„Najpiękniejsza przyjaźń istniejemiędzy ludźmi,którzy wiele od drugich oczekują,ale niczego nie żądają.”Albert Schweitzer
Przyglądał się niemo na chłopaka, który uparł się, że pójdzie z nim, a nie znając tego miejsca, nie mógł, chociażby go zwiedzić.
Westchnął, gdyż bezczynne czekanie, doprowadzało go do
istnej furii.
- Naruto – usłyszał od strony drzwi, nim przeniósł wzrok
w tamtym kierunku, mierzył się z Sasuke wzrokiem, jakby chcąc pokazać, jak cała
ta sytuacja go męczy.
Uchiha przysłuchał się rozmowie, w żaden sposób nie
podobało mu się, to, co usłyszał.
- Młotku –
usłyszał szept, jakby bał się, że głośniejsze słowa go zranią. Nie chciał go
pośpieszać, siebie także, w jakimś stopniu; wiedział, że jego gniew jest wielki,
jednak bardzo mu na nim zależało.
- Co? – zamilkł na chwilę, spoglądając na niego tęsknym
wzrokiem, ale musiał już iść za Karen. Nawet nie powiedział jej, że przyjdzie
za moment. Pewnie zdziwiło ją w połowie drogi brak jego obecności.
- Nie, nic.
Naruto widząc go takiego, czuł, że zaczyna go rozumieć,
co sprawiało w nim radość. Podszedł do niego, musnął jego ust, nim wyszedł
poczuł mocny pocałunek na swoich wargach, które uchylił, aby czuć więcej ekscytacji.
Wszedł do hali produkcyjnej, każda maszyna była wyłączona, cisza kuła w jego serce. Ludzie spoglądali na siebie, jakby szykowali się na
ostatnią drogę. Zebrali się w okrąg, otaczając Karen i Mikoto, było widać niepokój w ich
oczach.
- Zebraliśmy się tutaj, aby przekazać wam, że za dwa
tygodnie Fabryka zostanie zamknięta – usłyszał szmer, gwizdy, to nie tak miało
być, choć nie wiązał się emocjonalnie w to miejsce, to jednak lubił tu być. –
Jednak widzę w tym miejscu potencjał. Znikną maszyny, zmniejszy się ilość
pracy, ale planuję w tym miejscu dyskont z ubraniami krajowymi i zagranicznymi
znanych krawców. Jeżeli interesowałaby kogoś praca za jakieś trzy miesiące
czekam na życiorysy w moim gabinecie.
Mikoto nie mogąc znieść gwizdów, obelg, po prostu
skierowała się ku wyjściu. Naruto spojrzał na Karen, która pobiegła po chwili
za straszą panią.
Z każdą minutą robiło się coraz pusto w Fabryce. Ludzie
zrezygnowani woleli cierpieć w swoim domu, niż patrzeć na wyłączone maszyny.
Postanowił jeszcze zajrzeć do Yumini, nie spodziewał się, że w drodze do
gabinetu spotka Sasuke.
- Zwiedzasz? – Zadrwił, bo oczekiwał, że ten na niego
poczeka. Mimo, to poczuł jego wsparcie, za które niby wypadałoby podziękować.
- Nudziło mi się już, i nie wiedziałem, iż napotkam
ciebie.
- Jakbyśmy nie widzieli kwadrans temu… - prychnął
uśmiechnął się do niego pierwszy raz tego dnia, Sasuke zapatrzył się na niego,
ale ominął go kierując się do drzwi wyjściowych.
Chciał zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Chciał zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Zapukał, nie słysząc nic, uchylił niepewnie drzwi, obie
panie nachylały się nad biurkiem, jakby czytając jakieś dokumenty, Karen
dodatkowo pokazywała palcem na jakiś fragment.
- Czy to prawda? – Spytał głupio, lecz bardziej chodziło
mu o to, że to miejsce straci dawny blask. Całą fabrykę Jiro-san stworzył od
podstaw, a jego żona przekreśliła wszelkie jego marzenia. Jakby tym gestem
pogodziła się, że życie musi toczyć się dalej. Bez wspomnień, które blokują
głowę, atakując obrazami z przeszłości.
- Niestety, kiedyś musiało to nastąpić, a dochód już był
minimalny – odparła Karen. Mikoto w tym czasie coś podpisywała, następnie
skierował wzrok ku niemu.
- Żałuję, że muszę tyle osób zwolnić, ale nie jestem
pierwsza i ostatnia, co musi to uczynić – powiedziała najstarsza osoba w
pomieszczeniu, odtąd wróciła wzrokiem na dokumenty oraz spojrzała się na
stosik z rezygnacjami.
- Będziesz chciał tutaj pracować? – Usłyszał,
uświadamiając sobie, że za te kilka miesięcy, ona może go już nie pamiętać.
Wróci do swojego świata, zostawiając tylko nikłe wspomnienie, jakie pewnie
będzie mieć, albo odczuje, że kogoś w jej życiu brakuje.
- Zobaczymy, co przyniesie jutro, a jeżeli nic tu po mnie
to już pójdę – odpowiedział, musiał jeszcze wziąć swoje rzeczy, a przeczuwając
gdzieś w pobliżu Sasuke, czuł się lekko i szczęśliwie.
Zdziwił się widząc, że Sasuke czeka w jego już byłym
miejscu pracy. Siedział na biurku z wyciągniętymi nogami , miał
założone ręce na torsie, w pewnym sensie, czekając na to, aby w końcu z stąd iść do domu.
Młody Uchiha obserwował jego poczynania. Jednak na
chłopaka jego zalotne patrzenie nie robiło już różnicy. Przywykł do tego,
niemalże, jak do zmiany pogody. Czuł to, ale robił swoje, a chciał trochę tu
ogarnąć, nim wyjdzie na zewnątrz, tymczasem nie spodziewał się, że zajmie mu to dłuższej, niż
wcześniej planował.
Sasuke wstał do niego, pragnął już wyjść z tego dusznego
pomieszczenia, aż czuł jak koszulka przylepia się do mokrych pleców.
- Co robisz? – Usłyszał, bez słów też domyśliłby się, że
to, co robi jest dziwne. Ten musnął jego ust, z każdą minutą coraz mocniej.
Pchał go całym sobą na pobliską ścianę. Naruto zarzucił ręce na jego ramiona i
pozwolił chwilę, aby nie myśleli. Zaczął jęczeć, prosić o więcej, nie zważał,
gdzie są, liczyło się dla niego, by stracić zmysły.
Krzyknąłby z przyjemności, kiedy poczuł wsuniętą dłoń,
jaka obejmowała jego penisa, który dopraszał się, aby było tego więcej. Mieli
mało czasu, każdy tu mógł zaraz wejść, a obaj pragnęli, by to było tylko między
nimi.
- Odwróć się – sapnął do jego ucha, Naruto nim to zrobił
rzucił koszulkę obok, następnie odwrócił się, a dłoń drugiego chłopaka
przycisnęła go jeszcze bardziej do ściany. Czuł jak jego spodnie idą w dół, ale
nie zatrzymywał, nawet w momencie, gdy mokry język lizał jego pośladki, rowek,
dziurkę. Gryzł tylko swoją rękę, żeby stłumić odgłosy.
Po chwili usłyszeli czyjeś rozmowy, tupot, ale nikt nie
wszedł, odetchnęli, a Uzumaki wykorzystał to na to, ażeby rozkazać Sasuke siąść
na biurku. Lekko podniósł się, sprytne ręce zdjęły jego spodnie, ukazując
pulsującego penisa, jaki tylko pragnął czuć o dużo więcej, niż obecnie.
- I to, by było na tyle – odpowiedział blondyn, oblizując
wargi z spermy. Widząc, niedowierzanie u szatyna, przemyślał swoje myśli. –
Nie jestem gotowy na więcej...
Ubrał się, ogarnął włosy i wyszedł stąd, a nie długo potem
usłyszał bieg, zatrzymał się, co by Sasuke nie musiał wracać sam do miejsca gdzie aktualnie mieli nocleg. Na tyle go szanował,
cenił, ubóstwiał, że nie mógł być tak zimnym draniem, jak on.
Przyjaciele są jak ciche anioły,które podnoszą nas,gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.Antoine de Saint-Exupery
Bawił się z psem, widząc kątem oka swoją dziewczynę,
która piła powoli waniliowego shake. Uśmiechała się, a jej twarz promieniała,
mimo, że było tu zbyt wiele drzew, jakie sprawiały ulgę w upalne dni. Chwilami
słyszał jej śmiech, gdy Akamaru wykorzystał swoją wielkość i powalił Kibę na
trawę. Droczyli się, aż zdyszany chłopak przysiadł się przy dziewczynie,
obserwując psa, czy nie wychodzi przypadkiem na ulicę.
- Nie powinieneś uczyć go przewracania człowieka. No, bo
wiesz… dziecko i te sprawy. – Wymruczała widząc błysk w jego oku, który
zdradzał, że jest tak samo zadowolony z nowiny jak ona.
- Oj, na ciebie jakoś się nie rzuca. Chyba łączy nas
specjalna więź. Tylko mnie ten czubek krzywdzi – biała bestia przybiegła do
nich, oparła łapkami o uda Kiby i przyglądał się mu, jakby szukał w nim
ratunku. – No, co? – Spytał a puszty ogon zaczął radośnie podrygiwać. Sunął go
na ziemie, aby stanął na czterech łapach, podszedł do patyka i mu rzucił, ten
po chwili mu przyniósł. Zrobił tak parę razy, zaś Akamaru w pewnym momencie
pobiegł do fontanny, która spływała w dół, do szklanej płytki, gdzie zwierzęta
spokojnie mogły z tego korzystać. Nie był to głupi pomysł, z drugiej strony nie
trzeba było bawić się w składane miski, czy inne wymyślne zbiorniki.
- Idziemy? – Spytała chcąc już się położyć, za długo już
siedziała, a lekarz kazał jej większą dobę leżeć.
- Źle się czujesz?
- Rzucę cię, jeśli będziesz się o to pytać przez te kilka
miesięcy – zagroziła, następnie powoli kierowała się w kierunku ich domu.
Oboje rozbawieni tym, że pies pierwsze, co zrobił po
wejściu do domu to wgramolił się na swoją leżankę oraz wyrzucił z niego miśka
i zasnął. Hinata także myślała o śnie, jednak potrzebowała chwili w wannie.
Natomiast Kiba zaszył się w kuchni. Zapachy ani psa, ani dziewczyny nie
wytrąciły w swoich postanowieniach. W tle leciało jakieś radio z nowoczesną
muzyką, niezbyt głośno, w sam raz, aby czerpać radość z tworzenia dzieła
kulinarnego.
Kiedy pieczeń piekła się w piekarniku, włączył laptopa,
aby zobaczyć, co się w świecie dzieje, oraz przeszło mu przez myśl, żeby napisać curriculum
vitae. Z tą myślą od razu włączył edytor tekstu i poszedł do salonu, gdzie na
półce przy telewizorze trzymał dokumentacje. Potrzebował odświeżyć sobie to,
gdzie pracował, a nie była to tylko Fabryka.
Po jakiś dwudziestu minutach zamknął plik. Odłożył na
stolik sprzęt, gdyż musiał zajrzeć do kuchni. Miał jeszcze z jakiś kwadrans, nim wyciągnie jedzenie z piekarnika. Tym postanowieniem posiadał czas,
aby przejrzeć portale z pracą. Udało mu się znaleźć kilka ciekawych ofert, na
które złożył życiorys i teraz zostało mu samo czekanie na upragniony telefon.
Nim ponownie poszedł do kuchni, zajrzał do sypialni,
martwiło go, że Hinata przez ciąże wygląda dosyć blado. Obawiał się komplikacji,
jednakże jeżeli los sam chciał, aby mieli dziecko o które tak bardzo walczyli to
nie wyobrażał sobie jego braku.
Nachylił się ku niej, nie chciał, żeby jadła odgrzewane
jedzenie. Nie zdziwiło go, że słyszał szczekanie, gdyż za oknem usłyszeli pisk
kota. Często zdarzały się takie wypadki drogi, w jakich ginęły koty, których było tutaj wiele. Dlatego bardzo do tego przywykli.
- Słońce, kolacja na stole – szepnął do ucha, które
pocałował, następnie pobiegł do kuchni, czując przypalane mięso. Na szczęście
dało się go jeszcze uratować. Odkroił zasmolone miejsce, resztę pokroił na plasterki,
zaś pokrojone ziemniaki ułożył wraz z nimi na dużym talerzu. Nalał jeszcze do
sosjerki pieczarkowego sosu. Nim to zaniósł rozłożył talerze i sztućce, potem
Akamaru opierał się łapkami o blat, żeby sięgnąć po mięso. Widząc, kto jest w
pomieszczeniu udał głupka i usiadł na dywaniku, jakby wcale nie polował na nic
lepszego.
- Zaraz ci dam jeść. Daj nam najpierw zjeść – błagał
swojego psa, który widocznie po dzisiejszym dniu był na tyle zmęczony, że
pragnął to czymś zaspokoić. Siadł na dywanie obok stołu, przyglądał się jak
jego pan nakłada na dwa talerze mięso, aż ślinka mu zaczęła cieknąć. Przekręcił
łeb, gdy do pomieszczenia weszła zaspana Hinata, jaka usiadła na swoim miejscu.
- Yhm. Smaczne. Tylko mnie mdli – powiedziała dziobiąc
niepewnie danie, które wiedziała, że jest wyśmienite.
- Wiem. Zjedz ile możesz.
- Ta… I jak zwymiotuję to nie bierz tego do siebie.
- Zwalę winę na dziecko, okej?
- Jak coś przeskrobiesz to winny jest Akamaru? – Odgryzła
się pokazując mu język, czuła się przy nim szczęśliwa, i nawet nudności
sprawiały, że chciała przy nim być. Była wcześniej niemądra, że nie walczyli o
siebie, pozwalając wskazówkom zegarka, ruszać się do przodu(no-stop). Co
pozwoliło, wrócić do siebie i już pozostać obok tej konkretnej osoby.
Proszę o komentarze. ;)
R.XV,cz.1 >>
Witam,
OdpowiedzUsuńa więc jednak fabryka zostaje zamknięta, miałam nadzieję, że jednak tak się nie stanie, ale zostanie otwarte coś innego, Kiba i Hinata pasują do siebie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia