Translate

30.5.14

Rozdział XIV - Przyjaciel (cz.2)

<<  R.XIV, Cz.1




„Naj­piękniej­sza przy­jaźń is­tnieje
między ludźmi,
którzy wiele od dru­gich ocze­kują,
ale nicze­go nie żądają.”  
 Albert Schweitzer
Przyglądał się niemo na chłopaka, który uparł się, że pójdzie z nim, a nie znając tego miejsca, nie mógł, chociażby go zwiedzić. Westchnął, gdyż bezczynne czekanie, doprowadzało go do istnej furii.
- Naruto – usłyszał od strony drzwi, nim przeniósł wzrok w tamtym kierunku, mierzył się z Sasuke wzrokiem, jakby chcąc pokazać, jak cała ta sytuacja go męczy.
Uchiha przysłuchał się rozmowie, w żaden sposób nie podobało mu się, to, co usłyszał.
 - Młotku – usłyszał szept, jakby bał się, że głośniejsze słowa go zranią. Nie chciał go pośpieszać, siebie także, w jakimś stopniu; wiedział, że jego gniew jest wielki, jednak bardzo mu na nim zależało.
- Co? – zamilkł na chwilę, spoglądając na niego tęsknym wzrokiem, ale musiał już iść za Karen. Nawet nie powiedział jej, że przyjdzie za moment. Pewnie zdziwiło ją w połowie drogi brak jego obecności.
- Nie, nic.
Naruto widząc go takiego, czuł, że zaczyna go rozumieć, co sprawiało w nim radość. Podszedł do niego, musnął jego ust, nim wyszedł poczuł mocny pocałunek na swoich wargach, które uchylił, aby czuć więcej ekscytacji.


Wszedł do hali produkcyjnej, każda maszyna była wyłączona, cisza kuła w jego serce. Ludzie spoglądali na siebie, jakby szykowali się na ostatnią drogę. Zebrali się w okrąg, otaczając Karen i Mikoto, było widać niepokój w ich oczach.
- Zebraliśmy się tutaj, aby przekazać wam, że za dwa tygodnie Fabryka zostanie zamknięta – usłyszał szmer, gwizdy, to nie tak miało być, choć nie wiązał się emocjonalnie w to miejsce, to jednak lubił tu być. – Jednak widzę w tym miejscu potencjał. Znikną maszyny, zmniejszy się ilość pracy, ale planuję w tym miejscu dyskont z ubraniami krajowymi i zagranicznymi znanych krawców. Jeżeli interesowałaby kogoś praca za jakieś trzy miesiące czekam na życiorysy w moim gabinecie.
Mikoto nie mogąc znieść gwizdów, obelg, po prostu skierowała się ku wyjściu. Naruto spojrzał na Karen, która pobiegła po chwili za straszą panią. 
Z każdą minutą robiło się coraz pusto w Fabryce. Ludzie zrezygnowani woleli cierpieć w swoim domu, niż patrzeć na wyłączone maszyny. Postanowił jeszcze zajrzeć do Yumini, nie spodziewał się, że w drodze do gabinetu spotka Sasuke.
- Zwiedzasz? – Zadrwił, bo oczekiwał, że ten na niego poczeka. Mimo, to poczuł jego wsparcie, za które niby wypadałoby podziękować.
- Nudziło mi się już, i nie wiedziałem, iż napotkam ciebie.
- Jakbyśmy nie widzieli kwadrans temu… - prychnął uśmiechnął się do niego pierwszy raz tego dnia, Sasuke zapatrzył się na niego, ale ominął go kierując się do drzwi wyjściowych. 
Chciał zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

Zapukał, nie słysząc nic, uchylił niepewnie drzwi, obie panie nachylały się nad biurkiem, jakby czytając jakieś dokumenty, Karen dodatkowo pokazywała palcem na jakiś fragment.
- Czy to prawda? – Spytał głupio, lecz bardziej chodziło mu o to, że to miejsce straci dawny blask. Całą fabrykę Jiro-san stworzył od podstaw, a jego żona przekreśliła wszelkie jego marzenia. Jakby tym gestem pogodziła się, że życie musi toczyć się dalej. Bez wspomnień, które blokują głowę, atakując obrazami z przeszłości.
- Niestety, kiedyś musiało to nastąpić, a dochód już był minimalny – odparła Karen. Mikoto w tym czasie coś podpisywała, następnie skierował wzrok ku niemu.
- Żałuję, że muszę tyle osób zwolnić, ale nie jestem pierwsza i ostatnia, co musi to uczynić – powiedziała najstarsza osoba w pomieszczeniu, odtąd wróciła wzrokiem na dokumenty oraz spojrzała się na stosik z rezygnacjami.
- Będziesz chciał tutaj pracować? – Usłyszał, uświadamiając sobie, że za te kilka miesięcy, ona może go już nie pamiętać. Wróci do swojego świata, zostawiając tylko nikłe wspomnienie, jakie pewnie będzie mieć, albo odczuje, że kogoś w jej życiu brakuje.
- Zobaczymy, co przyniesie jutro, a jeżeli nic tu po mnie to już pójdę – odpowiedział, musiał jeszcze wziąć swoje rzeczy, a przeczuwając gdzieś w pobliżu Sasuke, czuł się lekko i szczęśliwie.

Zdziwił się widząc, że Sasuke czeka w jego już byłym miejscu pracy. Siedział na biurku z wyciągniętymi nogami , miał założone ręce na torsie, w pewnym sensie, czekając na to, aby w końcu z stąd iść do domu.
Młody Uchiha obserwował jego poczynania. Jednak na chłopaka jego zalotne patrzenie nie robiło już różnicy. Przywykł do tego, niemalże, jak do zmiany pogody. Czuł to, ale robił swoje, a chciał trochę tu ogarnąć, nim wyjdzie na zewnątrz, tymczasem nie spodziewał się, że zajmie mu to dłuższej, niż wcześniej planował.
Sasuke wstał do niego, pragnął już wyjść z tego dusznego pomieszczenia, aż czuł jak koszulka przylepia się do mokrych pleców.
- Co robisz? – Usłyszał, bez słów też domyśliłby się, że to, co robi jest dziwne. Ten musnął jego ust, z każdą minutą coraz mocniej. Pchał go całym sobą na pobliską ścianę. Naruto zarzucił ręce na jego ramiona i pozwolił chwilę, aby nie myśleli. Zaczął jęczeć, prosić o więcej, nie zważał, gdzie są, liczyło się dla niego, by stracić zmysły.
Krzyknąłby z przyjemności, kiedy poczuł wsuniętą dłoń, jaka obejmowała jego penisa, który dopraszał się, aby było tego więcej. Mieli mało czasu, każdy tu mógł zaraz wejść, a obaj pragnęli, by to było tylko między nimi.
- Odwróć się – sapnął do jego ucha, Naruto nim to zrobił rzucił koszulkę obok, następnie odwrócił się, a dłoń drugiego chłopaka przycisnęła go jeszcze bardziej do ściany. Czuł jak jego spodnie idą w dół, ale nie zatrzymywał, nawet w momencie, gdy mokry język lizał jego pośladki, rowek, dziurkę. Gryzł tylko swoją rękę, żeby stłumić odgłosy.
Po chwili usłyszeli czyjeś rozmowy, tupot, ale nikt nie wszedł, odetchnęli, a Uzumaki wykorzystał to na to, ażeby rozkazać Sasuke siąść na biurku. Lekko podniósł się, sprytne ręce zdjęły jego spodnie, ukazując pulsującego penisa, jaki tylko pragnął czuć o dużo więcej, niż obecnie.
- I to, by było na tyle – odpowiedział blondyn, oblizując wargi z spermy. Widząc, niedowierzanie u szatyna, przemyślał swoje myśli. – Nie jestem gotowy na więcej...
Ubrał się, ogarnął włosy i wyszedł stąd, a nie długo potem usłyszał bieg, zatrzymał się, co by Sasuke nie musiał wracać sam do miejsca gdzie aktualnie mieli nocleg. Na tyle go szanował, cenił, ubóstwiał, że nie mógł być tak zimnym draniem, jak on.

Przy­jaciele są jak ciche anioły, 
które pod­noszą nas, 
gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać. 
Antoine de Saint-Exupery

Bawił się z psem, widząc kątem oka swoją dziewczynę, która piła powoli waniliowego shake. Uśmiechała się, a jej twarz promieniała, mimo, że było tu zbyt wiele drzew, jakie sprawiały ulgę w upalne dni. Chwilami słyszał jej śmiech, gdy Akamaru wykorzystał swoją wielkość i powalił Kibę na trawę. Droczyli się, aż zdyszany chłopak przysiadł się przy dziewczynie, obserwując psa, czy nie wychodzi przypadkiem na ulicę.
- Nie powinieneś uczyć go przewracania człowieka. No, bo wiesz… dziecko i te sprawy. – Wymruczała widząc błysk w jego oku, który zdradzał, że jest tak samo zadowolony z nowiny jak ona.
- Oj, na ciebie jakoś się nie rzuca. Chyba łączy nas specjalna więź. Tylko mnie ten czubek krzywdzi – biała bestia przybiegła do nich, oparła łapkami o uda Kiby i przyglądał się mu, jakby szukał w nim ratunku. – No, co? – Spytał a puszty ogon zaczął radośnie podrygiwać. Sunął go na ziemie, aby stanął na czterech łapach, podszedł do patyka i mu rzucił, ten po chwili mu przyniósł. Zrobił tak parę razy, zaś Akamaru w pewnym momencie pobiegł do fontanny, która spływała w dół, do szklanej płytki, gdzie zwierzęta spokojnie mogły z tego korzystać. Nie był to głupi pomysł, z drugiej strony nie trzeba było bawić się w składane miski, czy inne wymyślne zbiorniki.
- Idziemy? – Spytała chcąc już się położyć, za długo już siedziała, a lekarz kazał jej większą dobę leżeć.
- Źle się czujesz?
- Rzucę cię, jeśli będziesz się o to pytać przez te kilka miesięcy – zagroziła, następnie powoli kierowała się w kierunku ich domu.

Oboje rozbawieni tym, że pies pierwsze, co zrobił po wejściu do domu to wgramolił się na swoją leżankę oraz wyrzucił z niego miśka i zasnął. Hinata także myślała o śnie, jednak potrzebowała chwili w wannie. Natomiast Kiba zaszył się w kuchni. Zapachy ani psa, ani dziewczyny nie wytrąciły w swoich postanowieniach. W tle leciało jakieś radio z nowoczesną muzyką, niezbyt głośno, w sam raz, aby czerpać radość z tworzenia dzieła kulinarnego.
Kiedy pieczeń piekła się w piekarniku, włączył laptopa, aby zobaczyć, co się w świecie dzieje, oraz przeszło mu przez myśl, żeby napisać curriculum vitae. Z tą myślą od razu włączył edytor tekstu i poszedł do salonu, gdzie na półce przy telewizorze trzymał dokumentacje. Potrzebował odświeżyć sobie to, gdzie pracował, a nie była to tylko Fabryka.
Po jakiś dwudziestu minutach zamknął plik. Odłożył na stolik sprzęt, gdyż musiał zajrzeć do kuchni. Miał jeszcze z jakiś kwadrans, nim wyciągnie jedzenie z piekarnika. Tym postanowieniem posiadał czas, aby przejrzeć portale z pracą. Udało mu się znaleźć kilka ciekawych ofert, na które złożył życiorys i teraz zostało mu samo czekanie na upragniony telefon.
Nim ponownie poszedł do kuchni, zajrzał do sypialni, martwiło go, że Hinata przez ciąże wygląda dosyć blado. Obawiał się komplikacji, jednakże jeżeli los sam chciał, aby mieli dziecko o które tak bardzo walczyli to nie wyobrażał sobie jego braku.
Nachylił się ku niej, nie chciał, żeby jadła odgrzewane jedzenie. Nie zdziwiło go, że słyszał szczekanie, gdyż za oknem usłyszeli pisk kota. Często zdarzały się takie wypadki drogi, w jakich ginęły koty, których było tutaj wiele. Dlatego bardzo do tego przywykli.
- Słońce, kolacja na stole – szepnął do ucha, które pocałował, następnie pobiegł do kuchni, czując przypalane mięso. Na szczęście dało się go jeszcze uratować. Odkroił zasmolone miejsce, resztę pokroił na plasterki, zaś pokrojone ziemniaki ułożył wraz z nimi na dużym talerzu. Nalał jeszcze do sosjerki pieczarkowego sosu. Nim to zaniósł rozłożył talerze i sztućce, potem Akamaru opierał się łapkami o blat, żeby sięgnąć po mięso. Widząc, kto jest w pomieszczeniu udał głupka i usiadł na dywaniku, jakby wcale nie polował na nic lepszego.
- Zaraz ci dam jeść. Daj nam najpierw zjeść – błagał swojego psa, który widocznie po dzisiejszym dniu był na tyle zmęczony, że pragnął to czymś zaspokoić. Siadł na dywanie obok stołu, przyglądał się jak jego pan nakłada na dwa talerze mięso, aż ślinka mu zaczęła cieknąć. Przekręcił łeb, gdy do pomieszczenia weszła zaspana Hinata, jaka usiadła na swoim miejscu.
- Yhm. Smaczne. Tylko mnie mdli – powiedziała dziobiąc niepewnie danie, które wiedziała, że jest wyśmienite.
- Wiem. Zjedz ile możesz.
- Ta… I jak zwymiotuję to nie bierz tego do siebie.
- Zwalę winę na dziecko, okej?
- Jak coś przeskrobiesz to winny jest Akamaru? – Odgryzła się pokazując mu język, czuła się przy nim szczęśliwa, i nawet nudności sprawiały, że chciała przy nim być. Była wcześniej niemądra, że nie walczyli o siebie, pozwalając wskazówkom zegarka, ruszać się do przodu(no-stop). Co pozwoliło, wrócić do siebie i już pozostać obok tej konkretnej osoby.


Proszę o komentarze. ;)


R.XV,cz.1 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy14/7/14 08:09

    Witam,
    a więc jednak fabryka zostaje zamknięta, miałam nadzieję, że jednak tak się nie stanie, ale zostanie otwarte coś innego, Kiba i Hinata pasują do siebie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)