd, skoro nie siądę na motocykl po procentach, więc sobie żartuj ze mnie dalej - odrzekł pokazując mu język i wyszedł po piwo. Nie zważał już na szklankę, jeśli miał pić na kanapie. Jakoś był mniej kulturalny od drugiego mężczyzny, więc nawet nie spytał, czy przynieść drugą butelkę. 
- A dla mnie? - prychnął idąc po lampkę wina, gdyż chciał czegoś słodkiego, wziął jeszcze maślane ciasteczka. 
- Twoja dieta mnie zadziwia. Oby kurator teraz nie wpadł, bo może to źle odebrać.
- Gorzej, jakby przyszedł za cztery godziny, jak będziemy spać.
Ohira chwilę się zastanowił i zaczął się śmiać, mimo tego nie potrzebował dziś, niczego więcej.



R.XI,Cz.2 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy19/2/14 14:32

    Witam,
    rozdział wspaniały, oj Naruto przesadził trochę z alkoholem ;] wściekła Karin to niebezpieczna Karin... jak widać między chłopakami zaczyna się układać ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)