Translate

19.2.14

Rozdział XI - Alkohol (cz.2)

<<  R.XI,Cz.1






Kliknij na strzałkę, żeby przejść do pierwszej części!

Proszę o komentarze.


"Bywają okazje,
gdy zwyczajnie
nie można się nie napić." A.Sapkowski
Mieszkanie wyglądało jak parę tygodni temu. Zeschnięte talerze leżały w zlewie. W łazience były brudne ubrania, zabrudzona wanna i ubikacja. Na podłodze w salonie były rozrzucone dokumenty oraz zabawki. Mikoto, postanowiła, przygotować to miejsce do funkcjonalności. Wyciągnęła jakieś dresowe ubranie Ayano. Uznała, że pójdzie do pobliskiego sklepu, po jakieś kartonowe pudełka. Chciała spakować rzeczy, częściowo chowając w piwnicy, co nieco oddając biednym. Nie wiedziała, czy wszystko ma zniknąć,  pomimo to uznała, aby Takeo pamiętał swoje wspomnienia, powoli dochodząc do setna wydarzeń. A nie było w nich Ayano i synka. Czuła zmęczenie, gdyż nie spała pół nocy, czuwając przy łóżku Takeo. Musiała ją pielęgniarka wygonić do domu, wręcz przeciwnie nie mogła jakość wrócić.
Metro zatrzymało się na przystanku, tuż obok jego mieszkania. Po prostu, odruchowo wyszła, kierując się w danym kierunku.
Spojrzała się jeszcze po mieszkaniu. Znalazła zeschnięte preparaty do sprzątania, dlatego wpierw musiała zrobić zakupy. 
Kręcąc się po sklepie, wrzucała automatycznie potrzebne rzeczy do wózka. Przystanęła na stoisku z artykułami alkoholowymi. Miała tylko przejechać, aby dotrzeć na pieczywo. Jednak widząc czekoladowy likier, skusiło ją, żeby wziąć to, choć chwilę się wahała nad tym.
Czuła wzrok na sobie - w sumie - nie dziwiła się, gdyż była w dresie, który był skrojony dosyć młodzieżowo. Mając tyle lat, musiała wyglądać dosyć zabawnie. To sprawiło, że uśmiechnęła się do siebie. 
- Czy mogłabym prosić o jakieś puste pudełka? - spytała jakiegoś pana w uniformie, ten tylko kiwnął głową, żeby chwilę później, wyjść do magazynu. Stała w tym samym miejscu, więc nie musiał jej szukać. - Dziękuję - odpowiedziała, kierując się z tym wszystkim do kasy. 

Po jakiś dwóch godzinach porządków oraz chowania rzeczy przed synem, postanowiła zrobić pizze, którą kupiła w markecie kilkanaście minut wcześniej. W tym czasie popijała likier. Miała nadzieję, że nie zadzwonią po nią, żeby natychmiast   przyjechała do szpitala. Może ten trunek nie był mocny, lecz dawno nie piła, co sprawiło, że lekko kręciło się jej w głowie. 
Usłyszała telefon, który widocznie zostawiła w kuchni, idąc w tamtym kierunku potknęła się o worki, które chciała później wynieść do śmietnika.
- Słucham? - odezwała się, tak jakby, życie z niej uszło, powoli odczuwała braki snu, dodatkowo alkohol rozgrzewał ją od środka.
- Coś się stało?
- Sprzątałam u Takeo. Chyba zostanę tu na noc. Nie mam siły, żeby wrócić.
- Jak on się czuje? - spytała Karen, jej głos w telefonie brzmiał, całkiem inaczej niż w rzeczywistości, ale może Mikoto, tak to odbierała, ponieważ mało dzwoniła. 
- Dużo śpi, mamrocze, nie pamięta niczego od swoich szesnastych urodzin. Lekarze coś mówią, że za tydzień wyjdzie do domu, jeżeli co siedem dni, będzie przychodzić do psychiatry. 
- Uu, współczuję. Myślałam z Hinatą o jakimś przyjęciu. Nie wiem, czy to nie byłby dla niego szok, widząc tylu ludzi, których nie kojarzy. Co ty na to?
- Może dzięki temu szybciej wróci. Nie chcę go takiego.
- Czemu?
- Ludzie się zmieniają. Kiedyś był taki zbuntowany, co teraz mocno widać.
- A, rozumiem, jak coś to możemy coś zrobić? 
- Tak, tak.
- Spadam, bo muszę pogadać z Naruto.
- Do widzenia.
Przerywany dźwięk zabrzmiał w jej w uchu.
Nacisnęła czerwoną słuchawkę. 
Wyciągnęła pizze z piekarnika, włączyła telewizor i nie wiadomo, w jakim momencie, po prostu zasnęła. 
Rano pojechała do domu, aby przebrać się, zdziwiła ją cisza, jaka panowała w tym miejscu. Rozumiała, że młodzi wyszli do pracy, lecz myślała, że Naruto został, gdyż słyszała, że nadal źle się czuje.
Musiała sprawdzić jego pokój, nie zaskoczyło ją, że spał, owinięty kołdrą jak w kokonie. Nie budziła Uzumakiego, tylko od razu pojechała do szpitala.

Przywitała się z pielęgniarkami oraz weszła na chwilę do gabinetu lekarza prowadzącego Takeo. Ucieszona dobrymi nowinami, weszła do sali, gdzie leżał jej syn. Trzymała siatkę z zakupami, którą w tej danej chwili opuściła z hukiem na podłogę.
- Takeo! Nie! - krzyknęła, gdy ujrzała syna, który stał na parapecie przy otwartym oknie. Chwyciła go w pasie, cała trzęsąc się z nerwów. Jej syn płakał razem z nią. Pielęgniarka wraz z lekarzem, wbiegli do sali, pomogli jej położyć mężczyznę na łóżko. Nie mogła spytać się: czemu to zrobił, ponieważ dostał leki nasenne. 
Usiadła na krześle, czekając na to, aż się obudzi. Kątem oka widziała, jak pielęgniarka podaje jej zakupy, które kupiła dla syna.
Zebrała jego włosy i patrzyła na śpiącą twarz, która obecnie emanowała nieziemskim spokojem. 
Złość z każdą chwilą malała do zera, jednak była zaniepokojona jego zachowaniem. Wiedziała, że musiał sobie coś przypomnieć, jeśli zdecydował się na taki krok.
"Zresztą nie ma na świecie
nocnego lokalu,
w którym by można długo
wysiedzieć na trzeźwo.
Chyba że jest z tobą
dziewczyna naprawdę zabójcza." J. D. Salinger
Brał prysznic, kiedy usłyszał płacz dziecka. Wiedział, że Sachi jest w salonie oraz ogląda sport. Miał świadomość, że wszystko będzie dobrze, jeśli jeszcze chwilę odpręży się przy strumieniu wody. Było to bardzo kojące, bo pół nocy nie spał. Przypomniał sobie, także że niebawem Eriko miała mieć problemy z rosnącymi zębami. 
Nie chciał  torturować  swojego chłopaka. Uświadomił sobie, że jakby nie pomoc niani i pielęgniarek, to pewnie, by miał lewe ręce do własnego dziecka. Nie ważne, czy wychował się w Domu Dziecka, czy też nie. Jakoś nigdy nie ciągnęło go do dzieci. Może, dlatego że sam - miał trudne dzieciństwo - spychał na dalszy plan to, że może mieć własne. Teraz słono żałował, że nie bawił się z innymi dziećmi, unikając kontaktu, aby tylko mało kto o nim wiedział. 
Ubrał bieliznę, przeczesał włosy do tyłu, nie fatygując się, żeby pójść po ubranie. Wszedł do pokoju dziecięcego. Ujrzał, że Sachi pożera go wzrokiem, ale obaj zachowali trochę zdrowego rozsądku, jeśli jeden z nich, w tym danym momencie, trzymał dziecko w rękach. 
- Idziemy na imprezę? - spytał chłopaka, zabierając dziecko, musiał Eriko nakarmić, zadzwonić po nianie, a może brat zechciałby znów spotkać się z bratanicą. 
- Musiałbym pójść do swojego mieszkania. Ogarnąć się... - Nie dane było mu skończyć, gdyż Mori przystanął na tyle blisko, że czuł nie tylko jego, ale też dziecko. Poza tym ten pocałunek był w jakiś sposób magiczny. Postanowił, więcej marudzić, może takim sposobem Kakauei będzie robić to częściej.
- Ja zadzwonię po ekipę i opiekę, potem spotkajmy się na rynku głównym.
Wyszedł z Eriko, mówiąc do niej śmieszne rzeczy, Ohira spojrzał na nich, lecz nie chcąc tracić czasu, pocałował jeszcze Moriego w policzek, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z mieszkania.

- Tak, tak... Club Night w Centrum - mówił to już piąty raz, jeszcze został mu telefon do Naruto. Wahał się, gdyż czuł, że nie powinien tego robić. Poza tym był zobligowany, żeby zorganizować córce opiekę. Zatem zadzwonił najpierw do swojego brata, który tłumacząc się papierkową robotą - odmówił, mówiąc też, że chętnie przyjdzie w niedzielę. Opiekunka zapewniła, że będzie za pół godziny oraz chętnie zostanie na noc. Dobrze, że wstawił pojedyncze łóżko, koło łóżeczka. 
Dał sobie jeszcze chwilę, wybierając ubrania, układając włosy, nawet jeszcze raz spojrzał na Eriko, gdy po prostu stojąc przy lustrze w korytarzu, wyciągnął telefon.
- Hej, Naruto - rzucił, niby nie formalnie, ale czuł gulę w gardle. Rozsądek podpowiadał, żeby się rozłączył. Coś też szeptało, że mężczyźni tak nie postępują.
- Część - usłyszał niemalże szept. - Co słychać? - To było bardziej formalne, niż układał sobie w głowie.
- Pamiętasz jak ci proponowałem zabawę?
- Miała być dzisiaj. Mam się zbierać?
- Tak! Weź Karen, bo myślę, że sam tam nie trafisz.
- Och, już na mnie się nie gniewasz?
- Byłeś pijany. Daj spokój. Dziś Sachi będzie blisko, jak coś to cię walnie - zagroził żartem, usłyszał śmiech, pogadali chwilę o niczym.
Umówili się na dwudziestą przy Club Night.
"Przy pierwszym toaście
człowiek pije sake,
przy drugim - sake pije sake,
przy trzecim - sake pije człowieka."
Przysłowie japońskie
- No, i wchodzimy proszę państwa. Może Karen z Naruto... - przerwał widząc ich kątem oka. - Poczekam na nich - odparł, widząc, że Sachi też zostaje razem z nim.
Pozostała czwórka, słysząc ogłuszającą muzykę, weszła do środka. 

Spojrzał się na koleżankę, która nie wiedziała jaką ubrać sukienkę, żeby wyglądać zniewalająco. Chciała dziś kogoś poderwać, nawet na jedną noc. Dawno nikogo nie miała, więc pragnęła poczuć przy sobie czyjąś obecność. 
Karen zawsze była zbyt otwarta na ludzi i nie znała granic; Naruto, właśnie tak ją widział. Była najbardziej odważna z tych osób, jakie dane było mu tutaj poznać.
- Przepraszamy za spóźnienie - odrzekł, przypatrując się dwójce mężczyzn, którzy spoglądali na siebie dyskretnie, a z każdym tym ruchem, coraz bardziej się uśmiechali.
- Oj, nie gadać, wchodzić - odparł Sachi, który chciał już się napić, czy też zatańczyć ze swoim chłopakiem. Chociaż wiedział, że nie może  na wiele sobie pozwolić, mimo to pragnął korzystać z tej nocy. 
- Uu, jak głośno - odparł Naruto, nie był przyzwyczajony do takich decybeli. Szybko zapoznawał się  z nowymi miejscami, więc widząc, co robią inni ludzie od raz złapał rytm.
- Sake! - wrzasnęli wszyscy, choć wybór w barze był różny. Jakkolwiek by nie było, chcieli bawić się na całego. 

Sachi z Kakauiem szybko weszli na parkiet stapiając się z tłumem. Karen, poszła w kierunku łazienki, znikając im z horyzontu. Osamu z Ginko poszli na papierosa. Naruto został przy barze z Akihito i Chie. 
- Jak masz na imię? - spytała dziewczyna, widocznie już tyle wypiła, że zapomniała, albo to on miał taką dobrą pamięć, że wystarczyło iż przestawili się raz i wiedział: kto - kim jest.
- Naruto. Naruto Uzumaki. - Zamilkł na chwilę, spoglądając za znajomymi. Widział nie wyraźnie tańczącą parę, byli za blisko siebie. Obawiał się kłopotów, ale chwilowo nic nie robił, jeśli nikt tego nie zauważył, oprócz niego. - Skąd znacie Moriego? - spytał, gdyż nie wiedział, o co ma ich pytać.
- Studia.
- Liceum.
Usłyszał dwie różne informację, spojrzał kątem oka, że Osamu z Ginko wracają już do baru.
-Idźmy tańczyć, bo tyłki nam zrosną z tymi stołkami barowymi! - wrzasnęła Ginko do przyjaciół, klepiąc w plecy zaskoczoną Chie. 
- Ja idę do łazienki. Którędy?!
- Idź w lewo, Naruto! - usłyszał czyjś głos, niemniej jednak ujrzał jarzący napis na ścianie: "WC".

Korzystał z pisuaru, poczuł czyjąś dłoń na swoim nagim pośladku, aż ode chciało mu się oddawać tę urynę w publicznym miejscu. Poza tym słyszał stłumione jęki, jakie dochodziły z kabiny. Przeleciało przez jego myśl, czy nie iść do drugiej, żeby zwymiotować. Widział również na lusterku zeschniętą spermę. Jakby nikt tutaj nie wchodził, ażeby posprzątać.
Ujrzał jakiegoś młodego mężczyznę, który opierał się o framugę między jedną a drugą kabiną. Spoglądał na niego, jak zwierzę w okresie godowym. 
Naruto na tyle, był pijany, że nie myślał.
Wszedł do środka, poczuł wkrótce, czyjąś obecność obok siebie.
- Chcesz mi obciągnąć? - widocznie tego pana nakręciły odgłosy, które chwilę temu umilkły. Było zupełnie cicho, następnie usłyszeli krótki śmiech, potem ktoś wyszedł z tego pomieszczenia. - Więc? 
- Nie mogę - odparł szczerze, sam nie wiedział, w co się aktualnie bawi. Ujrzał jak mężczyzna przykłada swoją dłoń do swojego krocza, aby rozsunąć spodnie na boki. Wzrok Naruto skupił się na odpinanym guziku, przygryzł dolną wargę, aż poczuł jak mu słabo. Chciał uciec, ale był ciekawy, co ma nastąpić w kliku sekundach później. Był zbyt pijany, aby połączyć swój umysł z resztą ciała.
Uklęknął przed mężczyzną, sam nie wiedząc, czy tego chce, chciał spróbować, jak to jest zrobić, coś wbrew sobie. 
- Jednak możesz - usłyszał podniecony już głos, widział przed oczami, że penis nieznajomego porusza się, sunął jego spodnie wraz z bielizną, aż musiał się lekko odchylić, widząc jakich jest rozmiarów. 
Liznął go krzywiąc się, lecz zakrył to wsuwając członek do swoich ust, ruszał głową, gdy zaczął po prostu trzeźwieć. 
- Nie! Nie! Nie! - Wybiegł z kabiny, wypłukał usta zimną wodą, następnie wyszedł szukając wzrokiem Karen. Poszedł na drugi poziom, gdzie znajdowały się stoliki, strefa VIP i klatki z tancerkami. Widział jak całuję się z kimś, przystanął może z pięć metrów od niej, gdy spojrzała się w jego kierunku... 
- Co się stało? - spytała.
- Daj mi kluczę. Chcę do domu.
- Co się stało? - powtórzyła, grzebiąc w torebce, facet obok stał  przy nich oraz przyglądał się badawczo. Będąc wstawionym jak oni, co nie umknęło jego uwadze. 
- Nie mogę o tym mówić - prosił ją, błagał w myślach, aby nie pytała znowu o to samo. To była tylko i wyłącznie jego sprawa.
- Pójdę z tobą.
- Zostań. Dopiero przyszliśmy. Znam drogę. Szybko się uczę. Dam radę. - Nie mówił składanie, plątał się w zeznaniach, chciał już owinąć się w kołdrę, ponieważ to dawało mu namiastkę domu. 
- Tylko napisz SMS-a jak już będziesz w domku.
- Dobra! - krzyknął kierując się w pośpiechu do drzwi wyjściowych.
"Człowiek pije, żeby utopić jakąś myśl,
a ta przeradza się w obsesję.
Podejrzenie, które chciało się odsunąć,
pod wpływem alkoholu staje się żywsze,
silniejsze, zajmuje coraz więcej miejsca." S.Schmitt
Wszedł do sklepu całodobowego, jaki znajdował się tuż przy tunelu metro. Podszedł do działu z alkoholem wybierając jakiś najtańszy. Pani zapakowała mu w papierową torebkę, jakby obawiając się, że ktoś może mu dać mniej lat, niż ma.
Zaczął pić na przystanku, miał gdzieś opinie, siedzących obok ludzi. Musiał się napić, poza tym zapomnieć, na domiar złego tęsknił. Był chory z miłości, wszak nie mógł, nawet nikomu tego powiedzieć. Ujrzał liczbę oczekującej linii metra, która zlewa mu się, więc powoli zatoczył się do ruchomych drzwi. Zeskanował bilet, usiadł na wolnym miejscu, oparł potylicą o chłodną szybę. Spoglądał na równoległe okno, popijając alkohol, który powoli mu się kończył. Dobrze, że syntezator mowy mówił: gdzie są, wskutek tego nie musiał skupiać się na szczegółach, by przypadkiem wysiąść w złym miejscu.
Tęsknił za Wioską, za ludźmi, za przyjaciółmi, za Kyuubim.
Pragnął być już w domu; z tymi ludźmi, których lubił, wręcz kochał.
Czuł, że oszukał ich, uciekając do tego świata, z którego nie znał wyjścia.
Był bezradny. Samotny. Przestraszony.
Nie tak wyobrażał sobie: bycie bohaterem.





R.XII,Cz.1 >>

2 komentarze:

  1. Witam, zgłosiłaś się do przeprowadzenia z Tobą wywiadu na http://wywiady-z-autorami-blogow-mangiianime.blogspot.com/. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie mogę odnaleźć linka lub buttonu do naszego bloga. Byłabym wdzięczna gdybyś dodała go w przeciągu dwóch dni. Po tym czasie zmuszona będe napisać ci odmowę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy27/2/14 14:43

    Witam,
    rozdział fantastyczny, Naruto coraz bardziej czuje się taki zagubiony, samotny.... ta akcja w toalecie, jak dobrze, że Naruto zorientował się co się dzieje i wyszedł...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)