Translate

19.5.14

Rozdział XIV - Przyjaciel (cz.1)


<<  R.XIII,Cz.2






"Przyjaźń jest łańcuchem
uczuć chłodnych i serdecznych,
z tą tylko różnicą,
że chwile oziębienia
należą do rzadkości." Helvetius


Kołysał w dłoni swoją córkę, patrząc na śpiącą nianie, nie chciał jej zbudzić. Nie musiała tutaj być, kiedy wrócili od Takeo. Eriko już smacznie spała od paru minut, więc delikatnie położył ją do łóżeczka, przykrył kocykiem. Przez to, że nic nie pił na imprezie, czuł się bardziej orzeźwiony od Sachiego. Ten rozłożył się jak na złość na całym łóżku, musiał go zepchnąć na jego połowę, widać było, że nawet przez sen jest bardzo uparty.

Tak, bardzo się z nim szarpał, aż go wzbudził. Patrzyli się w oczy i widział, że ten już wrócił do siebie. Kiedy weszli do domu wyglądał na agresywnego, dlatego nakazał mu iść do sypialni, ten nie bardzo chciał się go słuchać, jednak dla dobra dziecka to zrobił.
- Mój pijaczyna – szepnął wtulając się w tors, chciał już iść spać, jakby nie sunące się po jego koszulce dłonie.
- Przepraszam cię za to… - wymruczał czując jak zawartość żołądka cofa mu się do gardła, dlatego gwałtownie wstał, Kakuei tylko usiadł po turecku spoglądając na znikającą postać za framugą. Następnie poszedł do kuchni zaparzyć gorzkiej herbaty. Wchodząc znów do sypialni widział swojego chłopaka, który trzymał się za brzuch.
- Dobrze, że masz dziś wolne. Wyglądasz jak siedem nieszczęść – odrzekł podając mu kubek, ten kiwnął głową, bo nawet miętowy smak w ustach sprawiał, że czuł alkohol w żyłach.
- Ktoś pić musiał – wybełkotał pijąc pomału brunatny napój. – Idź spać, jak Eriko się obudzi to do niej pójdę. – Czuł, że do tego momentu dojdzie już do siebie, aby nie zrobić jej żadnej krzywdy.
- Yhm – wydusił z siebie, nie podobało mu się to, ale oczy same zamykały się do snu. Spojrzał jeszcze na niego troskliwym wzrokiem, ułożył wygodnie głowę na poduszce i po chwili zasnął.
Sachi, kiedy wypił herbatę, wtulił się w niego, żeby zasnąć, choć teraz sen nie był tak miły jak wcześniej, bo co chwilę budził się, aby iść do łazienki.
"Przy­jaciel to ktoś,
 kto da­je Ci to­talną swo­bodę
by­cia sobą." Jim Morrison
Patrzył przez chwilę na niego. Spał. Nie wiedział, że po tylu latach ten widok może wzbudzać w nim tak skrajne emocje. Z szczęścia do niepokoju, gdyż bał się, ze któregoś dnia prawdziwie go straci. Przesunął dłonią po jego jasnych włosach, następnie sunął dłoń na jego twarz, a zakończył muśnięciem palcem jego warg.
Przypomniał sobie początek Wojny, gdzie Naruto był tak słodki i niewinny. Nawet ich pierwszy pocałunek, który wyrwał go z omamienia złem i nauczył innego słowa, jakiego nie znał. Relacja owszem rozwijała się, jednak Sasuke nie byłby sobą, jeżeli nie raniłby tych, których darzył czymś więcej, niż zwykłą nienawiścią.
Nie pamiętał swojego pierwszego razu z kimś innym. Wiedział, że był gdzieś na wygnaniu, bądź robił jakieś zadanie. Zarazem był daleko od niego. Tak, bardzo tęsknił, że z każdym dniem się gubił w swoich nowych uczuciach.
- Sas… - usłyszał, bo znów wyłączył się z realnego świata. Tak, bardzo bolało go, że ranił osobę tak znacząco w jego życiu. Nawet nie bolało jego, jak zabijał, co raz członka swojej rodziny.
- Hmm? – spytał próbując skupić uwagę na tych błękitnych tęczówkach, które spoglądały na niego z troską.
- Coś się stało? Która jest godzina? – zapytał, bo wyczuwał przez sen, że coś jest nie tak. Jakby miał Kyuubiego w sobie zapewne zbudziłby się szybciej, niż teraz.
- Za dużo wypiłem, jeszcze do ognia dolałem sagi – wymruczał ściskając w swoim gardle słowa, te o których ciągle myślał.
- Piłeś jak szalony, dobrze, że w takich chwilach mogę poczuć się mądrzejszy – poczuł jak Sasuke go szturchnął, choć jak się nienawidzili to bardziej czuł ból. To „coś” było niczym.
- No… bo to było dobre. Mogłem tylko mniej je mieszać.
- Przypomnę ci to kiedyś, a teraz to ni spać, ni jeść – wymruczał patrząc na wschodzące słońce. Sięgnął dłonią po telefon, widząc na nim, że jest po piątej. Zaraz musiał zbierać się do pracy, mimo że musieli iść na wzgórze z pudełkiem. Mimo to, czuł, na łóżku moc swojego Liska.
- Ja mam tysiąc pomysłów, co możemy porobić razem.
Naruto słysząc takie słowa, aż zaświstał, a jego oddech zrobił się cięższy. Wiedział, że są sami, bo dziewczyny zostały, żeby posprzątać oraz obie stwierdziły, że nie zdążą na ostatni odjazd metra, czy autobusu miejskiego, gdyż w ciągu doby było z pięć godzin przerwy.
- A tobie tylko jedno w głowie.
- Myślałem, żeby zrobić śniadanie – skłamał mierząc się z nim wzrokiem, dlatego Naruto znając go tyle lat wyczuł nieprawdę w jego ustach.
- Ta… chyba konfitura z Naruto – odrzekł Uzumaki, przesunął się bliżej niego, chciał poczuć znów jego ciepło, intensywność zapachu. Lubił do niego wracać, aby czuć bezpieczeństwo i szczęście. Nadal nie mógł mu wybaczyć, że nie był mu dokońca wierny.
Nie chcąc zdradzić swoich uczuć wtulił się w jego tors. Uchiha był zaskoczony tak nagłą reakcją, jaka mało kiedy się zdarzała między nimi. Odwzajemnił to, tym, że objął go swoimi rękami.
Pocałował jego głowy, poczuł napływające łzy do oczu, nie mógł uwierzyć, że szedł po kruchym lodzie, jaki mógł w każdej chwili rzucić go do lodowatej wody. Zdążył wprawdzie uciec od tego, prosząc Naruto o wybaczenie, choć nie powinien się zniżać do tego poziomu będąc Uchiha, ale dla niego zrobiłby wszystko, czego obecnie nie mógł zaprzeczyć.
Czuł jak dłonie drugiego chłopaka przesuwają się po koszulce, następnie jak ten chce mu ją zdjąć, nie rozumiał tego, jednak ją zdjął. Poczuł drobne pocałunki uświadamiając sobie, że ten całuje jego blizn, jakich miał multum na swoim ciele.
- Też je masz – powiedział przechylając się lekko w tył, aby dać mu lepszy dostęp do samego siebie. Zaczęła go lekko podniecać cała ta sytuacja. Naruto spojrzał na jego leniwy wzrok, potem musnął jego ust, Sasuke chwycił go za włosy, żeby zmusić do mocniejszego pocałunku. Jeżeli ten pragnął się bawić to mieli jeszcze mnóstwo czasu na takie przyjemności.
- Sasuke!
- No co?
- Nie gryź mnie – odparł, czuł krew na swoim języku, przejechał nim po swoich wargach, przekręcił przecząco głowę, a żeby podkreślić, że mu się to wręcz podoba, wsunął swoją dłoń za pasek jego spodni.
- Lubisz mnie wkurzać…
- Ty mnie też, ale nie wiem, czy mamy czas na takie zabawy – odparł masując jego penisa, nadal nie suwał w dół spodni, Sasuke tylko widział poruszająco dłoń, która sprawiała, że zaczynał stopniowo chcieć trochę więcej.
- Nie wystarczy ci, że cię przeprosiłem i tęskniłem za tobą? – Naruto słysząc to wysunął dłoń, wstał z łóżka, chciał wyjść, ale miał lekki problem, który nie pozwalał mu się ruszyć, niemniej jednak oparł się o pobliską ścianę.
- Nigdy nie zostawiałeś mnie na tyle miesięcy sam z wiedzą, że ktoś jest w twoim łóżku! Jak śmiesz, żebym od tak potraktował, że tego nie było? – wrzasnął, a po jego policzkach popłynęły łzy. Zawsze uświadamiając sobie, że ktoś mógłby skraść mu Sasuke popadał w furię. Upadł na kolana czując jak serce mu pęka, nie chciał czuć chłodu, ponieważ nie chciał go stracić. Za dużo w jego samotnym życiu znaczył ten Uchiha. Zakrył dłońmi swoją twarz. Zaś brunet teraz uświadomił sobie, jak bardzo pozwolił mu przelać swoją nienawiść, jaką nauczył go Itachi.
- Już cię przepraszałem, Naruto. Proszę choć tu do mnie. – Szepnął w jego kierunku, nie widząc reakcji chłopaka, wstał i podszedł do niego oraz kucnął, następnie masował delikatnie jego głowę zachowując dystans. Ten tylko wzdrygnął się, ale po chwili milczenia znów go przytulił. Sasuke tylko usiadł na podłodze, zaś Naruto tulił go, nadal płacząc. – Masz prawo o tym pamiętać. Byłem idiotą. Należy mi się twój ból. Chcę go czuć, bo wtedy wiem, że jesteś dla mnie wszystkim – wycedził, Naruto słysząc te słowa zaczynał powoli się uspakajać, desperacko trzymając go w swoich objęciach. Pragnął już nigdy go nie puszczać, jednakże mieli swoje sprawy, takie jak praca czy też powrót do domu.
Nie chciał w sumie jeszcze opuszczać Tokio, ale czas naglił, bo Wioska bez nich nie miała sensu istnieć. Miał stać się Hokage, a tak nagle zniknął. Nie wiedział co dzieję się w Konoha, jednak był to jego dom za którym tęsknił, i nie mógł o tym zapomnieć.
Po chwili wstał, udał się do łazienki, zaś czas powoli płynął do przodu.
"Miłość to dwie dusze
w jed­nym ciele,
przy­jaźń - to jed­na dusza
w dwóch ciałach. " Tadeusz Kotarbiński

Nie było już zamówień, robili buty, aby nikt nie zauważył, jak ta Fabryka stoi pod znakiem zapytania. Karen nie była zachwycona obrotem spraw, ale musiała przekazać Mikoto najgorszą wiadomość w swoim życiu. Setkom pracownikom groziło zwolnienie, sama była jednym z nim, starała się odnowić stare kontakty. Część nabywców nie odbierała, części już słyszała głuche połączenie. Usłyszała pukanie do drzwi, następnie Hinate, która źle wyglądała.
- Coś się stało? – spytała, jakby czując w kościach, o co może jej chodzić. Każdy czuł, że to miejsce powoli umiera. Już rano otrzymała pięć rezygnacji, jakie leżały na biurku. Widząc w dłoni Hyugi kawałek papieru, gdybała w myślach, że chodzi o to samo.
- Mam nadzieję, że nikomu nie powiesz, ale jestem w ciąży. No, i nie mogę wykonywać tak ciężkiej pracy, dlatego razem z Kibą pomyśleliśmy, że zrezygnuję.
- Uff – odetchnęła Karen, bo chociaż ten powód był logiczny, nie był wywołany strachem o finanse firmy, tylko własnym zdrowiem. – Gratulację. – Wyciągnęła rękę po dokument i odłożyła na stosik, musiała go dać Mikoto do podpisania. – Dam go do podpisania. Trzymaj się. – Przytuliła się do niej, jakoś z każdym dniem, coraz bardziej ją lubiła. Liczyła, że będzie przychodzić do Kiby czy dzięki niemu jeszcze będzie miała okazję z nią nie raz porozmawiać. Przekonywała się do jej trudnego charakteru, widząc w tym, jak bardzo pasuję do swojego chłopaka.
- Nie będzie to problem? – spytała widząc, że dokumentów jest już sporo. – Wiem, że Fabryka ma problemy i jakby nie mój stan to bym chciała tutaj pracować.
- Jak nie upadniemy możesz złożyć życiorys za rok.
- Znając swoje szczęście to trafi mi się wtedy gorsza umowa – prychnęła, bo pierwszy raz miała stabilna pracę z dobrą stawką, choć musiała długo tu bywać i więcej nosić ciężkich rzeczy, ale odpłacało jej się w cenie.
- Budda jeden wie, co wydarzy się za rok. To widzę, że Eriko będzie miała się z kim bawić. – Uśmiechnęła się promiennie do swoich myśli. Może będzie ich dzielić dwa lata różnicy, ale relacja dzieci zawsze jest łatwiejsza niż dorosłych. Liczyła, że ta ekipa będzie przyjaźnić długie lata. W tej Fabryce kryła się magia, którą odkrywała nieustannie.
- Ach, zapewne, lubię Kakueia. Na tej imprezie okazał wielkie serce rozmawiając ze mną.
- Wiem, jest takim promykiem. Szkoda, że zajęty – odparła Karen, której przelotne znajomości z mężczyznami kończyły się fiaskiem. Jakoś nie mogła odnaleźć tej jednej jedynej osoby. Czasem bywała zazdrosna widząc swoich znajomych, którzy kogoś już mieli. Czuła się wtedy podwójnie samotnie.
- Znajdziesz kogoś. Ja już muszę iść. Badania i te sprawy. – Pomachała jej i wyszła, Karen opadła na fotel i dzwoniła do następnego kontrahenta.


Czekała w przychodni nie tyle na lekarza, jak na Kibe. Pragnęła, żeby tutaj z nią był. Trzymał za rękę, bo było tutaj wielu ludzi, jakby nie chęć sprawdzenia, czy jest rzeczywiście w ciąży to wyszłaby, i wróciła ze swoim chłopakiem. Wchodząc do gabinetu usłyszała swoje imię. Ujrzała go zdyszanego, a jej serce poczuło ulgę. Powiedziała pielęgniarce, że ten mężczyzna może z nią wejść. Zgodziła się, pewnie nie było to dla niej pierwszy i ostatni raz, a widząc jak uśmiecha się, samo przez siebie brało logiczny ciąg. Lekarz też go nie wygonił, więc usiadł na krześle. Spoglądał jak lekarz nalewa żel na jej brzuch, potem spogląda na ekran, mruży oczy.
- Widzi pani to miejsce? – Hinata kiwnęła głową, słyszała w sumie bicie serca, ale nie wiedziała, czy to jest jej, czy dziecka. – To maleńkie serduszko, a wokół już nawet duży zarodek. Za tydzień powinno już widać zarys dziecka.- Zaczęła płakać, pielęgniarka podała jej chusteczki, a Kiba wziął do ręki zdjęcie USG i receptę z witaminami. Słyszeli, że ma się oszczędzać, przynajmniej w tych pierwszych tygodniach, kiedy płód jest delikatny jak bańka mydlana.
- Dziękujemy. Do widzenia. – Odezwała się Hinata. Nie mogła uwierzyć, że udało się, mimo że miała tak małe szanse na maleństwo.
- Udało nam się – odezwała się, gdy wsiedli do samochodu. Kiba sam miał ochotę skakać z radości. Bardzo pragnął mieć dzieci, a kochał to szatynkę, która skradła jego serce.
- Miłość nie zna granic i jeśli myślisz, że cię rzucę to zwalę teraz na przyjaźń . – Uśmiechnął się diabelnie, następnie nachylił się nad nią, aby wbić się w usta, jakby nie trąbienie jakiego samochodu, nie oderwaliby się, żeby wrócić do domu, gdzie czekał na nich głodny pies, jaki pewnie był zniecierpliwiony na przyjście swojego pana...


Proszę o komentarze. ;)



R.XIV,cz.2 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy20/6/14 14:43

    Witam,
    zaczyna się układać między Naruto a Sasuke, Hinata jest w ciąży, mam nadzieję, że firma przetrwa kryzys
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)