Translate

2.10.14

Rozdział XVII - Miłość (cz.1)

<<  R.XVI, Cz.2













"Rozstanie dla miłości
jest jak wiatr dla ognia;
słaby gasi, a mocny rozpala." 
Roger de Bussy-Rabutin

Leżała samotnie w łóżku, mając ciągle mdłości. Nawet torturą było dla niej pójście do łazienki. Spoglądała na psa, który był sceptyczny temu, gdzie ma obecnie być, czekając na swojego pana.



Nie mogła dodzwonić się do swojego chłopaka, aż obawiała się, że dłużej tutaj nie wytrzyma i zacznie krzyczeć, a piat jakiś sąsiad zlitowałby się nad nią. Liczyła, że da radę, bo ma wsparcie bliskich osób, lecz teraz widziała, że żyła złudnym świecie.

Na szczęście usłyszała, że ktoś wchodzi do mieszkania. Miała wrażenie, że ten ktoś boi się tutaj przyjść. Jedynie skomlenie psa uświadomiło ją, że był to Kiba. Ubrała szlafrok, kręciło jej się w głowie, ale i tak planowała za chwilę umyć się, tak tylko motywowała się, żeby stanąć na własnych nogach.

- Cześć – powiedziała nieśmiało, widziała ten wzrok, kiedy wszystko się kończyło, czy teraz też miała się tego bać, w tym stanie jakim była?

- No, hej, co tam? Jak się czujesz? - Jego głos nie brzmiał przekonywająco, poczuła ukucie w sercu, coś było nie tak. Przysiadła na kanapie, Akamaru tylko siedział obok, merdał radośnie ogonem, choć atmosfera była inna. Bardziej napięta, smutna, i widząc jaki był pies, a Kiba, nie wiedziała już nic. Możliwe, że majaczyła od tych nudności.

- Nudno bez ciebie – wymruczała, kładąc się, bo siedząca pozycja sprawiała jej ból. Chłopak nie zbliżył się do niej. Nie wziął na ręce, ażeby przynajmniej zanieść do łóżka. Krążył po pokoju, jakby szukał samego siebie. - Kiba... - Przymknęła oczy, bo tak mogła skupić się na tym, co chciała mu przekazać.

Ten tylko skupił na niej wzrok, jaki był przepełniony gniewem.

- Musimy porozmawiać – zaczął tak kameralnie, aż Akamaru wyszedł do sypialni. Ubóstwiał tego zwierzaka za taką wyrozumiałość, może dlatego ciągle zabierał go ze sobą, choć myślał nie raz, by zostawić go w schronisku. - Bo... ja... ciebie... - Nie umiał tego wypowiedzieć. Miał powiedzieć, że dawno już temu przestał o niej myśleć, jak o bratniej duszy. Kimś ważnym w życiu. Pragnął do niej wrócić, lecz kierowało nim bardziej przyzwyczajenie, niż głębsze uczucia. - Nie mogę z tobą być. - Opuścił głowę w dół, złożył dłonie jak do modlitwy. Cały drżał z tych emocji.

- Wiedziałam, że nawet dziecko nie sprawi, że spojrzysz na mnie, jak dawniej. Jak na początku. Sama nie wiem, dlaczego pakowałam się to jeszcze raz.

Tymi słowami, chciała już iść do łazienki, ale nie było jej to dane, gdyż zemdlała.

"Miłość jest tęsknotą
po utraconej połowie nas samych."
Milan Kundera

Rankiem poczekalnia była wypełniona bliskimi Hinaty, niemniej jednak Kiba przepadł. Nikt nie wiedział, gdzie jest i co robi. Sytuacja była tak trudna, że każdy milczał. Spoglądali na lekarzy oraz pielęgniarki, którzy nie mieli komu przekazać wieści o pacjentce. Wszyscy czekali, kiedy obudzi się, a nie którzy bezowocnie próbowali dodzwonić się do Inzuki, jaki przywiózł ją do szpitala. Wyszedł tylko po jedzenie, miał wrócić zaraz, a nie było go już kilka godzin.



Nie chciała podnosić powiek, bo udawanie śpiącej, dodawało jej więcej odwagi, niż uświadomienie sobie rzeczywistości. Podniosła jedną, a blask słoneczny oślepił ją, powoli przyzwyczajała się do jasności.

Od dłuższego czasu zdawała sobie sprawę, gdzie jest. Nie zdziwiło ją krzątający się ludzie w białych fartuchach, którzy dyskutowali ze sobą.

- Jak pani czuję się? - usłyszała, czując na drugim łokciu delikatne ukucie, jednak chciała wyczytać z oczu lekarza prawdę.

- Dobrze – powiedziała jak mantrę, którą uczy się nawet dzieci. Sama jeszcze nie wiedziała, co czuła, wiedziała, że od dziś zacznie życie od nowa.

- Chciałem poinformować panią, że przez pewne komplikacje nie udało nam się uratować dziecka.

Spoglądała na niego, czekała, w pewnej mierze miała nadzieję na żart z jego strony, z drugiej te wydarzenia wystarczyły, by tak się stało.

Zaczęła płakać, a personel wyszedł, i po prosił z tłumu ludzi po jednej osobie. Woleli, by oni pilnowali stanu zdrowia, bo mieli doświadczenie, jakie właśnie kierowało się dobrem pacjenta.




Nikt nie umiał dotrzeć do niej. Każdy siedział obok, przyglądał się postaci, jaka bardziej pochłaniał widok sufitu, niż ludzi wokół. Byli załamani tym widokiem.

W końcu musieli sięgnąć po radykalne środki. Po prosili znajomą Kakuei'a o pomoc. Miała specjalność psychiatryczną, do tego robiła studia psychologiczne. Podobno była w tym dobra.

- Witam, nazywam się Ginko Kuno, jestem znajomą Kakuei'a Mori. Wiem, że nie interesuję cię to, że jakaś obca kobieta do ciebie przyszła, ale nie zamierzam ciebie zostawić w takim stanie – mówiła ostro, lecz widziała reakcję od strony pacjentki. Nie zamierzała dalej załamywać się daną sytuacją. - Spójrz na mnie – poprosiła. Musiała zmusić ją chociaż do tego, żeby przyjrzeć się, co w danej sytuacji można zrobić.

Hinata myślała tylko o śmierci. Nigdy nie miała tak mocnej depresji jak dziś. Często myślała negatywnie w stosunku do własnego życia, jednakże dzisiejszego dnia osiągnęła szczyt wszystkiego. Nie chętnie oderwała wzrok od plamy. Ujrzała młodą dziewczynę, jaka patrzyła na nią z determinacją.

- Jesteś psychiatrą? - Spytała, bo tak bardzo nie chciała z nikim takim gadać. Zagłębiać się bardziej w swoje załamane serce. Czuła w sobie siłę, żeby dać sobie radę z tym sama.

- Nie, tylko – uśmiechnęła się ciepło, zarzuciła swoją prawą nogę na lewą, przyglądała się ku niej badawczo.

- Jak to?

- Robię też studia psychologiczne. Bardzo mnie interesują ludzie i ich problemy – oznajmiła, otwierając swoją skórzaną teczkę, z której wyciągnęła białą kartkę i długopis. - Narysuj mi drzewo.

Hinata patrzyła na nią, jak na wariatkę, co miało drzewo do tego, co czuła. Jednak po chwili wahania wzięła te rzeczy, usiadła wygodniej, choć nadal bolał ją brzuch.

- Narysuj jeszcze niebo i pamiętaj, że drzewo ma korzenie – oznajmiła, widząc kątem oka, jej arcydzieło. Nie chciała badać, czy nadawałaby się do Akademii Sztuk Pięknych, jednakże było to prostym testem jej obecnej emocjonalności.

Po chwili Ginko odebrała obrazek. Na nim znajdowało się proste drzewo. Korona jego była jak poszarpane koło, zaś niebo składało się z prostego słońca z promieniami, do tego pomalowane chmury. Ziemia przykrywała fala oznaczająca, gdzie jest horyzont, a pod spodem były widoczne mocne korzenie.
- Widzę, że twoje życie było od zawsze ciężkie. Jakbyś cały czas szukała skąd jesteś. Widzisz – wskazała na konar, na którym narysowane była szrama - tym znakiem pokazałaś mi, że doznałaś urazu, który był nie dawno. A samo drzewo jest tak małe, że chyba nie wierzysz w siebie, co nie? - Schowała obrazek, patrząc na szokowaną pacjentkę, choć takie badanie było podstawą dla każdego psychologa.
- Wow, znasz mnie od pół godziny, a wiesz o mnie więcej, niż przyjaciele.
- Za dużo z ludźmi, dlatego dostrzegam zbyt wiele. Wierzę, że szybko staniesz na nogi, a ja już spadam.
Hinata tylko uśmiechnęła się do siebie pierwszy raz w tym tygodniu.

"Jest taka miłość,
która nie umiera,
choć zakochani od siebie odejdą."
Jan Twardowski

Usiadła na łóżku, spoglądała na okno, za którym szerzyła się noc. Wspomnienia, te słodkie, takie niewinne, atakowały jej myśli. Przymknęła oczy, aby bardziej wsłuchać się w głos Kiby, jaki już znała na pamięć, czy w czasie kłótni lub romantycznych kolacji.

Tęsknota przejęła kontrolę nad całym jej ciałem. Tak, bardzo chciałaby go spotkać, chociażby na krótką chwilę. Dotknąć jego policzka, szyi, pocałować ostatni raz, czy też po prostu przytulić. Była zdolna mu wybaczyć, tak – naiwnie – nastawiona, żeby chwycić jeszcze trochę szczęścia.

Ubrała buty, schwytanie równowagi, nie było tym razem takie łatwe. Chciała przejść się, ażeby oderwać myśli od tego, co obecnie odczuwała.

Nie zdziwiło ją, że drzwi na ostrym dyżurze są otwarte. Poczuła nocne powietrze, tak chłodne, jak jej serce. Zdjęła buty, chcąc pochodzić chwilę po mokrej trawie. Poczuć między palcami źdźbło trawy. W pewnym momencie, położyła się; udając, że leży na śniegu. Zaczęła robić aniołki, następnie skupiła się na gwieździe polarnej. Przypomniała sobie, jak leżała z ukochanym, i przy okazji omawiali każdy gwiazdozbiór. Zaczęła płakać, skuliła się w embrion, chcąc już o wszystkim zapomnieć.

Czemu nadal nie mogła poddać się, by zacząć wszystko od nowa?

Nagle usłyszała czyiś głos, nie dane było jej wsłuchać się w niego, bowiem wszystko roztopiło się w ciemność.





Proszę o komentarze. ;)



R.XVII,cz.2 &gt;>

1 komentarz:

  1. Witam,
    biedna Hinata, najpierw rozstała się z Kibą, a później straciła także dziecko...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.

Etykietki

Info (6) Konoha (10) Nagroda (2) Tokio (9) Tom.1 (18) Tom.2 (19)