Translate

24.6.14

Rozdział XV - Obowiązki (cz.1)

<<  R.XIV, Cz.2









„Moim praw­dzi­wym obo­wiązkiem 
jest oca­lić włas­ne marzenia.”
Arthur Schopenhauer
Siedział samotnie na tarasie. Słyszał w oddali zwierzęta. Nie odzywali się całą drogę, choć próbował nawiązać z nim kontakt. Czasem nie umiał do niego dotrzeć, ale wiedział, że cała wina leży po jego stronie. Postanowił, że przejdzie się do stajni. Nie wiedział, czy ma cieszyć, że go odnalazł, pogodzili się, czy bać się tego, że zrobili błąd i go znów straci. Chciał czasem lepszej psychiki, bardziej silniejszej, niż kruchej jak ciastko.
Pogłaskał konia po harpiach, ten tylko dopraszał się o więcej, drugi zaś smacznie spał, jakby nie wyczuwał tutaj nikogo prócz swojego towarzysza.
- Sasuke – wiedział, że od paru sekund ktoś na niego spogląda, ale nie reagował. Lękał się, że znów zrobi coś źle, więc skupiał się na głaskaniu konia. – Bałem się, że już wróciłeś do domu – prychnął, ale trzymał w ręku pudełko, chciał już wypuścić Kyubiego, lecz nie wiedział, czy nie lepiej przed samą drogą przed szukaniem portalu. 
- Nie, nic mi nie jest, masz prawo się na mnie wkurzać.
- Przepraszam. To trudne.
- Całe życie jest trudne, Naruto.
- Może przynajmniej odpieczętujmy pudełko? – spytał, przyciskając je bliżej serca. Czuł jak wielka drzemie w nim moc. Burzyła się ona w jego głowie, aż ledwie stał na nogach.
- Jutro – podszedł bliżej niego, pogłaskał jego policzka swoją zimną dłonią. – W ogóle, czy coś nas tutaj trzyma? Nie, żebym tęsknił za Wioską. Wystarczysz mi za wszystko.
Naruto schylił się, delikatnie położył na podłodze pudełko, następnie delikatnie przytulił Sasuke do siebie, brakowało mu jego, ale z drugiej strony czuł, że zgubili się w swoich uczuciach. Sama znajomość drugiej osoby mogłaby wystarczyć, jakby nie pragnął, żyć z nim. Łatwiej znosił swoje myśli, będąc obok, niż tracić całego siebie dla niego.
Doświadczył z tym chłopakiem każdego etapu, na jaki można się zdać będąc człowiekiem. Chwilowo brakowało mu tego, co czuł pomiędzy - tej przyjaźni, którą ozdabiały głupie żarty i ciągła zabawa. Może teraz nie myślał, jak dorosły człowiek, jednak czując dłoń, jaka masowała jego plecy, rozlewając w nim poczucie bezpieczeństwa, aż westchnął.
- Może być jutro.
- O czym myślisz?
- O nas. Przepraszam. Brakuję mi tego, że staliśmy tacy poważni.
- Ja od zawsze taki byłem – Sasuke roześmiał się, bo nawet, kiedy pragnął być, choć trochę, chociażby, jak Naruto to przypominał sobie o nazwisku i całym tym dziedzictwo, jaki niósł na swoich barkach.
- Nie przy mnie, przynajmniej nie zawsze, właśnie tych chwil mi najbardziej brakowało, jak ciebie nie było.
Naruto podniósł głowę, spojrzał nieśmiało w jego oczy, tak mocno pragnął, nie widzieć w nich zdrad. Sasuke nic nie świadomy, tylko musnął jego ust, następnie ominął go, kierując się ku wyjściu.
- A ty gdzie?
- Idę się położyć.
- Obraziłeś się? – Spytał, chwytając pudełko z ziemi, podbiegł do niego, ten tylko zmrużył oczy, pokręcił głową, bo nie o to chodziło.
- Nie, nie. Zrozumiałem wszystko, ale głowa mnie boli.
Naruto kiwnął głową, podał mu pudełko, żeby zaniósł do pokoju, a sam poszedł zrobić im coś do jedzenia.
„Jest tak wiele miłości, tak różnych,
tak po­mie­sza­nych z niena­wiścią, niechęcią, 
obo­wiązkiem, po­gardą, 
że sa­mo słowo miłość niewiele dziś znaczy.” 
Anna Kamieńska
Szedł na drugą rozmowę kwalifikacyjną. Bał się, że nie znajdzie niczego, a wiedział, że Hinata nie ma prawa teraz mieć głowy do tego, aby zagwarantować im lepsze życie. Jeszcze kilka dni temu, wyobrażał sobie pracę w Fabryce, dziś był tak samo bezrobotny, jak jego dziewczyna.

Wszedł do wielkiej korporacji, gdzie oprócz bieli, mienił się kolor szary. Sekretarka ciągle spoglądała na monitor, naciskała energiczną klawiaturę, ramieniem opierała słuchawkę, coś tłumacząc nachalnemu klientowi.
- Przepraszam. – Kiba odezwał się, do niej ta tylko wskazała gabinet swojego szefa, nie wiedział, czy tak z marszu może tam wejść. Widocznie już na niego czekano.
- Witam. Ja w sprawie pracy – mówił powoli, a mężczyzna tylko prosił pracownika o wyjście, ten tylko delikatnie się ukłonił, bo różnica wieku wymagała kultury.
- Pan… - spojrzał na plik dokumentów, jakie leżały przed monitorem. – Kiba Inzuka? – Kiwnął głową, wyciągnął na powitanie dłoń, starszy mężczyzna krótko wstał, podał mu swoją, następnie śledził szybko zawartość jego życiorysu. – Pracował pan na produkcji, a czy zachęcanie klientów przez telefon, nie będzie za trudne?
- Jak wiadomo pracowałem już na podobnym stanowisku. Zachęcałem ludzi do kupna różnych drobnych artykułów. Myślę, że wzrost w pańskiej firmie będzie widoczny jeszcze tego samego dnia.
Patrzył cały czas w jego oczy, siedział sztywno, czuł jak cały się trzęsie z nerwów. Mężczyzna widocznie nie miał się do czego uczepić. Milczeli dłuższą chwilę, kiedy sekretarka weszła z plikiem dokumentów w białej, tekturowej teczce.
- Jakby pan zachęcił mnie do zakupienia tego długopisu? – Podał mu trzymany długopis, spoglądał na to rzecz, układając na szybko jakiś chwyt marketingowy.
- Tylko dziś w sprzedaży mamy najtańsze długopisy w mieście. Jedyny w swoim rodzaju, w złotym opakowaniu, do tego gwarancja, że nie wypisze się przez pół roku! Cena jest tak samo rewelacyjna, jak jakość! Kup już dziś! – Zarumienił się, bo zdał sobie sprawę, że włożył w to za dużo emocji, bał się, że przesadził w doborze słów, i znów zostanie bez niczego.
Widział w oczach szefa tej korporacji zachwyt, wymieszany ze strachem, jakby oceniał go, czy nie pomyli się w wyborze nowego pracownika. W firmie Mikoto musiał tylko stać przy maszynie, tutaj praca polegała bardziej na wyborze charakteru,czego był świadom, idąc na to rozmowę.
- Oddzwonimy do pana za jakieś cztery godziny.
- Dobrze. Do widzenia. – Opuścił wzrok, tylko w drzwiach napotkał się na sekretarkę, która układała dokumenty w szafce. 

Włączył telefon, ujrzał na nim nieodebraną wiadomość od Hinaty, ale chciał pobyć jeszcze chwilę sam. Czuł, że nie umie czuć do niej, więcej niż przyjaźń. Jakby nie to, że była w ciąży. Z początku, jak do siebie wrócili, owszem miał nawet plany związane z nią. Kiedy czas płynął do przodu, zdawał sobie sprawę, jak bardzo czuję się obok niej samotny.
- Sake – wymamrotał do barmana. Jakaś kobieta nie wiele młodsza od niego przysiadła się do niego. Miała duży dekolt, krótką spódniczkę, do tego sztuczne rzęsy. Mrużyła nimi zachęcająco, wręcz musiał mocniej przycisnąć szklankę w swojej dłoni.
- Może masz ochotę? – Szepnęła, spojrzała na barmana, jakby bała się, że naciśnie guzik, żeby wezwać ochronę. Nie raz jej się to zdarzyło, i nie tylko w tym miejscu. Teraz liczyła na wielkie szczęście.
- Mam kogoś. – Mógł myśleć o wszystkim, ale nie chciał stracić dziecka, a Hinata źle znosiła ten stan. Nie chciał, aby przez to wszystko, co czuł, żeby ktoś zginął. Wiedział, że na szczerości przyjdzie czas za kilka miesięcy, teraz musiał po prostu udawać szczęśliwego.
- To, czemu pijesz?
Trafne pytanie, poczuł dłoń na swoim udzie, jaka sunęła się do jego krocza. Wypuścił powietrze, bo emocje zaczęły w nim rosnąć. Czuł jak dziewczyna rozpina jego rozporek. Wsuwa swoją dłoń w otwór jego bokserek. Powoli rusza jego penisem, dawno nie czuł czegoś tak zakazanego. Chwycił jej dłoń, wyciągnęła ją, zapiął swoje spodnie.
- Chodźmy – rzucił krótko, kładąc pieniądze na ladę, wyszli na zewnątrz. Wiedział, że musi skręcić w ślepą uliczkę. Nie dałby rady dalej pójść z takim problemem jak wypukłość w spodniach.
- Yhm. Ktoś się tu nakręcił. – Rzuciła blondynka, Kiba tylko pchnął ją na ścianę, wsunął dłoń pod jej skąpą bluzkę. Miała większy biust od Hinaty, wyciągnął swojego penisa oraz wiedział, że jeśli jest tak chętna, to nie będzie protestować, żeby zrobić to szybko. Rozerwał jej majtki, następnie spojrzał, czy ktoś nie idzie. Byli tu sami, za koszem, nikt nie powinien osądzić, że są w publicznym miejscu. Prawie nic nie było widać. Rozłożył bardziej jej nogi na swoich biodrach, wsunął penisa do środka, spoglądał na nią, lecz nic nie mówił, za to poruszał się powoli, a ona jedną ręką przytykała swoich ust, gdy był blisko spełnienia, wyciągnął go, zaczął szybko się masturbować. – Ohoho, a taki niby zajęty – prychnęła, teraz sam Kiba czuł wyrzuty, poza tym nie wiedział jak spojrzy swojej dziewczyny w oczy. Kręciło mu się w głowie, kiedy blondynka odeszła zwymiotował w tym samym miejscu.
Wszedł do pobliskiego sklepu, gdzie kupił piwo, parę przekąsek, ciasto, miał nadzieję, że już dziś nigdzie nie będzie musiał wychodzić. W domu wziął szybki prysznic. Widział w przelocie, że Akamaru śpi obok Hinaty, która mamrotała coś przez sen, zaś pies spojrzał na niego chwilę, i wrócił do wcześniejszego stanu.

Otwarł pierwsze piwo, włączył program sportowy, po chwili jego telefon zaczął grać. Szybko pobiegł do kuchni, gdzie go zostawił przy zakupach.
- Słucham?
- Gratuluję dostał pan pracę.
- Kiedy zaczynam?
- Proszę jutro przyjść na szkolenie, około ósmej, na którym podpiszemy umowę. Proszę pamiętać o oficjalnym stroju.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Nie chciał w tej sytuacji rozmawiać dłuższej, nacisnął czerwoną słuchawkę, i pozwolił sobie na płacz. Był bezradny oraz czuł się mimo wszystko jakoś samotnie.
W progu ujrzał psa, który pił wodę, dosypał mu karmę. Ten tylko z radości szczeknął, co z kolei obudziło Hinatę, która uśmiechała się widząc, że nie jest już w domu sama.
- Pijesz? – Spytała, później ziewnęła, chętnie przespałaby te kilka tygodni, i obudziła się po wszystkim.
- Chyba mogę? – Uśmiechnął się, biorąc łyk, dziewczyna tylko podeszła do niego, pocałowała jego policzka, potem ukroiła sobie kawałek ciasta.
- No, jasne. Dobre to ciastko.
- Częstuj się, częstuj. Maleństwu też się przyda.
- A mamusi prysznic.
- Cudownie pachniesz – prychnął, żeby pójść po następne piwo, Hyuuga w tym samym czasie zamknęła się w łazience, ażeby oddać się chwili relaksu.
Nie zdawała sobie sprawy, czym kierował się jej chłopak dzisiejszego dnia, musiała jeszcze go wypytać o pracę.
Sama żałowała, że obecnie nie jest w stanie jemu pomóc.
„Człowiek ma ty­le obo­wiązków,
że uni­kanie ich sta­je się
 pod­sta­wowym obowiązkiem. ” Ryszard Podlewski
Musiał przyznać sam przed sobą, że przytył, najszersza koszula ledwie zapinała się, zaś widoczny brzuch oznaczał się tak boleśnie. Musiał udać się do sklepu. Dobrze, że garnitur zakrywał jego problem. Jak mieszkał sam nie miał głowy do jedzenia, ciągle pochłonięty projektami z pracy, bądź własną twórczością. Dopiero, kiedy zamieszkał z Kakuiem zdał sobie sprawę, że wszystko po pracy wygląda inaczej, jakby jadąc do domu zostawiał za sobą cały dzień zmagań o lepszy projekt, który zwróciłby w głowie szefowi, na tyle by zarobić więcej, niż przeciętny pracownik. Był ambitny, a pamiętając lata spędzone w Domu Dziecka, wyostrzyły się w nim instynkt samozachowawcze. Rozleniwił się dopiero mieszkając u państwa Ohira, gdzie po nich przejął nazwisko oraz zapewnił, że zadba o nich, kiedy przyjdzie na to czas. Wiedział, że nie byli bogaci, ale darzyli go taką miłością, jaką wcześniej nie doznał, dlatego starał się przy nich „ochłonąć”, jego styl z mocnego, rockowego zmienił się na garnitury, bo nawet w szkole kombinował jak nie nosić mundurka.
Poszedł na studia z architektury, dlatego mało przebywał w Tokio, więc relacja z Morim polegała na początku na długich, telefonicznych rozmowach, gdy po prostu zabiegany zapomniał o dzwonieniu. Starał się być studentem z najlepszą średnią, więc dostawał stypendium, w sumie z Kioto do Tokio nie było zbyt wiele kilometrów, ale ciągłe spędzanie czasu w bibliotece oraz szukaniem pracy spędzało w nim sen z powiek.
To było głupie, kiedy wrócił do domu, mając dyplom w ręku, szukając tutaj pracy, natknął się na ogłoszenie firmy projektowej. Przypomniał sobie o przyjacielu, widząc nazwisko jego ojca w ogłoszeniu oraz uświadomił sobie, że stąd czerpał pieniądze. Chociaż opiekunka z Domu Dziecka dopiero po jego osiemnastych urodzinach oznajmiła jego przyjacielowi, kim jest, wręczając kartę bankową z wielką sumą pieniędzy. Odnalazł swoją rodzinę, która przyjęła go pod swój dach, a wtedy powiedzieli mu, że byli biedni jak mysz kościelna. Nienawidził ich do dziś, dlatego szybko znalazł swój kąt, robił studia, które rzucił nie mogąc się na nich skupić. Poznał dziewczynę, która zostawiła mu na progu jego dziecko. Międzyczasie pracował w Fabryce.
Sachi jeszcze raz spojrzał w lustro. Widział też, że jego przyjaciel nadal śpi, choć mamrotał wczoraj prawie cały czas, że pójdzie dziś szukać pracy. Chociaż miał tyle kasy, że nie musiał tego robić.
W kuchni szybko zjadł płatki z mlekiem, a na do widzenie usłyszał płacz dziecka, i zaspanego Moriego, ten tylko szybko do niego podszedł oraz pocałował w policzek, a także życzył udanego dnia.
Znów zapowiadało się na deszcz, a w radiu spikerka wspomniała o genialnej fabryce butów, która z dniem dzisiejszym oficjalnie zamknęła swoją działalność. Może nie zwróciłby na to uwagi, jakby po części go to nie dotyczyło.
- Witam – powitał się z koleżankami i kolegami z pracy. Widział, że za szklaną szybą jeszcze nikogo nie ma, więc poszedł do pomieszczenia socjalnego na kawę. Mieli dziś robić projekt wielkiego korporacyjnego budynku, który mieściłby się na obrzeżach Tokio, jakby było tu za mało wysokich budynków.
- Masz pomysł na ten budynek? – Spytał jego kolega z zespołu. Sam sobie nie wyobrażał, jak mógł wyglądać owy biurowiec, by błyszczał oryginalnością; do tego, co tu już było. Miał ciemno plamę, która aż go bolała od świadomości, że to zadanie jest dla niego za trudne.
- Chyba zacznę tradycyjną metodą, bo na komputerze nic nie wymyślę. – Wymamrotał siadając na krześle, spojrzał na zegarek, widząc, że jest pięć minut po czasie, ale musiał się skupić.
- A może postawmy na klasykę? A tylko zróbmy jakieś nowoczesne dodatki?
- To nie przejdzie. Pan Mori zawsze szuka czegoś powalającego. – Nie musiał znać starszego Moriego, by wiedzieć, jak działać. Wystarczyło, że przypomniał sobie opinie Kakuei’a, i od razu był świadomy, czego musi wymagać od swojej pracy.
- Coś wymyślimy. Musimy. – Szeptał jego kolega, który chodził z kubkiem po pomieszczeniu, trochę go to drażniło, ale też inspirowało, gdyż wyobraził sobie lekki, ale stabilny budynek, który byłby metalowo-szklany.
- Chyba coś mam – odrzekł pijąc już ostatni łyk kawy, podszedł do zlewu, szybko opłukał szklankę. Idąc do swojego biurka, natknął się na szefa, który tylko uśmiechnął się do niego. Ten tylko złożył dłonie, pochylił się na powitanie, zdjął marynarkę, którą odłożył na oparcie krzesła. Włączył komputer, dodatkowo podszedł do stołu stolarskiego, na którym rozłożył brystol. Sprawdził, jakie miał mieć wymiary zamówiony budynek, następnie pochłonął się w swojej pracy, zważając również na opinie współpracowników.




Proszę o komentarze. ;)


R.XV,cz.2 >>

1 komentarz:

  1. Anonimowy8/8/14 22:35

    Witam,
    co? no, to czegoś takiego po Kibie bym się nie spodziewała, co się stanie z Hinata jak pozna prawdę
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)